W świecie polityki są różne kalibry oszustw:
są oszustwa, afery, ale nic nie przebije sondaży!
Gdyby pół roku temu, któryś desperat w dowolnej telewizorni powiedziałby, ze 45 prezydentem USA zostanie miliarder-ekscentryk Donald Trump, facet którego nazwisko nie jest znane większości komputerowym korektorom pisowni, to pewnie rozmawiający z nim dziennikarz wkrótce zmarłby z obrażeń wywołanych zbyt intensywnym pukaniem się w czoło.
Jednak już tydzień temu, taki rozmówca zostałby jedynie pouczony co do tego, że USA jest państwem przewidywalnym, więc potwór Trump może co najwyżej zmusić trzeźwo myślących Jankesów do mobilizacji, ale 45. prezydentem USA nie zostanie, choćby tylko z tego powodu, że na Hillary Clinton zagłosują, w ramach sprzysiężenia jajników i wagin, kobiety, którym do szczęścia w tej h`Ameryce, brakuje prezydent USA płci żeńskiej.
A w przekonaniu do takiego postrzegania rzeczywistości utwierdzały wszystkich sondaże, które Donaldowi Trumpowi dawały na sukces w prezydenckiej elekcji tyle szans co Legii Warszawa na zdobycie trofeum Ligi Mistrzów w tym sezonie.
Sondaże bowiem, z wyjątkiem jednego jedynego, wieściły zdecydowane zwycięstwo nominatki Partii Demokratycznej nad wziętym wręcz z łapanki kandydatem Republikanów, którego solidarnie wręcz opluwały wszystkie uważane za opiniotwórcze media, kreując na monstrum będące w przybliżeniu mieszanką Władimira Putina i cesarza Bokassy I, który tylko temu nie zjada wrogów, że mu ...nie smakują.
Ale już towarzysz Stalin nauczał, że nie ma znaczenie kto jak głosuje, ważne kto potem liczy głosy! Zatem, kiedy przy okazji zwycięstwa prezydenta Cartera, zrozumiano, jak wielkim orężem w wyborach mogą być odpowiednio moderowane sondaże, zaczęto w sztabach wyborczych dokładać coraz więcej staranności, aby za pomocą sondaży wywołać wśród wyborców efekt baraniego stada, sprowadzonego do rutyny opisanej jako reguły każącej niezdecydowanym wyborcom głosować na lidera sondaży.
Jednak latoś Demokraci przegięli pałę i uzyskali podobny efekt, co rząd nielubiany Wielkiej Brytanii, próbujący za pomoc a rasowanych wmówić Brytyjczykom, że większość jest za pozostaniem w Unii.
Pospólstwo tu i tam się zbuntowało i pokazało wyalienowanym elitom „gest Kozakiewicza”, często oddając głos tylko na przekór wyniosłym politykom i ich sprzedajnym dziennikarzom.
A pomyśleć, że jeszcze dwie kadencje Baracka Obamy wcześniej, Donald Trump należał do Partii Demokratów i ubiegał się bez powodzenia o nominację tej partii w wyborach na 44. prezydenta USA.
Determinacja dla znalezienia się na politycznym topie u Donalda Trumpa była wielka, czego dowodzi bogate wędrownictwo polityczne obecnego prezydenta-elekta. Od 1967, do 1987 należał do Demokratów, grzecznie płacił niemałe składki i czekał, aż inwestując w Demokratów kapitał materialny, zyska w szeregach tej partii jakiś znaczący kapitał polityczny. Kiedy okazało się że amerykańskim Żydkom, trzęsącym Demokratami, miłe są TYLKO pieniądze goja Trumpa, ale on sam już mniej, zniesmaczony przeflancował się do Republikanów, gdzie po prezydenturze marnego aktora, ale wielkiego komuchożercy Reagana, na zapleczu politycznym pojawiła się pustka. Ale również dla zadżumionych „reaganomiką” Republikanów był zbyt kontrowersyjnym kandydatem na prezydenta. Zatem po nieudanej próbie kariery w klasycznej politycznej kanapie, czyli Partii Reform, wraca na łono Demokratów, skąd odchodzi zniesmaczony polityczną głupotą partyjnego establishmentu, dla którego priorytetem stał się wybór pomiędzy nominowaniem do prezydenckiej elekcji pierwszego Murzyna ...(WRÓĆ!) Afroamerykanina, a pierwszej kobiety, czyli Hillary Clinton.
Prawie dziewięć lat temu u Demokratów zwyciężył JESZCZE rozsądek, który kazał wskazać na ambitnego i jak na warunki USA świetnie wykształconego prawnika, (ponoć nawet już wówczas wiedział gdzie leży Europa, a nawet Polska, kraj z którego pochodził przecież jeden z wielkich bohaterów poległych za USA). Niestety po ogłoszeniu nominacji Baracka Obamy popłakała się pani Clinton, a przecież nie wypada, aby tak znacząca córa Izraela zalewała się łzami z powodu, bez urazy, sukcesu jakiegoś tam Murzyna ...(WRÓĆ!) Afroamerykanina, nieprawdaż?
Aby więc osuszyć łzy rozgoryczonej pani Clintonowej w 9008 roku, postanowiono, że jeśli tylko dotrwa w zadowalającym zdrowiu, to otrzyma nominację Demokratów do ubiegania się o meldunek w Białym Domu, a póki co dostanie na otarcie łez prestiżową fuchę szefa dyplomacji USA.
Jak się potem okazało, taka deklaracja nie była tylko klasyka strzału we własne kolano, ale wręcz w brzuch, bo przegrana Clintonowej może mieś katastrofalne skutki dla Demokratów. Bo teraz wszystko zależy od niesterowalnego Trumpa. Pierwszego od wielu dziesięcioleci prezydenta USA, który swoją kampanię wyborczą sfinansował z własnych pieniędzy!
A to w praktyce oznacza, że nie posiada znaczących zobowiązań finansowych wobec wyzyskiwaczy lub wręcz kanalii, które to środowisko wspiera symetrycznie kampanię wyborcze obu głównych pretendentów do rządzenia USA.
A dokładnie to, do cna zdeprawowane niebotycznymi majątkami zdobytymi na wyzysku środowisko, pchało USA do bardzo „brudnych” wojen imperialnych, takich jak ta w Wietnamie, czy Iraku, do ambiwalentnej polityki wobec wojującego islamu, do wzniecania wojen plemiennych w Afryce tam, gdzie tylko pojawiają się jakiekolwiek bogactwa, nadające się do równie taniej, co rabunkowej eksploatacji.
Jak wiadomo z przedwyborczych deklaracji, jako prezydent USA, Donald Trump zamierza w sposób znaczący ograniczyć agresywną politykę imperialną, wymierzoną wpierw przeciwko ZSRR, potem Rosji, jaką prowadzą USA praktycznie nieprzewalenie od śmierci prezydenta Roosevelta.
I wcale nie zapowiada takich kroków li tylko z sympatii do prezydenta Putina!
Agresywna polityka imperialna kosztuje astronomiczne sumy i jeśli nie idą za nią pożytki w postaci ekonomicznej eksploatacji kondominiów, MUSI doprowadzić każde mocarstwo do bankructwa!
Prowadząc dokładnie taką politykę ZSRR zbankrutowało i uległo destrukcji. Rosja musi dziś cofać się społecznie do czasów ostatniego cara, aby przetrwać, obierając inna niż rewolucja bolszewicka drogę rozwoju społecznego.
Podobny los czeka USA, bo trudno prowadzić polityczną ekspansję, kiedy wychowani na maoizmie towarzysze z Chin zaczynają stawiać stanowcze żądania, wymachując przy okazji kilkuset miliardowej wartości obligacjami rządu USA! Wystarczy, jak je przewalutują z dolarów na euro, a uczynią w krótkim czasie z USA bankruta podobnego dziś do Grecji!
Cóż, to nie Donald Trump wygrał wybory prezydenckie w USA, to Hillary Clinton je wręcz koncertowo przerżnęła!
Jeszcze rok temu Republikanie byli tak rozbici, że nawet nie posiadali żadnego rozpoznawalnego lidera, mogącego podołać jakiejkolwiek formie rywalizacji z DOWOLNYM kandydatem Demokratów. Donald Trump zaistniał TYLKO TEMU w prawyborach, że statystyczny obywatel USA słyszał o krezusie Donaldzie Trumpie, więc teraz zapragnął usłyszeć co ma do zaoferowania jako polityk. A Donald Trump na zimno skalkulował, co takiego statystyczny obywatel USA chciałby usłyszeć od kandydata na swojego prezydenta.
Z tej kalkulacji mu wyszło, że serce statystycznego obywatela USA krwawi głównie z jednego powodu UTRATY PRYMATU GOSPODARCZEGO! Stąd też i pomysł na wyborcze hasło: „przywróćmy wielkość i potęgę USA”.
Potem zapewne wziął w obroty jakiś kalkulator i dane statystyczne, z których to narzędzi dowiedział się, że NAJWIĘCEJ kosztów, a NAJMNIEJ ZYSKÓW wnosi neoimperialna ekspansja na terenach od wieków zdominowanych przez Rosję i potem ZSRR. Wyszło mu zapewne, że walka o możliwość przesunięcia baz US-Army zakamuflowanych pod szyldem NATO, na teren Ukrainy i Gruzji jest klasyką bezproduktywnego wywalania setek miliardów deficytowych dolarów, bo i tak broń strategiczna US-Army operuje z baz będących na tyle w w bezpiecznej odległości od granic Rosji, aby w razie wojny z tym krajem zapewnić im możliwość użycia zdeponowanych w arsenałach broni strategicznej.
Sumując, trudno dziś przewidzieć, w jakim kierunku podąży prezydent Donald Trump! Trudno to przewidzieć, bo nie wiadomo na jakie ustępstwa jest gotowe CIA. Kazus prezydenta Kennedy`ego pokazał dobitnie, że zbyt drastyczne ograniczanie wpływów i przywilejów CIA może być dla podejmującego takie działania prezydenta USA wręcz zabójcze, jeśli uda się mocarzom z Langley z jego wiceprezydentem uzgodnić korzystniejsze warunki współpracy.
A ma ogromne pole manewru, bo nie musi się liczyć z finansjerą, która wręcz nałożyła ostracyzm na jego kampanię i wręcz straszyła Amerykanów prezydenturą Trumpa, niczym krnąbrne dzieci Baba Jagą.
Ale jeśli spełni zapowiedzi ograniczenia antyrosyjskiej ekspansji, my durni Polacy, ZNOWU zostaniemy z przysłowiową ręką w nocniku pełnym odrażających ekskrementów.
Jest tajemnicą Poliszynela, że obecna sytuacja gospodarcza USA jest jeszcze gorsza od sytuacji gospodarczej ZSRR pod koniec rządów Breżniewa! Gdyby nie prawo do emisji Dolara i pozycja Dolara jako waluty w której rozlicza się 2/3 światowej gospodarki, USA nie miałoby środków na utrzymanie administracji państwowej wojska oraz mafijnych syndykatów przestępczych typu CIA. Za rządów Baracka Obamy doszło dwukrotnie do sytuacji w której administracja federalna nie regulowała wszystkich należnych zobowiązań, zwanych klifem finansowym, czyli do pustego skarbca! Jakby kto pytał to w ZSRR NIGDY do takiej sytuacji nie doszło, choć administracja Reagana robiła wszystko, aby taki stan wywołać. A przecież nikt nie nakładał sankcji oraz embarga na wymianę handlową z USA
Aktualny kurs polityczny USA jest nie do utrzymania, no chyba, że godzimy się na totalną wojnę globalną, z użyciem broni masowego rażenia włącznie!
Zatem jeśli Donald Trump chce przywrócić USA status budzącego respekt mocarstwa, musi gdzieś odpuścić ekspansję! A najbezpieczniej dla USA będzie zaprzestać konfrontacyjnej i zaczepnej polityki wobec Rosji, a tak uwolniony potencjał skierować tam, gdzie imperialny dyktat USA jest rugowany przez dążące do wprowadzenia anarchii syndykaty wojującego Islamu, tworzące Al-Kaidę.
Logika i rachunek wskazują, aby dać sobie spokój z wspieraniem aferzystów skupionych wokół Żyda Poroszenki, na Ukrainie, którego roczny przyrost osobistego majątku jest wyższy od wartości międzynarodowej pomocy udzielanej temu Państwu, głównie przez Polskę. Logicznym też byłoby odpuszczenie planów ekspansji NATO na Gruzję i byłe republiki zakaukaskie ZSRR, a także uświadomienie, zwłaszcza Litwie, że nikt za ich ksenofobiczny szowinizm nie ma zamiaru ginąć, więc niech sobie najpierw poukładają stosunki sąsiedzkie z Rosją, a potem molestują NASTO o gwarancje.
Oczywiście, że Donald Trump może zostać zmuszony do zmiany przedwyborczych deklaracji, albo w wyniku wyalienowania oraz braku wiedzy, narobi jeszcze większego bałaganu w świecie niż Hilary Clinton i George Bush junior razem wzięci! Ostatecznie to nie jego ludzie będą mu przestawiali raporty o zagrożeniach dla dominacji USA, a pozbawienie wszelkiej kontroli członkowie syndykatu CIA.
Póki co, w USA wygrała dziś Demokracja z mafijną sitwą Syjonistycznej Międzynarodówki, Czas pokaże, czy wygrał rozsądek!
Co do okazania było. Amen.
Zorro
Inne tematy w dziale Polityka