Garstka nieodpowiedzialnych frustratów
może narobić więcej szkód, niż armia wroga.
O powstaniu Listopadowym napisano wiele, niestety większość autorów tych tekstów powinna najpierw nieco poczytać o tamtych czasach, a dopiero potem zabrać się za powielanie narodowo-bogoojczyźnianej sztampy, sadząc brednie o jakimś „zrywie”, wstępu do Wiosny Ludów i temu podobnych. W rzeczywistości zarzewiem Powstania Listopadowego był bunt kilku frustratów, którym dłużyło się czekanie w stopniu podchorążego na oficerski patent w Armii Królestwa Kongresowego, jakby kto pytał 3, po pruskiej i rosyjskiej armii ówczesnej Europy!
Zacznijmy od rysu historycznego.
Po klęsce kampanii rosyjskiej Napoleona i odwrocie z Moskwy, które to przedsięwzięcie praktycznie unicestwiło dotąd niepokonaną Armię Cesarza Francuzów, powstał poważny problem, co zrobić z Księstwem Warszawskim.
Bo jak by nie było, jednym z „ojców chrzestnych” tego marionetkowej namiastki Polski, obok cesarza Napoleona I Bonapartego, był ...car Aleksander I! Powstał problem, bo Księstwo Warszawskie zbudowano z ziem nie tylko zaboru rosyjskiego, ale przede wszystkim pruskiego oraz austriackiego.
Tę dyplomatyczną przepychankę wygrał car Aleksander I, kupując biskupa Jana Pawła Woronicza, który za cenę godności arcybiskupa krakowskiego i senatora Kongresówki, zgodził się „lobbować” za koronowaniem cara Aleksandra I na ...króla Polski! Potem, za ukoronowanie cara Mikołaja I na króla Polski dostał godność prymasa. I tak, klasyką polityki faktów dokonanych, powstało Królestwo Kongresowe, połączone unią personalną z carami Imperium Rosyjskiego. Tak więc Aleksander I zyskał bez walki, bardzo dla nieco cenne, bo cywilizacyjnie wyprzedzające tereny Rosji o blisko 100 lat, nowe tereny na zachodzie, a Polacy otrzymali w nagrodę potwierdzenie reform wprowadzonych przez Konstytucję z 22 lipca 1807, którą narzucił Księstwu Napoleon Bonaparte. Jakby kto pytał, Konstytucja z 22 lipca 1807 roku była pierwszą konstytucją, jaka weszła w życie na ziemiach polskich, bo ta z 3 maja nigdy nie została skonsumowaną. Natomiast dzięki obdarowaniu metropolity warszawskiego godnością Prymasa Polski, po restytucji, Rzeczpospolitej Polska miała ...2 prymasów, jednego w Gnieźnie, drugiego w Warszawie i żaden nie chciał ustąpić. Zatem poczekano, aż obaj umrą i metropolię gnieźnieńską oraz warszawską objęto unią personalną (był jeden arcybiskup z tytułem gnieźnieńskim i warszawskim ) i taki stan zachował się do reformy administracji kościelnej zaordynowanej przez Jana Pawła II, który godność prymasa Polski przypisał do nowo utworzonej i mało znaczącej funkcji Kustosza Relikwii św. Wojciecha. Po śmierci skonfliktowanego z Janem Pawłem II kardynała Glempa, papież Benedykt XVI przywrócił godność Prymasa Polski arcybiskupowi gnieźnieńskiemu
Królestwo Kongresowe, (potocznie zwane Kongresówką od Kongresu Wiedeńskiego z 1815 roku, który ten byt państwowy zalegalizował), było autonomiczne od Imperium Rosyjskiego, Posiadało odrębną Konstytucję, (de facto tę z 1807, po kilku niezbędnych zmianach), odrębny Sejm, własny rząd i własną administrację, oraz niezależną walutę, a także z własną armią, dowodzoną przez polskich oficerów, z obowiązującą polską komendą. Języki urzędowe były 2, czyli polski i rosyjski, a nauczanie w szkołach odbywało się w języku polskim.
I tak było do roku 1832, czyli do ostatecznej klęski Powstania Listopadowego.
Choć formalnie w Kongresówce rządził król polski, będący jednocześnie carem Imperium Rosyjskiego, konkretnie Aleksander I, a potem Mikołaj I, to w rzeczywistości władzę sprawował poprzez namiestnika, którym był wielki książę Konstanty Pawłowicz, prywatnie brat carów Aleksandra I i Mikołaja I. Książę Konstanty był następcą tronu po Aleksandrze I, ale po jego śmierci odmówił przyjęcia tronu carów, pozostawiając go Mikołajowi,bo miał inne plany!!! Książę Konstanty lubił Polaków i lepiej się czuł w Polsce niż w w Moskwie czy Petersburgu. Do tego bardzo wysoko cenił polską armię, którą sam dowodził i wręcz pedantycznie dbał o jej bardzo wysokie wyszkolenie. Wielu historyków twierdzi, że planował oderwanie Kongresówki od Imperium i koronowanie się na Króla Polski, a silna polska armia, pod jego dowództwem, miała być „argumentem nie do pominięcia” w tych planach
I tu dochodzimy do sedna problemu, który nazywał się: nadmiar chętnych do oficerskich epoletów.
Bo armia Kongresówki, w przeciwieństwie do obecnego Wojska Polskiego, była normalną armią, w której najwięcej było żołnierzy szeregowych, około 30% stanu osobowego w warunkach pokoju stanowili podoficerowie, a korpus oficerski liczył nie więcej niż 10% stanu osobowego armii. W przededniu wybuchu powstania w służbie armii Kongresówki było mniej niż 30 tysięcy żołnierza, w tym około 2`500 oficerów, od poruczników po generałów. Potencjalnie ta armia mogła się szybko rozwinąć do około 150 tysięcy żołnierza, czyli 5. krotnie i aby miał nią kto sprawnie dowodzić, zwłaszcza na niższych szczeblach, istniał dość pokaźny korpus podchorążych, który to autorament był zawieszony pomiędzy korpusem oficerów, a podoficerów, czyli w realu miał prawa oficerskie, ale żołd i warunki bytowe właściwe dla podoficerów. Taki podchorąży, w czasach pokoju, mógł latami czekać na wakat, który dawał mu upragniona promocję na porucznika i otwierał ścieżkę awansu. Bo książę Konstanty dowodził wojskiem „bardzo twardą ręką”, wyznając zasadę: 2 oficerów na kompanię wystarczy, a 3 etat oficerski to aż nadto, ale musi być, bo nawet oficer może być na urlopie, albo niedysponowany.
Oficer dostawał wysokie uposażenie, kwaterę i za bardzo się w czasach pokoju nie przemęczał, no chyba, że miał problem z zaprzestaniem regularnego ochlaju, (w ówczesnych armiach zjawiska powszechnego), w momencie, po którym atakował kac. Zatem była to wręcz wymarzona fucha dla potomstwa drobnej szlachty, dla którego zabrakło miejsca w rodowych posiadłościach, a któremu Bozia nie dała talentów do prowadzenia działalności gospodarczej. Do tego trzeba pamiętać, że dla szlachcica zamknięte były jeszcze niektóre profesje, głównie w obszarze handlu i bankowości, których to zawodów się podjecie, powodowało automatyczną infamię! Po prostu ci młodzieńcy, dla których zabrakło rodowych dóbr, mieli wybór: albo zostać księdzem, albo zawodowym żołnierzem, ale trzeba zauważyć, że od kandydata na księdza wymagano zdecydowanie więcej intelektu, niż od kandydata na oficera!
W popularnych opracowaniach można wyczytać, jakoby powodem wybuchu Powstania Listopadowego była „narastająca niechęć” za niedotrzymanie obietnic poczynionych przez Aleksandra I, wobec negocjujących z nim polskich możnowładców ramy przyszłej Kongresówki, uzupełnione narastającym zamordyzmem, ograniczającym swobody obywatelskie, w tym prawa do zrzeszania się. Bo jako król polski, Mikołaj I wymusił zakaz działalności, między innymi, Lożom Masońskim, a kilku znanych polskich masonów, (ale nie z tego powodu, że byli członkami lóż masońskich), uwięził. Do tego król Mikołaj I zaczął powoli wdrażać kanony „pruskiego drylu” w organizacje porządku społecznego, co wcześniej uczynił z całą mocą w Imperium przy pomocy kilku ukazów, nie pytając nikogo o zdanie! Ale w Kongresówce musiał się liczyć z Sejmem i Senatem. (Stąd powiedzenie: „Musi to na Rusi”)!
Stosując więc klasyfikację według księdza Tischnera i polskich Górali, mamy tu do czynienia z klasyczną „tys prowdą”, bo tak prosto, jakby chcieli autorzy tych pseudonaukowych analiz ...nie było!
Owszem, Mikołaj I nie był tak ugodowym władca jak jego brat Aleksander I, ale taki to już urok autorytarnej monarchii dziedzicznej, gdzie o tym, kto zasiada na tronie decyduje to, kto jest rodzicami i w jakiej kolejności kto przyszedł na ten Świat, a nie taki drobiazg, jak ten, czy ktoś się na imperatora ...w ogóle nadaje! Do tego jednak trzeba dorzucić tak zwane warunki zewnętrzne, a te po roku 1825 stanowczo preferowały rządy autorytarne. Państwo które wzorem Rzeczpospolitej Szlacheckiej widziało w powszechnym warcholstwie cnotę, musiało skończyć równie żałośnie co tamta Rzeczpospolita! I nie był taki stan porządków społecznych w ówczesnej Europie wynikiem zbiorowego zainfekowania suwerenów bakcylem totalitarnego zamordyzmu, ale tworzącym się nowym teatrem konfliktów społecznych!
Do tej pory linia podziału społecznego przebiegała pomiędzy bogatymi możnowładcami, obowiązkowo wywodzącymi się z rodów szlacheckich, a upośledzonym w prawach mieszczaństwem i chłopami. Możnowładcy opływali w dostatki i pławili się w luksusach, reszta żyła w poniżającej nędzy, a nad wszystkim czuwali ...duchowni, głosząc na każdym kroku z ambon przesłania: „Widać Bóg tak chce, ale nie martwcie się, przecież ostatni będą pierwszymi, a cóż wobec wiekuistego szczęścia oznacza tych kilkadziesiąt lat wyrzeczeń”? Tym porządkiem nieco zachwiała Wielka Rewolucja Francuska, ale w ostateczności doprowadziła tylko do tego, że do grona krezusów mogli dołączyć też bogaci mieszczanie co nawet zostało przyjęte z zadowoleniem, bo na ówczesne salony władzy dostało się nieco „świeżej krwi”, w postaci ambitnych nuworyszy.
Ale około roku 1825, coraz częściej okazywało się, że opływające w dostatki możnowładztwo, to w rzeczywistości zadłużeni do poziomu niewypłacalności utracjusze, oraz jedna, wielka banda patentowych gołodupców, których jedynym majątkiem jest dziedziczne prawo do zajmowania lukratywnych synekur uzupełnione możliwością do swobodnego nakładania coraz to wyższych podatków na swoich poddanych, jeśli tylko zabraknie im kasy na zbytki. Z drugiej zaś strony, rodzący się przemysł doprowadził do powstania naprawdę zamożnych warstw społecznych, które jakoś nie miały ochoty dalej sponsorować jawnego i powszechnego utracjuszostwa ówczesnych elit władzy. Zaczynała się era kapitalizmu i coraz bardziej nabrzmiewający konflikt na linii: kapitaliści-feudalni suwereni i ich dworacy. Ale póki co, władza była u feudalnych możnowładców, a ci nie mieli ochoty rezygnować z przywilejów, w ich powszechnym mniemaniu otrzymanych od samego Boga. Zatem rosły w liczebność szeregi tajnych policji politycznych, a kolejni władcy ordynowali swoim poddanym coraz to wyższe podatki i coraz mniej swobód. Nie inaczej musiał postępować w Kongresówce Mikołaj I, tyle tylko, że Polacy mieli bardzo wpływowego protektora, w osobie Wielkiego Księcia Konstantego, pełniącego urząd namiestnika, lub jak kto woli, wicekróla. A warto wiedzieć, że książę Konstanty stanowczo odmówił wysłania wojsk polskich na wojnę turecko-rosyjską.
Około roku 1828 w szkole podchorążych zawiązał się spisek, którego celem było pojmanie księcia Konstantego i przymuszenie do 3 rzeczy:
-
do złagodzenia surowej dyscypliny w korpusie oficerskim, która doprowadziła niektórych oficerów nawet do samobójstw,
-
do zwiększenia etatów oficerskich w korpusie piechoty,
-
do zainicjowania jakiejś wojny, która otwarłaby szerzej możliwość awansów na wyższe stopnie oficerskie.
Aby było całkiem wesoło, o spisku doskonale wiedział książę Konstanty, ale stwierdziwszy, że może być beneficjentem działań spiskowców, jedynie zabezpieczył się przed pojmaniem.
Natomiast w lecie roku 1830 doszło do rozruchów wymierzonych w feudalne porządki, więc Mikołaj I, obawiając się podobnych zajść w Kongresówce i Imperium Rosyjskim, zarządził próbne mobilizacje.
Oficjalne źródła podają, że sygnałem do wybuchu powstania był pożar browaru na Solcu, ale to mało wiarygodna teoria!
Browar na Solcu był dość odległym od siedziby Szkoły Podchorążych, a w listopadowy wieczór, który mógł być mglisty, jego pożar mógł być po prostu niedostrzeżony przez spiskowców!
Po drugie, to, co nastąpiło wieczorem 29 listopada 1830 roku, przeczy teorii o jakimkolwiek wcześniej przygotowanym zrywem powstańczym! Bardziej prawdopodobną jest teoria, że pożar tego obiektu był całkowicie przypadkowo wzięty za początek walk, a wymarsz podchorążych i próba pojmania księcia Konstantego zwykłą samowolką porucznika Wysockiego i pozostałych spiskowców.
Już sam fakt, że powstanie zaczęto od ...zamordowania 7 ważnych i wysokich dowódców wojsk Kongresówki, (6 generałów i pułkownika wojsk inżynieryjnych), świadczy o tym, że kadra dowódcza była powstaniu przeciwna. Natomiast główny cel spiskowców, książę Konstanty spokojnie opuścił Belweder w przebraniu kobiety, więc musiał wcześniej być na działania spiskowców bardzo dobrze przygotowanym!
Równolegle z próbą opanowania Belwederu i pojmania księcia Konstantego, podchorążowie ruszyli na ulice Warszawy, nawołując Warszawiaków do walki, ale tu czekała ich nieprzyjemna siurpryza, bo jak to zapisał kronikarz: „jedynym odzewem warszawskich mieszczan na nawoływania do walki, był trzask zamykanych naprędce okiennic”! Wyglądającą bardzo beznadziejnie sytuację uratowało dopiero dotarcie do dzielnic zamieszkałych przez warszawski motłoch, czyli ludzi dość podejrzanej konduity, często powiązanej z warszawską ferajną. Na czele około 15 tysięcy tej zbieraniny, spiskowcom udało się opanować Arsenał i uzbroić idący za spiskowcami motłoch.
Ostatnią, nieudaną próbą załagodzenia sytuacji i nieuniknionej wojny z Rosją było powołanie Straży Bezpieczeństwa, mającą rozbrajać ludność cywilną, ale od kiedy Polacy słuchali ludzi trzeźwo myślących? W ostatecznym rozrachunku górę wzięli zaślepieni narwańcy podjudzani przez Maurycego Mochnackiego i jemu podobnych i z góry przegrana wojna z Rosją stała się faktem.
Działania zbrojne tej wojny, prowadzone przez Polaków pokazały kolejny raz, że wojować potrafi każdy idiota, byle nie bał się śmierci i lubił przemoc, ale o to, aby wygrać wojnę, to trzeba się zatroszczyć zanim się ją wypowie.
Armia Kongresówki, pozbawiona najwyższego dowództwa, mogła owszem, nawet wygrywać bitwy, ale pozbawiona zamysłu strategicznego, te wojnę przegrać musiała! Dowódców piechoty i artylerii oraz wojsk inżynieryjnych zamordowano na starcie powstania, dowódca kawalerii uciekł i przystąpił do wojsk rosyjskich. Władzę dyktatorską i komendę otrzymali dowódcy brygad, którzy po prostu nie tylko nie wierzyli w sukces powstania, ale wręcz nie mieli koncepcji prowadzenia działań zbrojnych! Bitwy były bardziej dziełem przypadku, niż planowego działania wojska, a nawet po wygranych bitwach dowództwo powstania nie wiedziało jak zwycięstwo skonsumować! Opieszałość i nieudolność dowódców i ich sztabów powodowała utratę inicjatywy taktycznej, bo inicjatywy strategicznej zwyczajnie nigdy nie było!
Zaś to, co odstawiali kolejni naczelni dowódcy powstania, powinno zostać zebrane w podręcznik pt: „Jak nie wolno prowadzić działań zbrojnych” i ku przestrodze prezentowane prezentowane kandydatom na dowódców szczebla strategicznego, na zajęciach w wojskowych akademiach.
W efekcie rosyjski korpus ekspedycyjny, mający w sumie niewielką przewagę liczebną, a pod względem uzbrojenia praktycznie żadną, na nieszczęście Polaków sprawnie dowodzony przez doświadczonego generała w stopniu feldmarszałka, czyli na obecne stopnie polskie czterogwiazdkowego generała, który miał praktykę dowódczą w samodzielnym prowadzeniu kampanii, bez większych problemów, mimo kilku przegranych starć, dotarł na przedpola Warszawy i brutalnie spacyfikował zbuntowaną Warszawę.
Totalną głupotą i skrajną nieodpowiedzialnością też było ...zdetronizowanie Mikołaja I z tronu Kongresówki, bo tym aktem Polacy wypowiedzieli pakt z Rosją, który gwarantował Kongresówce pełną autonomie od Imperium Rosyjskiego!
Czyli zrzucając z tronu, w swoim naiwnym mniemaniu ciemiężyciela, tak naprawdę nieodpowiedzialni posłowie, niezdrowo nabuzowani aromatycznymi idee fixe, dali Mikołajowi I tylko powód do potraktowania Powstania Listopadowego nie jako buntu garstki oficerów, ale jako otwartą agresję na Rosję Królestwa Kongresowego, którą należało przykładnie ukarać.
Najgorsze nastąpiło jednak po upadku powstania. Obrońca i protektor Polaków Wielki Książę Konstanty zmarł, oficjalnie na cholerę, wedle znawców tematu otruty na rozkaz brata Mikołaja I, no bo stanowił realne zagrożenie dla pozycji cara. (Ot, można napisać, standardowy i rutynowy sposób redukowania pretendentów do tronu w monarchiach absolutnych, dzięki któremu w kolejce do tronu carów Wszechrusi pozostały tylko dzieci Mikołaja I).
Wykazujący upodobanie do skrajnego autorytaryzmu Mikołaj I, uwolniony decyzją Sejmu ze stycznia 1831 od postanowień Kongresu Wiedeńskiego odnośnie Polski i Polaków, zniósł autonomię Królestwa Kongresowego, zlikwidował Wojsko Polskie, włączając je w struktury Armii Rosyjskiej, polskie szkolnictwo, język polski jako urzędowy, a kadrze kierowniczej Powstania Listopadowego zaordynował turnus na Syberii, po zwyczajowej konfiskacie majątków.
Tak więc elity musiały się salwować ucieczką na emigrację, głównie do Paryża, gdzie mogli nie obawiać się ekstradycji, o którą wnosiły władze Rosji wobec liderów Powstania Listopadowego, często skutecznie. I to są jedyne „sukcesy” powstańców, obok zrujnowanego przemarszem wojsk rosyjskich kraju.
Szanowni Czytelnicy, już starożytni Chińczycy około 5 tysięcy lat temu, nauczali swoje elity polityczne:„Nigdy nie wszczynajcie wojny, której nie jesteście w stanie szybko wygrać”! A pod terminem „szybkie zwycięstwo” rozumiano kampanię nie dłuższą niż 1 rok. Bo jak dalej dowodzili, dłuższa, mimo, że zwycięska wojna, skuteczniej wyniszcza państwo ekonomicznie, niż rozejm na niekorzystnych warunkach!
W przypadku Powstania Listopadowego, Polacy nie tylko nie mieli szans na zwycięstwo, bo mogli co najwyżej na jakiś czas powstrzymać korpus ekspedycyjny pod wodzą feldmarszałka Dybicza od wkroczenia w głąb kraju, ale do tego nie mieli dokładnie żadnych szans na ...utrzymanie niepodległego państwa!
Polska Jagiellonów miała zapewnione ogromne dochody z eksportu soli, do tego stopnia, że mówiono: „Polska bez Bochni i Wieliczki, niewarta łojowej świczki”. W XIX wieku ceny soli spadły gwałtownie, a ciężar tworzenia bogactwa przesunął się z rolnictwa na przemysł. Pod tym względem ziemie Kongresówki były zapóźnione względem terenów niemieckich o jakieś 60 lat, ale wyprzedzały tereny Imperium carów na polu industrializacji o 100 lat! Tak więc naturalnym było nastawienie polskiej gospodarki na eksport artykułów przemysłowych, na bardzo chłonny rynek rosyjski, co dawało ogromne zyski i to obu stronom. I dokładnie tylko temu car Aleksander I zachował podstawowe rozwiązania konstytucji Księstwa Warszawskiego, i przystał na autonomię, aby te stymulowały rozwój polskiego przemysłu, a ten dostarczał potrzebne gospodarce imperium towary po konkurencyjnych do zachodnich cenach, z ominięciem nieformalnego embarga na towary mogące być zastosowane w modernizacji Armii Rosyjskiej. I dokładnie z tego powodu nawoływania z nocy 29 listopada pozostały bez odzewu u elity Warszawy, i Polski, bo to środowisko doskonale wiedziało, że powstanie oznacza wojnę z Rosja, i koniec lukratywnych interesów!
Sumując, Zorra zastanawia to, jak wielkimi ignorantami są opiniotwórczy „eksperci”, brylujący w polskich mediach. Powstanie Listopadowe, z punktu widzenia strategii politycznej, było równie wielkim kretynizmem, co Powstanie Warszawskie, tyle tylko, że Powstanie Warszawskie wywołali, wbrew głównodowodzącym z Londynu AK, pozbawieni rozsądku i podstawowej wiedzy wojskowej dowódcy AK,a zarzewiem Powstania Listopadowego był bunt garstki frustratów ze Szkoły Podchorążych, aby było weselej, wymierzony w osobę swojego jawnego sympatyka i protektora.
Powstanie Listopadowe zdewastowało nie tylko szansę na szybki rozwój ziem Kongresówki i ale wręcz na odbudowę fundamentów gospodarczych państwa, zrujnowanego warcholstwem czasów saskich i przeżartym monstrualna korupcją u wyalienowanej kasty magnaterii, wedle zasady: „Rzeczpospolita nierządem stoi”.
Buntownicy pierwsze co zrobili, to zamordowali kompetentnych dowódców, którzy próbowali im wyoślić tę „oczywistą oczywistość”, że aby wygrać nieuchronną wojnę z Rosją, nie wystarczy wygrać kilku bitew! A to temu, że Kongresówka była trwale powiązana gospodarczo z Rosją i jak dojdzie do wojny, Rosja przestanie kupować w Polsce towary. Już tylko takie zachowanie wystarczyłoby, aby nie było za co utrzymać niepodległego państwa! A jak wyśle do tego korpus interwencyjny pod dowództwem doświadczonego stratega, to na dokładkę jeszcze zrujnuje dopiero co odbudowującą się po wojnach napoleońskich gospodarkę!
Ale dla styropianowych elyt dewastowanie gospodarki i narażanie kraju na nieuchronną, przegraną wojnę, urasta do rangi „czynów wzniosłych”, czyli mamy kontynuację fascynacji zbiorowym masochizmem, odbywanym w imię utopijnych idei, każącym z pogardą odnosić się do gderań ludzi statecznych i przewidujących na romantyczne mrzonki, czyli do programowej pogardy dla „mędrca szkiełka i oka”!
Kończąc, wyraźnie widać, że Polacy, jak żaden inny naród, mają jakąś manię „strzelania sobie w kolano”, a winnych tak nieodpowiedzialnych zachowań gloryfikować! Powstanie Listopadowe to właśnie klasyka takiego „strzału w kolano”, uczynionego za namową niewielkiej grupy groźnych dla otoczenia idiotów ...(WRÓĆ!!!) wybitnych patriotów okresów romantyzmu.
Cóż, taki Adam Mickiewicz mógł nie mieć pojęcia zarówno o arkanach militarnych, jak i strategicznych działaniach, ale mając paskudne doświadczenia z serwilizmu Polaków wobec Napoleona Bonaparte, który za wierną i oddaną służbę, okupiona ogromnymi stratami, zaprowadził Legiony Dąbrowskiego na dalekie Haiti, aby tam walczyły o francuskie kolonie. Jednak mając za namiestnika zdeklarowanego polonofila, jakim był Wielki Książę Konstanty, który kategorycznie odmówił wysłania polskiego wojska na „nie swoją wojnę” rosyjsko-turecką, tylko osoba niewydolna intelektualnie mogła podburzać Polaków do klasyki porywania się z motyką na Słońce!
Tak więc, zdaniem Zorra, rocznica wybuchu Powstania Listopadowego, powinna być obchodzona, po cichu, ale ...bardzo dalekim łukiem!
Co do okazania było. Amen.
Zorro.
Inne tematy w dziale Kultura