Oto aktualnie na topie wizerunek kwiatu kadry dowódczej Wojska Polskiego. Fot Google
Oto aktualnie na topie wizerunek kwiatu kadry dowódczej Wojska Polskiego. Fot Google
el.Zorro el.Zorro
1000
BLOG

Od oficerów Wojska Polskiego, ...ratuj nas Panie!

el.Zorro el.Zorro Społeczeństwo Obserwuj notkę 7

 

Teoretycznie, żołnierz Wojska Polskiego ma bronić Polaków.

W praktyce trzeba bronić Polaków, przez żołnierzami W.P.

 

Jak doniósł jeden z tabloidów, a reszta „opiniotwórczych” dzienników starannie przemilczała, w zaciszu schyłku lata Anno Domini 2016, trójka ł`okrutnie ważnych i zasłużonych oficyjerów Wojska Polskiego, urządziła sobie ostrą popijawę w luksusowej knajpie w Giżycku.

Cóż, nic tak, jak trudy służby wojskowej nie wzmacnia łaknienia płynów wspomaganych dezynfekcyjną mocą zawartego w nich etanolu, a nic tak, jak wodne roztwory etanolu nie wywołują potrzeby bratania się z otoczeniem.

Niestety, jak wiadomo , różne bywają gusta i guściki, więc i róże formy bratania z otoczeniem mogą preferować osoby uprawiające wyczynowy ochlaj.

Jedni zatem, pod wpływem napojów alkoholowych doznają rozrzewnienia, co w przypadku oficyjera może przybrać postać tęsknego wycia znanego szlagieru o rozmarynie, co się miał rozwijać, albo nakazać wyć słowa piosenki o szwoleżerach, których jak zabraknie, nikt nie będzie wiedział czy im było dobrze, czy źle, albo, jak który frywolny, przypomnieć postać Agatki, która wzgardziwszy armatką prostego żołnierza, wybrała pistolecik generała.

Inni upijają się na smutno, by w milczeniu, zsunąć się, pod stół, niczym rażony kulą żołnierz na dno okopu.

Ale są też tacy, którzy po alkoholu dostają klasyki małpiego rozumu, a które to osoby NIGDY nie powinny zostać zawodowymi żołnierzami, a tym bardziej oficerami i to przewidzianymi do obejmowania najwyższych stanowisk w dowództwie armii.

To, jak się kto zachowa po uwolnieniu z okowów trzeźwości, łatwo sprawdzić podczas rutynowych i obligatoryjnych badań kandydatów do służby!

Tyle tylko, że 20 lat temu podchorążych do większości WSO brano z klasycznej łapanki, albo rekrutowano spośród progenitur zawodowych żołnierzy, których oficerami, jak mawiało znane powiedzenie, nie uczyniła Matura, jeno chęć szczera i wola egzekutywy PZPR.

A, że, jak mawia inna mądrość gminu: „Nie pomogą dobre chęci, z gówna bicza nie ukręci”, no to mamy takich panów oficyjerów, jakich mamy, a jak jeszcze kilka lat o awansach będzie decydować druh paranoik Macierewicz, możemy z rozrzewnieniem wspominać tych, których za rozpierduchę w giżyckiej knajpie planuje się z wojska wylać na zbity szewron.

Szanowni Czytelnicy, jako omc (o mało co) trep dyplomowany i to nie politycznie, a technicznie, Zorro nie takie rzeczy widział na terenie garnizonów, zwłaszcza tych, tak zwanych zielonych, hen, na zapomnianej przez Cywilizację rubieży, a Giżycko to jeden z takich garnizonów, miasteczko w którym sporo aktualnych lub byłych, a nawet przyszłych wojskowych i ich rodzin, oczywiście z wyjątkiem sezonu wakacyjno-żeglarskiego, kiedy to ta senna mieścina ożywa, a zapada w sen zimowy po pierwszych promieniach jesiennego słońca.

Zatem uważa, że pokazowe wywalenie z wojska podpadziochów z dowództwa 15 Brygady jest nie tylko zbyt surowe, ale do tego wyrazem ignorancji, o ile nie wręcz głupoty ferajny druha paranoika Macierewicza i jego Misiewiczów przybocznych, co im medale za długoletnią, wzorową służbę przyznano, choć ani dniem służbą wojskową swego CV nie splamili.

Wojsko zna o wiele skuteczniejsze kary za wybryki, niż wywalanie ze służby, w sumie, wartościowych żołnierzy, których dotychczasowe szkolenie kosztowało więcej niż druh Macierewicz potrafi policzyć, a to zdaje się JEDYNY minister w gabinecie premier szydło, co potrafi liczyć, a nawet czytać ze zrozumieniem i to w kilku językach.

No bo ostre picie połączone z demolką otoczenia, to wśród wojaków dość powszechny sposób spędzania wolnego czasu i świętowana, czegokolwiek. Jak kto nie wierzy, niech spyta samego ex oberstfeldkurata Głódzia, którzy nie raz z żołnierską bracią świętował tak mocno, że potem w lazarecie dla ważnych oficyjerów wiele dni niemocą złożom, przebywać musiał.

Kiedyś za taki wyczyn, jak ten w Giżycku, winowajca inkasował od pół roku, do dwóch lat służby w karnej jednostce, co wiązało się z czasowym zawieszeniem stopnia i odznaczeń, (służbę odbywano bez epoletów, a dowódcy byli czasowo mianowani spośród mniej podpadniętych oficerów). Potem zwykle następowała degradacja, często do najniższego stopnia w korpusie i najgorszy z możliwych przydział tam gdzie był aktualnie vacat.

Taka rutyna postępowania z awanturnikami, polegająca na totalnej dewastacji kariery i konieczności zaczynania jej od początku, miała zarówno aspekt prewencyjny, jak i wychowawczy.

Walor prewencyjny, sprowadzał się do tego, że KAŻDY żołnierz zawodowy, nie ważne, czy plutonowy, czy pułkownik, starał się poza koszarami zachowywać grzecznie i taktownie, nawet będąc „nawalonym w szpadel”.

Walor wychowawczy, polegał na tym, że za każdym razem, informacja o napiętnowanym karą niestosownym zachowaniu żołnierza była podawana do wiadomości wszystkim na apelu, więc każdy żołnierz, od szeregowego, po dowódcę, za wszelką cenę unikał zaistnienia w raportach organów porządkowych, jako winowajca niegodnego żołnierza zachowania się w miejscu publicznym.

A ponieważ wyszkolenie, nawet szeregowego żołnierza, nie wspominając o oficerze starszym, (od majora po pułkownika) sporo kosztuje, im wyższy stopień tym nieporównywalnie więcej, nie marnotrawiono publicznych pieniędzy na pozbywanie się warcholących żołnierzy, jak raz zwykle bardzo przydatnych na rzeczywistym polu walki.

Służba w karnej jednostce, w warunkach pokoju, polega na wymorzonym doskonaleniu żołnierskich umiejętności, co potem owocuje tym, że po takiej służbie wraca żołnierz o wiele lepiej wyszkolony, często wart więcej, niż kompania grzecznych żołnierzy, którzy nigdy i nigdzie nie narozrabiają.

Wróćmy jednak do sytuacji karowej w korpusie dowodzących w Wojsku Polskim, gdzie, jak to ujął znajomy Zorra, który pozostał po 1990 roku w służbie, (a teraz ciężko tego żałuje), większości oficerów nie jest w stanie mentalnie i intelektualnie udźwignąć tego, co noszą pod gwiazdkami.

(dla tych, co nie czują aluzji, poleca się porównanie wyglądu stopni oficerskich w W.P.).

Kiedy rozmowa zeszła na temat tego, co wynoszą w kwiat politycznie poprawnego i kapelanobojnego korpusu oficerskiego dokształty na jankeskich uczelniach, znajomy jedynie wytchnął i odpowiedział:

-Pamiętasz naszych dowódców kompanii i plutonów po ZMECH? ...

Cóż, estymą, z racji ponadprzeciętnej odporności na wiedzę oraz stachanowską nadgorliwością w udupianiu co inteligentniejszych podkomendnych na każdym kroku, ci oficerowie wśród bemowskich podchorążych raczej się nie cieszyli.

… To wyobraź sobie, że w porównaniu z instruktorami z US-Army prowadzącymi na tych kursach zajęcia, nasi wyśmiewani i pogardzani absolwenci „kuźni polskich generałów”, jawili się erudytami o otwartych umysłach. Nawet generałowie US-Army to ludzie nie potrafiący myśleć kreatywnie, oni tylko potrafią kopiować narzucenie im schematy zachowań i taki styl dowodzenia wpajają kursantom z armii państw NATO.

Cóż Zorru, mimo że posiada szerokie horyzonty wyobraźni, wizja pułkownika, kształtującego przyszłych dowódców wysokiego szczebla bardziej ograniczonego poznawczo od jego dowódcy kompanii nie mieściła się w głowie,

ale tylko do momentu, obejrzenia filmu rekonstruującego i analizującego przyczyny pokazowego łomotu, jaki spuścili somalijscy oberwańcy elitarnym komandosom US-Army!

W konkluzji jasno i zdecydowanie, jako przyczyny kompromitującej klęski, wskazano:

uporczywe powielanie schematycznego postępowania;

lekceważenie zdolności przeciwnika do stawienia skutecznego oporu, w sumie nielicznym, siłom szturmowym US-Army, czego wynikiem był brak rozeznania sytuacji w miejscu akcji;

naiwną wiarę w kuloodporność jankeskich komandosów i ich sprzętu, która zaowocowała zaniedbaniu przygotowania wariantów awaryjnych.

Sorry, ale tylko skończony kretyn, ...albo jankeski pułkownik, wysyła kilka plutonów szturmanów do walki ulicznej w nieznanym i nierozpoznanym terenie, z kilkoma tysiącami świetnie znających teren walecznych bojowników!

To doskonały przepis na pewną klęskę!

Co też i „stało się ciałem” w Somalii podczas próby pojmania lokalnego watażki, który nie chciał się podporządkować warunkom, na jakich dostarczano pomoc żywnościową głodującym Somalijczykom.

A, niestety, tacy „mistrzowie” sztuki militarnej made in USA, jak raz pasujący do programu TV „Usterka”, kształtują od 1990 roku najwyższe kręgi dowódcze w Wosku Polskim, obok szarogęszących się na każdym kroku ...kapelanów, ale kapelan przynajmniej potrafi czasem ...myśleć i coś sensownego doradzić w sytuacji o której nie śniło się autorowi Regulaminu.

Powiedzmy więc sobie otwarcie,

oficerowie biorący udział w niedawnej zadymie, nie powinni nigdy awansować powyżej porucznika, a najlepiej jakby nigdy nie zostali oficerami, z powodu niedojrzałej osobowości!

Tymczasem progenitura gen Błasika przymierzała się do generalskich akselbantów, a, oczywiście wzorowo odbyta, praktyka dowódcza na stanowisku zastępcy dowódcy samodzielnej brygady, miała otworzyć wręcz autostradę dla generalskiej nominacji. Pozostali też celowali w wysokie stanowiska dowódcze, minimum dowódców pułków lub samodzielnych batalionów.

Sumując, nie jest niczym wyjątkowym, że niektórym żołnierzom odbija z powodu ogromu stresu, jaki sobie wzajemnie, z iście sadystycznym zacięciem, ordynują polscy oficerowie.

W końcu z około 100 podchorążych, którzy co roku otrzymują promocje na podporucznika, ledwie co 10 dosłuży się stopnia kapitana, a raptem kilku majora. Wszystko zależy nie od predyspozycji, ale od znajomości i układów, dzięki którym otrzymuje się etat, który albo otwiera ścieżkę awansu, albo ją wręcz definitywnie zamyka. Opisanie tej rutyny awansowania „wyścigiem szczurów” nie oddaje skali patologii, bo w „wyścigu szczurów” wygrywają jednostki inteligentne, a dowódcami w Wosku Polskim zostają zwykle inwalidzi opisani jako: „osoby bez głowy, ale mocne w plecach i łokciach”.

Problem sprowadza się do tego, że ZUPEŁNIE innych predyspozycji i umiejętności wymaga się od dowódcy plutonu i kompanii, a diametralnie innych od dowódcy pułku!

Dowódca plutonu lub kompanii, wykonuje rozkazy, dowódca batalionu, a zwłaszcza pułku, te rozkazy buduje.

Tymczasem zanim oficer dobrnie do do stopnia majora, mija zwykle minimum 10 lat totalnie odmóżdżacego wykonywania rozkazów, często bzdurnych. A prania mózgu cofnąć się nie da!

Jedynym sensownym rozwiązaniem jest, już od stopnia podchorążego, osobne kształcenie akademickie kandydatów na oficerów starszych, skrócenie do minimum praktyki dowódczej u tych oficerów, którzy posiadają cechy potrzebne dla dowodzenia na szczeblach od batalionu wzwyż i jak najszybszym ulokowaniu ich na tych stanowiskach, na których wymaga się kreatywnego działania, a nie ślepego wdrażania regulaminowych dogmatów.

Nie miejmy złudzeń, taki kreatywny oficer zwykle będzie w oczach wymóżdżonych zupaków ledwie przeciętnym dowódcą plutonu lub kompanii, który nie dość dokładnie dociera żołnierski materiał do konsystencji odpowiadającej regulaminowym ideałom, więc nie będzie awansował i jeśli nie zgłupieje, szybko opuści służbę.

Niestety, Wojsko Polskie zbiera żniwa wieloletniej negatywnej selekcji przy rekrutowaniu kadry dowódczej, którą zapoczątkowały stalinowskie czystki wymierzone w przedwojennych oficerów, a która nasiliła się w latach 80, kiedy to w wyniku dominacji polityki nad zdrowym rozsądkiem, przedwcześnie zakończyli kariery ci oficerowie, którzy wierność wojskowej przysiędze traktowali na serio, więc zostali wyautowani przez nawróconych oficerów politycznych.

Kończąc tę przygnębiająca analizę stanu kadry dowódczej Polskiej Armii, watro sobie uzmysłowić, to, JAK WIELKIE ZAGROŻENIE stanowią dla Polski i Polaków tacy dowódcy, jak ci, którzy dali popis warcholstwa rodem z wynaturzonej subkultury „dziadków z Fali”, która rządziła w jednostkach LWP od momentu udania się do kwater zawodowej kadry.

Najwyższy czas, aby osoby odpowiedzialne za dobór kadry dowódczej średniego i wysokiego szczebla uzmysłowili sobie to, jak wielkie szkody może spowodować dowódca pułku, czy brygady, który wypiwszy o jedną kolejkę za dużo, dostanie małpiego rozumu nie w luksusowej knajpie lub podrzędnej mordowni, ale w jednostce!

Stosunki polityczne na linii Warszawa-Moskwa są, delikatnie pisząc, napięte i to nie z winy Rosjan, ale z powodu konfrontacyjnego „pobrzękiwania szabelką” uprawianego z autodestrukcyjnym zacięciem przez uprawiających, pardon, włazidupstwo wobec Wuja Sama, politykierów made in Poland dowolnej opcji.

Dziś margines bezpieczeństwa skurczył się z około 20 minut w roku 1990, do około 4 minut, więc dowódcy w Obwodzie Kaliningradzkim mają naprawdę mało czasu na to, aby ustalić, czy któremuś z polskich oficerów odwaliło, czy mają do czynienia z rzeczywistym atakiem militarnym!

Oczywiście, że raczej nie odpalą taktycznej broni nuklearnej, ale mogą prewencyjnie odpalić inny, równie destrukcyjny, co broń jądrowa oręż, a nie dający tak widowiskowego spektaklu typu światło i dźwięk co ładunek typu A.

Na przykład, aby zyskać na czasie potrzebnym do ustalenia stanu faktycznego, mogą odpalić elementy tarczy cybernetycznej, doprowadzając do serii paraliżujących Polskę awarii, których koszt może sięgnąć nawet kilkudziesięciu miliardów złotych.

Na odchodnym dygresja.

15 Samodzielna Brygada ma za patrona Zawiszę Czarnego herbu Sulima, rycerza uważanego w całej Europie nie tylko za żyjący wzór cnót rycerskich, ale również za wzór manier dworskich.

Jakby więc nie dywagować, zachowanie oficerów z najwyższego dowództwa brygady, mającej za cel kultywowanie postawy kogoś takiego, jak Zawisza Czarny herbu Sulima, jest po prostu profanacją pamięci po tym wybitnym polskim rycerzu.

Kolejny raz okazało się, że Polakom o wiele łatwiej przychodzi umieszczanie na sztandarach wizerunków ludzi prawych i godnych szacunku, niż samemu zachowywać się przyzwoicie, a zwłaszcza nie nadużywać wobec słabszych władzy.

Co do okazania było. Spooczniiij! Amen.

Zorro

 

 

 

Zobacz galerię zdjęć:

Ciekawe, czy demolkę w lokalu ten oficer robił z tez z zasłoniętą twarzą? Fot. Google.
Ciekawe, czy demolkę w lokalu ten oficer robił z tez z zasłoniętą twarzą? Fot. Google.
el.Zorro
O mnie el.Zorro

Wiem, że nic nie wiem, ale to więcej, niż wykładają na uniwersytetach.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo