Człowieka najbardziej uzależnia hazard i władza.
Czemu więc nikt nie walczy z tymi uzależnieniami?
Największym szalbierstwem głoszonym przez etatowych pogromców narkotyków, jest kłamstwo, jakoby narkotyki uzależniały. TOTALNA BZDURA!
Człowiek nie uzależnia się od samych odurzających specyfików, ALE OD ZABURZEŃ, jakie powodują one w pracy centralnego układu nerwowego, a to kardynalna różnica w definiowaniu przyczyn tego typu uzależnienia.
Możewielu to zdziwi, ale jeszcze na krótko po 2 wojnie światowej Polak mógł sobie pójść do apteki lub drogerii i tam sobie, całkiem legalnie, kupić specyfik, który dawał „odlot”. To znaczy mógł sobie legalnie obstalować działkę: opium, morfiny, LŚD, o zakupie marihuany, czy jej pochodnej, haszyszu nie wspominając, tyle, że musiał w celu zakupu „gandzi” fatygować się do zielarza. Jeśli miał „wejścia” do wojska, mógł też do woli podkręcać się amfetaminą, która pod różnymi nazwami handlowymi znajdowała się na uzbrojeniu każdej szanującej się armii, obok klasycznej broni palnej lub siecznej.
Mało tego, jeszcze w latach 70 XX wieku, do momentu aż któryś nadgorliwiec sprawdził co jest substancją czynną w powszechnie dostępnych i to bez recepty kroplach Waleriana, można sobie było spokojnie ordynować na skołatane nerwy kurację z opium, czy leczyć gorączkę lub migreny kofeiną, zamiast obciążać wątrobę kilkoma porcjami kawy a` la siekiera, lub truć się paracetamolem, po wielokroć bardziej toksycznym od kofeiny..
I KOMU TO PRZESZKADZAŁO?
Czy po ulicach przedwojennych miast, zamiast normalnych przechodniów, walało się naćpane w szpadel społeczeństwo? Z tego co Zorro słyszał od rodziców i dziadków nic takiego nie miało miejsca, mimo, że każdym szanującym się lokalu, można było sobie zamówić, obok posiłku i napitku, fifkę lub fajkę nabitą nie tytoniem, ale opium lub haszem. (palona marihuana daje śmierdzący dym, więc jej tylko z tego powodu nie oferowano, a kokaina nie była na topie).
Środki odurzające były legalne, więc były relatywnie tanie, a to oznacza, że NIKOMU SIĘ NIE OPŁACAŁO podejmowania prób ich pokątnej dystrybucji, a także uzależniać od nich szersze grupy społeczne. Mało tego, desperaci na tak zwanym głodzie nie stanowili tak dużego zagrożenia jak obecnie, byli równie groźni co dzisiejsi wyczynowi alkoholicy, z zastrzeżeniem, że z środkami odurzającymi eksperymentowała głównie ówczesna elita. Pospólstwo wolało wódkę ewentualnie piwo, głównie temu, że obok odlotu, napoje alkoholowe dają organizmowi kalorie. Więc narkotyzował się ten, kto miał taką potrzebę, nie robiono tego dla szpanu, czy chęci skosztowania zakazanego owocu. Przeciętny obywatel na narkotyczne odloty nie miał czasu.
Wróćmy jednak do sedna podnoszonego tematu.
Niedawno zmarło się i to młodo, jednemu z liderów SLD. Przyczyną zgonu był nowotwór, a Polakom choroba nowotworowa i to całkiem zasadnie, kojarzy się z niemożliwym do uśmierzenia przy pomocy dostępnych środków bólem.
Pozostawił więc polityczny testament, w postaci projektu Uchwały dopuszczającej, a raczej przywracającego do łask terapii za pomocą znanych od tysiącleci substancji, potocznie zwanych narkotykami. (Formalnie, z definicji narkotykami są TYLKO pochodne opium, ale termin rozciągnięto na zakazane środki odurzające).
Narkotyki, jako lekarstwo, są znane i to od tysiącleci, skuteczniej uśmierzają od syntetycznych ich odpowiedników, bóle odnowotworowe, a także pomagają w innych, definiowanych jako lekooporne, chorób, takich jak na przykład padaczka, czy banalny autyzm.
Problem w tym, że są to substancje w Polsce i wielu innych krajach zakazane w stosowaniu, nawet klinicznym!
Aby dziś w Polsce lekarz mógł zastosować lek na bazie marihuany, czy opium, MUSI uzyskać zgodę resortów Ochrony Zdrowia i Spraw Wewnętrznych. Aby taką zgodę uzyskać MUSI NAJPIERW wyczerpać możliwości lecznicze dostępnych leków, których
PO PIERWSZE, jest bardzo dużo, choć tak naprawdę zawierają tylko kilka substancji czynnej, ale w różnych chemicznych wariantach. Nawet kiedy z góry wiadomo, że mamy do czynienia z postacią lekooporną, czyli nie sprawdzą się w konkretnej terapii;
PO DRUGIE, jeśli chce uzyskać taka zgodę, musi sporządzić bardzo wyczerpujący raport na temat nieskuteczności nakazanych procedurami medycznymi leczenia, w którym musi szczegółowo opisać skutki zaordynowanych leków, czyli de facto popełnić rozprawę naukową, która nie będzie wliczona do tak zwanego dorobku naukowego, bo, jak pokazała praktyka, bardzo trudno lekarzowi znaleźć promotora badania terapii opiatami lub alkaloidem pozyskanym z konopi indyjskiej.
Uzyskanie zgody trwa więc nie miesiącami, ale latami, a tymczasem nieszczęsny pacjent cierpi, co bynajmniej nikogo w ministerstwach nie rusza.
Zachodzi więc pytanie o powód, dla którego urzędasy, w imię klasycznej idee fixe, zamykają ludziom cierpiącym nieopisane katusze dostęp do specyfików, które być może ich nie uleczą, ale pozwolą bezboleśnie dotrwać do śmierci.
Cóż, jak nie wiadomo o co chodzi, zwykle chodzi o pieniądze, w tym przypadku, idące w miliardy dolarów zyski dla wąskiej grupy kanalii, dla których ludzkie cierpienie ma jedynie wymiar bezpardonowej gry rynkowej.
Tajemnicą Poliszynela jest powstawanie w izraelskich kibucach plantacji marihuany, mającej stać się surowcem dla dotychczas zakazanych specyfików. Kibuce są dla celów kontrolowanej uprawy idealnym rozwiązaniem, bo w obronie przed Palestyńskimi bojownikami, są bardzo dokładnie chronione przez uzbrojone po zęby komanda, które w razie wątpliwości najpierw do intruza strzelają, a dopiero potem pytają o powód zbliżenia się do zakazanej strefy. Ten surowiec trafiać ma do koncernów farmaceutycznych zarządzanych przez Żydów, by tam zostać przetworzonym na monstrualnie drogie specyfiki. Planowany zysk rynku leków na bazie marihuany, szacuje się na poziomie 100 kronie wyższym, niż zysk z nielegalnej dystrybucji „zioła”. Zatem jest o co ostro walczyć, nieprawdaż?
Konkludując, projekt SLD uderza w monopol farmaceutycznego lobby, zdominowanego Syjonistyczną Międzynarodówkę. Zakłada bowiem zniesienie monopolu dostawcy specyfiku, pozwalając nawet na kontrolowaną jego uprawę przez osoby potrzebujące takiej terapii.
Z tego tylko powodu NIE MA SZANS, aby do cna zdeprawowany i skorumpowany układ trzymający władzę w Polsce, dał przyzwolenia na to, aby został załamany nie tylko monopol ponadnarodowych trustów farmaceutycznych, ale przy okazji zlikwidowano by klasyczną żyłę złota służbom specjalnym, nie tylko polskim! Na walkę z narkotykowa kontrabandą i systemem jej detalicznej dystrybucji państwa wydają dziś WIĘCEJ niż na walkę z fanatykami uprawiającymi terror, zaś to, nie ponury żart, nagminną sytuacją jest dość powszechny status narkotykowego dilera jako chronionego przed odpowiedzialnością karną informatora lub świadka koronnego, jak nie policmajstrów to tajniactwa dowolnego autoramentu.
Tymczasem wielu ciepiących pacjentów na przewlekłe stany neurotyczne, potrzebuje TYLKO dobrze się wyspać lub wypocząć, czego nie może nieraz latami doświadczyć z powodu życia w ustawicznym stresie
Terapię spokojnym snem znali już starożytni lekarze Orientu, ordynując swoim pacjentom opium lub haszysz. Dziś wraca się do tej terapii, która nosi nazwę terapii poprzez śpiączkę farmakologiczną, ale nadal jest to terapia dostępna tylko w leczeniu klinicznym. Tymczasem coraz więcej społeczeństwa jest po prostu NIEWYSPANE, co generuje coraz więcej osób niedomagających nerwowo. Tych stanów nie da się skutecznie leczyć syntetycznym ersatzem tego, co Matka Natura gatunkowi homo sapiens sapiens oferuje. Dziś coraz więcej krajów liberalizuje totalną penalizację posiadania niewielkich ilości środków odurzających, co tyczy nawet USA, gdzie ¼ stanów „uwolniła zioło”. W Polsce trwa na ten temat jałowa debata, bo lobby narkotykowej prohibicji, nawet kiedy sadzi brednie, jest uznawane za autorytet.
Dopiero kiedy to środowisko dotknie choroba, na którą nie ma innego panaceum niż zakazane specyfiki, pojawiają się efemerydy, próbujące ten patologiczny stan zmienić.
Co do okazania było. Amen
Zorro
Inne tematy w dziale Rozmaitości