Za rok nie będzie sensu przyjeżdżać do Janowa Podlaskiego! Już w tm roku raziła w Janowie bylejakość. /Mat, Google
Za rok nie będzie sensu przyjeżdżać do Janowa Podlaskiego! Już w tm roku raziła w Janowie bylejakość. /Mat, Google
el.Zorro el.Zorro
628
BLOG

"Co by tu jeszcze panowie spieprzyć?! Co by tu jeszcze?"

el.Zorro el.Zorro Społeczeństwo Obserwuj notkę 2

 

 

Rząd Beaty Szydło ma pierwszy sukces na koncie!

W pół roku zdemolował renomę Stadniny w Janowie,

na którą pracowano przez ...60 lat.

Nic tylko pogratulować rekordu świata!

 

Stadninę koni w Janowie Podlaskim założono 1817 roku z osobistej inicjatywy cara Aleksandra I, a dzięki osobistemu wsparci namiestnika Iwana Paskiewicza, stała się jednym z wiodących w Europie ośrodków hodowli koni czystej krwi arabskiej oraz przydatniejszych w wojsku angloarabów, tak zwanych koni półkrwi, łączących wytrzymałość arabów z większą siłą koni pełnej krwi angielskiej.

Nie można wykluczyć, że dla rusofoba takiego jak Jarosław Kaczyński, a zwłaszcza Antoniego Macierewicza, już same nazwiska pierwszych mecenasów Stadniny w Janowie Podlaskim okazały się na tyle wstrętne i podejrzane, aby nakazać swoim hunwejbinom dokładnego „przyjrzenia się”, czy aby przypadkiem w Janowie Podlaskim, przebrani za rumaki, szpiony Putina nie knują tam inwazji militarnej na Polskę.

Podejrzenia padły na wieloletniego prezesa i do tego niekwestionowanego autorytetu w dziedzinie hodowli koni czystej krwi, Marka Treli oraz jego współpracowników, zwłaszcza, że zadarli oni z pewnym senatorem, któremu uroiło się dorównanie na niwie hodowli koni czystej krwi potentatowi w branży, jakim bezdyskusyjnie była i jeszcze jakiś czas będzie Stadnina w Janowie Podlaskim. Senator ów jest znany z ponadprzeciętnej mściwości, więc media do tej pory nie zdobyły się na odwagę podania jego nazwiska, więc poprzestańmy na tym, co podały media, iż, zacytujmy, chodzi o „pewnego senatora kojarzonego z PiS”. Ci, co się interesują hipiką doskonale wiedzą o kogo chodzi, reszta wiedzieć nie musi.

Tak więc podpuszczony namowami rzeczonej osoby, minister Jurgiel bezpardonowo „posunął z posady” światowej renomy eksperta od koni arabskich wraz ze współpracownikami, powołując na jego miejsce klasycznego tępego biurokratę ...(WRÓĆ!!!) sprawnego, niestety inaczej, menadżera-ekonomistę.

No i zaczęła się polka-galopka, bo już wcześniej w stadninach panowała ciężka atmosfera, gdyż ambitni ale mało kompetentni sympatycy PiS uznali, że właśnie oto nastała okazja pozbycia się „nietykalnego” prezesa i jego przybocznych, zwłaszcza, że jak na zawołania w niewyjaśnionych do tej pory okolicznościach padła chluba stadniny w Janowie, platynowa championka Pianissima.

Trzeba też wyraźnie zaznaczyć, że ówczesny prezes Trela, być może wietrząc swoje odejście, nie nakazał dokładnego zbadania powodów, dla których najcenniejszy, bo wart około 3 miliony $ koń w jego stadninie pada na dość banalną przypadłość skrętu kiszek, przypadłość która u prawidłowo odżywianego konia nie ma prawa wystąpić. Skręt jelit u konia zwykle kończy się śmiercią, bo ssaki nieparzystokopytne nie mają tak rozbudowanego jak ssaki naczelne układu nerwowego, więc to, co u człowieka sygnalizowane jest wyraźnie odczuwanym, narastającym bólem, u konia przebiega bezobjawowo, co najwyżej zwierzę jest osowiałe i nie wyjada zadanego mu obroku. Kiedy pojawiają się znane nam objawy zwykle jest już za późno, bo wcześniej doszło do piknięcia jelita i spowodowanej rozlaniem się treści pokarmowej sepsy.

Nowe władze Stadniny w Janowie Podlaskim też nie zadały sobie trudu sprawdzenia powodu nagłej śmierci klaczy Pianissimy i dokładnie to zaniedbanie uruchomiło lawinę, która doprowadzi zapewne nieuchronnie do upadku renomy Stadniny w Janowie Podlaskim. A zaprawdę, warto było to uczynić!

Poprzestano na równie pokazowym, co idiotycznym i katastrofalnym w skutkach pozbyciu się utytułowanego i ustosunkowanego wśród hodowców prezesa i jego współpracowników, twórców renomy stadnin polskich w świecie. Jednak wkrótce padły, w trybie nagłym i niespodziewanym, dwie kolejne, również cenne klacze, co gorsza będące własnością hodowcy dzierżawiącego w Janowie boksy dla swoich championów, również na skręty jelit i dopiero wizja zwrotu odszkodowania skłoniła nowego prezesa do dogłębnego zbadania przyczyny zgonu trzech koni w tak krótkim czasie, co przy okazji ujawniło monstrualną niekompetencję nowego zarządu stadniny, który w pogoni za cięciem kosztów, zaniedbał obowiązujących procedur w postępowaniu z końmi.

Na odchodnym nowy prezes jednak polecił zbadać paszę, jaką karmiono cenne zwierzęta w Janowie, a wynik tego badania mógł zjeżyć włosy na głowie nawet łysemu!

Okazało się bowiem, że zadawana cennym koniom pasza zawiera groźny dla koni antybiotyk, masowo stosowany dla rasowania przyrostu masy ciała u hodowanych na rzeź kurczaków. Czyli pisząc wprost, serwowana koniom w Janowie pasza od jakiegoś czasu była wręcz dla nich zabójcza, im okaz był cenniejszy tym bardziej, bo im cenniejszy koń, tym, w trosce o jego zdrowie, jest karmiony bardziej sterylną paszą, a to z kolei zawsze i w każdym przypadku prowadzi do znacznego wydelikacenia organizmu.

Powody obecności w stadninie toksycznej paszy mogą być trzy:

Pierwszy, banalny, sprowadza się do tego, że któryś z pracowników po prostu regularnie kradł drogą paszę dla koni, uzupełniając niedobory tanią paszą dla kurcząt. Pasza dla koni jest co do składu bardzo podobna do paszy dla kurcząt, jednak nie może zawierać stosowanych w tuczu drobiu dodatków, zwłaszcza antybiotyków.

Drugi, poważny, to sabotaż. Po prostu komuś tak bardzo zależało na zniszczeniu reputacji Stadniny w Janowie Podlaskim, że przekupił pracownika, który dokonał podmiany paszy dla koni. Co ciekawe, aktu sabotażu można było dokonać nie tylko na terenie stadniny, ale również u dostawcy, co byłoby o wiele łatwiejszym.

Trzeci,jeszcze poważniejszy od sabotażu, to świadome działanie dostawcy lub producenta paszy, którzy mogli spróbować nieco „uszlachetnić” drogą paszę przeznaczoną dla koni. Pasza dla koni jest, z powodu wymaganej czystości , bardzo droga, pasza dla drobiu tania, a ryzyko powikłań w sumie niewielkie, zaś możliwość wykrycia winnego przewału praktycznie zerowa.

Ale zostawmy wyjaśnianie powodów obecności toksycznej paszy w stadninie stosownym organom, wróćmy do dnia 14 sierpnia Anno Domini 2016, dnia hańby dla Polski i ogromnego skandalu.

Zorro, jako miłośnik koni i hipiki, od wielu lat stawiał się w Janowie na Święcie Konia Arabskiego, oczywiście nie po to, aby kupować szlachetne rumaki, ale po to, aby po obcować w środowisku ludzi szlachetnych, nie tylko z urodzenia. Jak się umie zachować, bez problemu można dostać się do otoczenia koneserów, w którym można sobie nawet uciąć rozmowę z szejkiem, albo arystokratą europejskim, jednak pod warunkiem, że będzie się rozmawiało, w tym przypadku, o koniach, w ostateczności o pogodzie, i broń boże nie będzie się rozmówcy nagabywało o wspólną fotografię, wykonaną smartphone umieszczonym na tyczce.

Niestety, prędko do Janowa nie pojedzie, bo tez nie będzie już po co!

Kulminacją imprezy w Janowie była zawsze aukcja na której top hodowców koni arabskich z całego świata ale głównie z państw arabskich, skąd wywodzi się tradycja hodowli i sam ród koni czystej krwi.

W skrócie, ta impreza polegała do tego roku na tym, że odpowiednio: przygotowane, wytrenowane i prowadzone po wybiegu championy pobudzały wyobraźnię bogatych hodowców, którzy wierni zasadzie, iż są tylko trzy rzeczy piękne na świecie, zaczynając od najpiękniejszego zjawiska:

-koń w galopie,

-fregata pod pełnymi żaglami,

-oraz kobieta wykonująca taniec brzucha,

oferowali niebotyczne ceny za prawo posiadania konia, który przy nienagannym rodowodzie, najpiękniej zagalopował.

Może to się ignorantowi wydać dziwnym, ale to dokładnie poziom perfekcji chodu podczas pokazu decyduje o tym, czy konia sprzeda się za 100 tysięcy, czy milion dolarów, a może więcej!

Natomiast mistrz ceremonii, czyli osoba która prowadzi licytację, musi umieć zbudować nastrój wyjątkowości, który skłoniłby posiadaczy „bardzo grubych portfeli” do emocjonalnego wejścia w licytację.

Do tego roku imprezę Święta Konia Arabskiego, oraz samą aukcję prowadziła spółka wyspecjalizowana w świadczeniu usług konsjerż na najwyższym poziomie, która końcem maja tego roku, wobec braku jakiejkolwiek kompetentnej komunikacji z nowym Zarządem Stadniny w Janowie wypowiedziała świadczenie swoich usług.

Ponoć czarę goryczy przelała sytuacja, w której mimo uporczywych monitów, nie podano które konie zostaną wystawione na aukcję Pride of Poland, co z kolei było niezbędnym dla przygotowania katalogu aukcyjnego, który z Początkiem czerwca powinien zostać podanym, oczywiście w przypadku niektórych gości, na złotej tacy przez posłańca, a nie przy pomocy niestępowanej przesyłki reklamowej, którą zwykle wyrzuca się do kosza bez otwierania.

Niestety, zamiast przeprosić za opieszałość i nadrobić zaniedbania, postanowiono poszukać sobie innej firmy, na tyle głupiej i pełnej tupetu, aby mieć odwagę podejmować się tak wyrafinowanego zadania w tak krótkim czasie!

Aby nie było niedomówień, wszystkich certyfikowanych konsjerż jest w Polsce raptem ...około 15 i raczej nie są to osoby poszukujące pracy! To ich się poszukuje. Zdaje się, że nawet Kancelaria Prezydenta nie korzysta z usług tego typu specjalistów, a gości osoby wymagające. Natomiast certyfikowanych firm oferujących w Polsce obsługę imprezy na poziomie konsjerż są bodajże raptem 3, a wśród nich na bank nie ma spółki Międzynarodowe Targi Poznańskie.

Sorry Poznaniacy, ale jak ktoś choć raz był na Targach Poznańskich, ten nie będzie zadawał durnych pytań o powód tak niskiego rankingu firmy obsługującej tę imprezę! No chyba, że ktoś gustuje w ostrych imprezach alkoholowych, zagryzanych chipsami, odbywanych na zapleczach boksów wystawowych, albo w pokojach hotelowych, niewspółmiernie drogich do oferowanego standardu. Ale jak kto przebywa w bycie równoległym, to takimi duperelami się nie zajmuje, zwłaszcza kiedy nie on płaci za ten szajs, ani za to, co konsumuje na koszt funduszy reprezentacyjnego.

Zatem powierzenie organizacji elitarnej imprezy w Janowie Podlaskim firmie nie mającej dokładnie żadnego doświadczenia w organizowaniu projektów zaszczycanych obecnością przez śmietankę towarzyską od początku wskazywało na to, że w najlepszym przypadku dojdzie do pauperyzacji imprezy, z dużym prawdopodobieństwem kompromitacji.

Niestety, spełniły się najczarniejsze scenariusze, bo obok kompromitacji organizacyjnej doszło do ogromnego skandalu podczas licytacji dwóch koni, w tym najwyżej wylicytowanej klaczy Emira.

Już na długo przed aukcją Pride of Poland czuć było z jedne strony presję na wynik finansowy, z drugiej strony nerwowość wśród masztalerzy i kwalifikatorów odpowiedzialnych za prezentację konia na wybiegu. A nerwowość tę uzasadniał brak odpowiedniego wytrenowania scenariusza prezentacji. Ten brak potem wręcz raził podczas prezentacji, kiedy to konie i prowadzący ich ludzie bezradnie miotali się po wybiegu, prowadzący konie wykonywali nerwowe ruchy, których nie odbierały właściwie prezentowane konie, więc prezentacja brak było płynności a konie nie miały nawet okazji do zaprezentowania tych walorów, na które zwracają uwagę wytrawni hodowcy.

Jednym zdaniem, był to pokaz niekompetencji i ekstremum dna beznadziei na przyszłość

Niestety, a wszystko na to wskazuje, organizator aukcji posunął się w pogoni za zyskiem do oszustwa, w postaci podbijania ceny przez podstawione osoby!

Krąg osób licytujących a aukcjach najwyższej rangi, a taką do tego roku była Pride of Poland, jest bardzo hermetyczny. Tam nie ma miejsca dla nuworyszy, zwykle do tego typu aukcji wręcz się zaprasza osoby szanowanych hodowców lub ich plenipotentów, a od pozostałych chętnych wymaga się zaporowego wadium.

Zatem trudno wytłumaczyć sytuację w której po wylicytowaniu ponad pół miliona euro za Emirę, zwycięzca licytacji, ot tak się ulotnił, jak to podaje oficjalny komunikat. Hodowca lub kolekcjoner z listy VIP nie pozwoliłby sobie na taki numer, bo byłby dożywotnio spalony w towarzystwie. Osoba z, napiszmy drugiego rzędu, straciłaby pokaźne wadium, więc korzystniej finansowo byłoby jej przełknąć obsuwę, bo przecież aż tak wiele za Emirę nie przepłacił, aby salwować się paniczną rejteradą.

Ale gdyby to był podbijający stawkę „zając”, takie zachowanie byłoby uzasadnione!

Aukcja z winy niekompetentnego prowadzącego nałożonej na ewidentne zaniedbania natury organizacyjnej wyraźnie utknęła na finansowej mieliźnie, więc czując presję, ktoś mógł w akcie desperacji zdecydować się na lewarowanie licytacji i o jeden raz za dużo podbił stawkę.

Trzeba pamiętać, że do zeszłego roku kwalifikacji do rankingu aukcji dokonywał uznany autorytet sędziowski, dotychczasowy prezes, Marek Trela, więc nawet jak któryś koń spalił nieco prezentację, mógł liczyć na pewien margines wyrozumiałości u kupujących, mających do dyspozycji odpowiednio perfekcyjny katalog, więc niestosowne zachęty prowadzącego aukcję typu: „ten koń jest naprawdę dużo więcej wart niż aktualna cena”, były zbędne. Kupujący ufali ocenie konia dokonanej przez światowej renomy sędziego Trelę, mając pewność, że nikt ich nie próbuje naciągać na bezproduktywne wydatki.

W tym roku prowadzący takiego luksusu nie miał, bo oceny dokonali mało znani, więc i poważani sędziowie, jakich udało się sporą dietą skusić do złamania ostracyzmu po upokarzającym wywaleniu z posady uznanego prezesa i bardzo szanowanej persony w świecie hodowców koni arabskich. Prowadzący był niekompetentnym dyletantem, więc prezentacja zaczęła się blado, a potem było coraz gorzej, a oczekiwania Resortu rolnictwa były, delikatnie pisząc wygórowane, bo najważniejsi kolekcjonerzy i hodowcy zwyczajnie w tym roku w Janowa Podlaskiego nie przybyli, nie tylko w geście solidarności z ex prezesem Trelą, ale również z tego powodu, że ich uwagę skupiły w tym roku ...Igrzyska Olimpijskie i olimpijska rywalizacja ich protegowanych lub koni z ich hodowli. Do Janowa więc wysłali swoich plenipotentów lub dziedziców majątku, dając im do dyspozycji niezbyt wygórowane środki na naukę lub zabawę podczas aukcji.

Cóż, nikt nie zmuszał etatowego organizatora Targów Poznańskich do podjęcia się beznadziejnej misji ratowania prestiżu Święta Konia Arabskiego, zwłaszcza, że nie posiadał ani kwalifikacji ani niezbędnego doświadczenia w organizowaniu imprez dla śmietanki arystokracji świata.

Gdyby w tym roku odwołano aukcję Pride of Poland, przynajmniej uniknięto by skandalu i kompromitacji, a rok czasu to wystarczająco długo, aby skompletować kompetentne kierownictwo polskich stadnin, oraz wykreować odpowiednio kompetentne grono organizatora imprezy.

Ale nie to jest najgorsze, że doszło do skandalu, bo takiego rozwoju sytuacji spodziewano się dość powszechnie, Nie to jest najgorsze, że kolejny raz sponiewierano majestat Prezydenta Polski, który obejmował osobistym patronatem tę manianę, głównie z tego powodu, że prezydent Duda, pełniący rolę marionetki za której sznurki pociąga prezes Kaczyński, autorytet u ludzi prawych stracił zanim został prezydentem, dokładnie z powodu uprawianiu lukratywnej chałtury za publiczne pieniądze i z wykorzystaniem martwego etatu nauczyciela akademickiego UJ.

Najgorsze było to, że po kompromitacji i skandalu podczas aukcji, w mediach dał głos osobisty winowajca tego, pardon, rozpiździelu, prezes rządowej agencji, pod którą podlega Stadnina w Janowie Podlaskim i zamiast kajać się prosząc o wybaczenie i akt łaski za doprowadzenie do kompromitacji Polski i osoby Prezydenta, miał czelność powiedzieć, że zacytujmy: „ ...wykonaliśmy tytaniczną pracę ...” .

Jak musiał zauważyć każdy obecny w Janowie Podlaskim i mający porównanie do poprzednich imprez o tym szyldzie, owa „tytaniczna praca” sprowadziła się do aktu mniej lub bardziej świadomego wandalizmu.

Jak napisano w Ewangelii:„poznacie ich po owocach ich działania”, w tym przypadku niestrawnych nawet dla desperatów.

Póki w resorcie rolnictwa będzie szarogęsił się minister Jurgiel, szans na powrót do Janowa Podlaskiego uznanych kolekcjonerów i hodowców koni czystej krwi praktycznie NIE MA! Za rok licytować na aukcji Pride of Poland będą „cieńcie bolki”, które „jak wyskoczą” ze 100 tysięcy euro lub dolarów, będzie sukces. Nie będzie też co się wysilać na zbytki, wystarczy zamówić katering w pobliskim fast foodzie i będą zadowoleni, jeśli tylko alkohol będzie nielimitowany i wliczony w koszt karty wstępu. A takiemu wyzwaniu Targi Poznańskie chyba podołają.

Bo to, co robiono w tym roku, jako żywo można porównać do urządzenia w siedzibie Wierzynka jakiegoś przybytku fast fooda. W sumie też oferującego podobne dania co wyrafinowana knajpa sięgająca korzeniami XIV wieku, tyle, że dużo szybciej i taniej, do tego na sterylnej, bo jednorazowego użytku zastawie.

Co do okazania było. Amen.

Zorro

 

 

el.Zorro
O mnie el.Zorro

Wiem, że nic nie wiem, ale to więcej, niż wykładają na uniwersytetach.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo