Chwała bohaterskim Powstańcom Warszawskim,
ale hańba ich dowódcom, co ich w ten beznadziejny bój wysłali.
UWAGA! Tekst wysoce dziś politycznie niepoprawny, choć opisuje udokumentowane fakty, napisano w myśl zasady: tylko Prawda może nas wyzwolić z narodowego obłędu Chocholego Tańca. Przed przeczytaniem zasięgnij rady spowiednika, lub rezydenta Radia Maryja.
No i znowu wkrótce mamy sierpień, miesiąc w którym kler zakazuje „prawdziwym Polakom-chrześcijanom” picia alkoholu, miesiąc w którym rusza biznes sakro turystyki pielgrzymkowej na Jasną Górę i miesiąc którego początek obwieszczają media, powielające obiegowe „duby smalone” o wartości Powstania Warszawskiego, jako sprawdzianu polskości w najczystszej postaci!
Teoretycznie można by poprzestać na poleceniu tych nielicznych publikacji pochylających się nad bilansem przegranego Powstania, jednak osoby ich autorów pewnie z wojskowością i polityką mają niewiele wspólnego, podnoszą głównie te aspekty, których nigdy się podczas wojny nie bierze pod uwagę w stopniu decydującym!
Bo skoro jest wojna, a chwili wzniecenia Powstania trwała 2 wojna światowa, która wchodziła w fazę decydujących rozstrzygnięć, to nikt, zarówno w środowiskach politycznych, jak i wojskowego dowództwa, nie przejmuje się stratami zarówno materialnymi, jak i tymi w sile żywej! Wszyscy bowiem wychodzą z tego założenia, że skoro jest wojna, to MUSZĄ powstawać straty spowodowane działaniami zbrojnymi i basta!
Tak więc Zorro twierdzi,że aby rzetelnie ocenić działania kręgów, które doprowadziły do ogłoszenia „godziny W” na 5;00 po południu dnia 1 sierpnia 1944 roku, należy sięgnąć głębiej, niż to się czyni podczas ferowania obiegowych półprawd, a nierzadko i wręcz monstrualnych bredni.
Zatem zacznijmy od początku, czyli od:
planu „Burza” oraz doktryny „stania w gotowości z bronią u nogi”.
To, że AK nieustannie dzielnie walczyła z hitlerowskim ciemiężcą, a na terenach wschodnich II RP z bolszewikami, co rusz staczając ciężkie boje z okupantem, to, NIESTETY, bajki dla synów i wnuków, bo w rzeczywistości Armia Krajowa NIE MIAŁA dokładnie żadnych możliwości toczenia regularnych walk z siłami okupacyjnymi!
-Po pierwsze, po kampanii wrześniowej zostało na obszarze Polski za mało wyszkolonych oficerów, potrafiących skutecznie dowodzić plutonem na polu walki, a oficerów starszych, czyli takich „mających papiery” nasamodzielne dowodzenie większymi oddziałami nie było praktycznie wcale! Przecież ci, co nie dostali się do niewoli, głównie zasilili armię gen Sikorskiego i to głównie z tego powodu, że zarówno hitlerowcy, jak i sowieci metodycznie tropili takie osoby, słusznie upatrując w nich bardzo groźnego i nieprzejednanego wroga, więc, aby nie zostać aresztowanym, musieli salwować się emigracją.
Sytuację nieco podratował korpus Cichociemnych, ale popełniono kardynalny błąd w lokowaniu tych oficerów , głównie na tych terenach przedwojennej Polski, na które miał nieukrywaną oskomę ZSRR. Więc również ich posłano w nic nie wnoszącą misję samobójczą.
Nieco lepiej było z podoficerami, ale i w tym korpusie brakowało około połowy stanu osobowego, a do tego deficyt kadrowy pogłębiało awansowanie podoficerów na stopnie oficerskie.
Jakby kto pytał, to czas wyszkolenia i to w warunkach niczym nie zakłócanego skoszarowania,pełnowartościowego podoficera to około 1 rok, a podporucznika to minimum 3 lata, zaś podniesienie kwalifikacji porucznikowi do tych wymaganych od majora to w czasie wojny przynajmniej jedna kampania na stanowisku dowódcy kompanii uzupełniona minimum półrocznymi studiami akademickimi!
-Po drugie,kluczem do sukcesu w każdej batalii jest logistyka, a ta w szeregach AK praktycznienie ist-nia-ła! Pododdziały AK były uzbrojone głównie w lekką strzelecką broń, w tym zdobyczną, a wszystkie zdatne do użycia egzemplarze ciężkich karabinów maszynowych, podstawowej broni ówczesnego pola walki, w całej AK ocierały się o liczbę 100 sztuk! Do tego panował ostry deficyt amunicji, który uniemożliwiał jakiekolwiek sensowne szkolenie strzeleckie. Artylerii, nawet lekkiej, AK nie posiadało, podobnie jak lotnictwa i broni choćby opancerzonej, o broni pancernej nawet nie marząc. Tak więc z punktu potencjału bojowego, AK nawet nie odpowiadała formacjom Husytów z czasów końca średniowiecza, którzy dysponowali nowoczesną artylerią!
Do tego AK nie dysponowała praktycznie łącznością bezprzewodową, a możliwości rozwinięcia jakiejkolwiek sieci łączności przewodowej były stricte teoretyczne. Tak więc nie istniała jakakolwiek możliwość koordynacji działań pododdziałów, no bo łączność przez łączników już w czasach 1 wojny światowej była anachronizmem.
Tak więc AK, jako jednolicie dowodzona formacja militarna, po prostu nie istniała, a do tego w Londynie wymyślono sobie, że wojna III Rzesza contra „reszta Świata”, to tylko preludium do wojny ZSRR contra „wszystko inne”!
Generalnie do inwazji Hitlera na ZSRR nawet nie myślano o strategii wykorzystania potencjału militarnego AK, ale po przyjęciu za pewnik nieuchronne przegrupowanie stron konfliktu w 2 wojnie światowej, wymyślono strategię „oczekiwania z bronią u nogi”, polegającą w skrócie na spokojnym czekaniu, oraz werbowaniu i szkoleniu nowych sił, na moment, w którym zarówno Wermacht, jak i Armia Czerwona się na tyle mocno wykrwawią we wzajemnej walce, że nawet marnie uzbrojona Armia Krajowa będzie w stanie przepędzić z terenów II Rzeczpospolitej okupantów.
Mało tego, wymyślono nawet iplan „Burza”, który miał umożliwić zajmowanie miast, będących siedzibami okupacyjnych garnizonów, aby pozyskaną na wrogu bronią można było szybko dozbroić te szeregi żołnierzy AK, dla których broni nie starczało, nawet butelki „koktajlu Mołotowa”, czyli szklanej butelki wypełnionej tak zmyślną miksturą, że po rozbiciu o przeszkodę następował samozapłon łatwopalnej zawartości.
Tyle tylko, że w 1944 roku dowództwo AK totalnie zaspało i kiedy mający słabość do „ostrego walenia w służbowy, generalski beret” gen Bór-Komorowski wysłał łączników z rozkazem wykonania rozkazu godzina „W” na 5;00 po południu dnia 1 sierpnia 1944 roku,NIE BYŁO SENSU już wzniecać tego powstania, bo i tak, jak mawia gmin:„wszystko zostało już pozamiatane”!
Armia Czerwona podczas operacji „Bagration” zwanej też ofensywą letnią, miała tak wielkie tempo w wypieraniu wojsk hitlerowskich, że zanim dowódcy AK podejmowali decyzje o mobilizacji oddziałów mających realizować plan „Burza” i ze stosownymi rozkazami wysłać łączników, do miast wkraczała tryumfalnie, witana owacyjnie Armia Czerwona, która do tego, zamiast rabować i gwałcić, jak to wieściła propaganda antysowiecka, bratała się z Polakami. To nie była ta sama armia, która pustoszyła w wojnie polsko-bolszewickiej polskie tereny, rabując i gwałcąc zwłaszcza co zamożniejszych „burżujów”! To byli przyjaźnie nastawieni ludzie, gotowi oddać życie za „ostateczne rozwiązanie kwestii nazizmu”. W zasadzie zawiedzeni mogli być jedynie ci, którzy liczyli na to, że po wkroczeniu bolszewików ZWŁASZCZA kobiety będą wspólne, co jednak nie było planowane nigdy.
Jakby ktoś zapomniał, 22 lipca tegoż roku ukonstytuował się formalnie Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego i jak bardzo by to było politycznie niepoprawne, to jednak PKWN stał się prawomocnym spadkobiercą II Rzeczpospolitej, jako JEDYNY organ władzy tymczasowej działający na wyzwolonym od okupacji obszarze Polski!!!
Z resztą, o planach Stalina uprzedzenia skaczącego sobie wzajemnie do gardeł Rządu Londyńskiego i powołanie „czegoś przewidywalnego” na obszarze Polski, doskonale wiedział zarówno Winston Churchill, jak i prezydent Roosevelt, jak również obaj sojusznicy Stalina uznawali prawo ZSRR do polskich ziem na wschód od linii Curzona. Ba, plan Stalina skwapliwie poparli, stawiając tylko jeden warunek: w powojennej Polsce muszą się odbyć wolne wybory, a w zamian Stalin zdekonspiruje kontrolowane przez KOMINTERN osoby kierujące lewicowymi ruchami oporu we Francji i Grecji.
Tak naprawdę, to „nasi wypróbowani zachodni sojusznicy” czekali tylko na kapitulację III Rzeszy, aby wyniośle spuścić w londyński kanał podskakujących nieustannie „Polaczków”, judzących do wojny ze Stalinem, której nikt nie planował, zarówno w Wielkiej Brytanii, jak i w USA!
Co zresztą odbyło się wręcz idealnie z angielskim stylem postępowania z wazeliniarzami:„Polak swoje zrobił, Polak może sobie pójść”! Najlepiej, jak kto był generałem, wzorem gen Maczka, za kontuar pubu, w celu mieszania drinków anglosaskim szeregowcom i podoficerom. (Oficerowie do pubów nie chodzili, oni chodzili na drinka do elitarnych klubów).
CZEMU jednak, wbrew logice, sztuce militarnej i rozsądkowi, wzniecono Powstanie Warszawskie?!!
Zorro napisze więc to tym, co niedawno wypłynęło z pilnie strzeżonych archiwów, kryjących mroczne tajemnice 2 wojny światowej, z racji upływu ustawowego okresu 50 lat prawa do utajniania dokumentów, a wedle których to wiarygodnych informacji, grupa „Jastrzębi” prących wszelkimi sposobami do konfrontacji z hitlerowcami na ulicach Warszawy, aż tak wielkimi szalbierzami i nabuzowanymi megalomania własną, pardon, idiotami nie była, jak by się to na pierwszy rzut oka wydawało!
Oto garść tych, jakże ciekawych informacji, układających się w bardzo prawdopodobne plany.
Myli się bardzo ten, kto by myślał, że Niemcy tak bardzo kochali swojego Führera, że byli bezkrytyczni wobec jego ksenofobicznej i szowinistycznej polityki! Spora grupa Niemców osobą Adolfa Hitlera wręcz pogardzała, ale była mu długo ślepo posłuszna, bo ktoś taki jak Adolf Hitler u steru kraju był im nie tylko na rękę, ale i zaspakajał mocarstwowe ambicje Niemców. W zasadzie najgorsze mniemanie o Adolfie Hitlerze mieli ...niemieccy oficerowie, wywodzący się z arystokratycznych rodów, dla których Adolf Hitler był nikim innym, jak mającym kolosalne szczęście szalbierzem, potrafiącym perfekcyjnie budować mit o wielkości wszystkiego co niemieckie lub germańskie. Adolf Hitler dosłużył się na 1 wojnie raptem stopniagefrajter,czyli na polski stopnia pośredniego pomiędzystarszym szeregowym, a kapralem, więc nie posiadał praktycznie żadnych kwalifikacji do dowodzenia choćby kompanią, a co dopiero całym Wermachtem! Natomiast najgorsze notowania miał Adolf Hitler w korpusie Kriegsmarine, a z tego korpusu, tradycyjnie, wywodzili się szefowie Abwehry, bo jeszcze za Kaisera uznano, że bywali w świecie i posiadający sporo erudycji marynarze są do tej roboty najlepsi. Marynarzem więc był i admirał Wilhelm Canaris, szef hitlerowskiej Abwehry, który prywatnie Adolfem Hitlerem gardził, jako brutalnym, prowincjonalnym karierowiczem, ale któremu oficerski honor i przysięgana lojalność władzom Niemiec, kazały gorliwie służyć interesom III Rzeszy.
Jest też dowiedzionym, że admirał Canaris znał osobiście praktycznie wszystkich wysokich rangą polskich oficerów z czasów II RP, podobnie jak sporą grupę wysokich urzędników przedwojennej Polski i nawet po wybuchu 2 wojny utrzymywał z niektórymi osobami kontakty towarzyskie w neutralnej Szwajcarii. Znał też i gen Bora-Komorowskiego, ale to nie usprawiedliwia zdarzenia, które miało bezspornie miejsce w drugiej połowie lipca 1944 roku, kiedy to z inicjatywy już będącego w odstawce adm. Canarisa, doszło w Warszawie do spotkania z gen Borem-Komorowskim!
O czym więc rozmawiali w ów lipcowy dzień obaj generałowie, co tu ukrywać, stojący formalnie po obu stronach barykady w bezpardonowej wojnie?! No chyba nie o pogodzie, bo ta raczej dostosowała się do letnich standardów.
Ciekawie jednak się robi, kiedy datę spotkania Canaris vis Bór-Komorowski nałoży się na wydarzenia w Niemczech, a zwłaszcza z nieudanym puczem, który spalił na nieudanym zamachu na Adolfa Hitlera w Wilczym Szańcu, oraz na fakt, że to adm, Wilhelm Canaris był jednym z liderów antyhitlerowskiego sprzysiężenia wysokich rangą oficerów, zwanego potocznie „Czarną orkiestrą”.
A wówczas Powstanie Warszawskie mogło być klasycznym planem-B dla wariantu usunięcia Hitlera za pomocą zamachu w Wilczym Szańcu!
Jak więc mógł wyglądać szkic owego, naprawdę diabolicznego planu adm. Canarisa?
Gdyby zamach w Wilczym Szańcu się powiódł, sytuacja geopolityczna mocno by się skomplikowała! Niemcy uwolnione od nazistowskiej dyktatury pewnie szybko by skapitulowały wobec mocarstw zachodnich, ale nie wobec ZSRR! Wówczas do gry wszedłby Rząd w Londynie, który mógłby zawrzeć pokój z Niemcami i skierować siły AK do walki z Armią Czerwoną! Niemcy zachowaliby status quo przedwojennych zachodnich granic, Polska miałaby motywację do kolejnej wyniszczającej wojny z ZSRR o ziemie wschodnie! Tyle tylko, czy Imperium Brytyjskie i USA dałyby się nabrać na ten manewr?!
Przecież premier Churchill TYLKO z powodu nieuchronnej konfrontacji militarnej Imperium Brytyjskiego z tworzonym Imperium III Rzeszy o kolonie przystał na sojusz ze Stalinem, bo ZSRR, w podprzeciwieństw do III Rzeszy, nie rościło pretensji do brytyjskich kondominiów.
Ale gdyby zamach by się nie powiódł, a do Warszawy nie trafiłaby na przełomie lipca i sierpnia 1944 roku, zupełnie przypadkowo na odpoczynek, doborowa dywizja pancerna Herman Goring, której jednostki wręcz uratowały sytuację w lewobrzeżnej Warszawie po wybuchu Powstania, no to dopiero mogłoby być interesująco!
Jest przecież bezspornie stwierdzone, że dowództwo garnizonu Warsaw doskonale znało plany wzniecenia powstania, ba nawet poznało dokładnie czas „godziny W”! Po prostu przy tak ogromnej ilości osób zaangażowanych w organizacje powstania, MUSIELI do struktur przeniknąć agenci GeStapo i przeniknęło takich agentów całkiem sporo.
A mimo tego nie zareagowano, pozwalając powstańcom opanować spory obszar Warszawy i to na tyle długo, aby można było tam proklamować restytucję II Rzeczpospolitej!
Na coś wyraźnie czekano, pilnując jedynie tego, aby powstańcy nie dotarli do Wisły, ani nie przebili sobie „korytarza” na peryferie miasta, najlepiej do Puszczy Kampinoskiej, skąd mogliby otrzymywać zaopatrzenie i posiłki. Z resztą sami powstańcy nie kwapili się do tego, aby zapewnić sobie przyzwoite wsparcie logistyczne. Więc kłania się brak kompetentnych oficerów sztabowych w sztabie AK. Może czekano na to, że w Warszawie zacznie rezydować plenipotent Rządu Londyńskiego, kluczowa postać dla planu dyplomatycznego odcięcia ZSRR od Niemiec, poprzez powracająca na polityczna mapę wolną od okupacji niemieckiej Polskę?!!
Ponoć dopiero 3 dnia Hitler dowiedział się o fakcie powstania w Warszawie, bo ponoć tak bardzo adiutanci obawiali się jego napadów wściekłości i dopiero wówczas Niemcy zaczęli metodycznie miażdżyć przewagą militarną fatalnie uzbrojone siły powstańczej Warszawy. Ale przecież zarówno SS-reischfuhrer Himmler, jak i reichsmarschall Goring, aż tak bardzo napadu gniewu swojego Führera bać się nie musieli.
Czemu zatem nie udało się dostarczyć do Warszawy plenipotentów Rządu na Uchodźstwie?!!
Prawdopodobnie zadziałała „Czerwona Orkiestra”, czyli bardzo sprawna siatka wywiadowcza Stalina, penetrująca III Rzeszę. Stalin dokładnie od „Czerwonej Orkiestry” musiał dowiedzieć się o knowaniach „Czarnej Orkiestry” i wręcz w pospiechu instalował na Lubelszczyźnie PKWN, jako substytut tymczasowego rządu niepodległej Polski. Stalin prawdopodobnie wiedział o tym, że końcem lipca, początkiem sierpnia dojdzie do zamachu na osobę Hitlera, oraz o tym, że w Warszawie szykowane jest powstanie, którego celem dla Pospólstwa będzie „wygonienie znienawidzonego okupanta”, ale dla planujących przejęcie władzy w Niemczech, będzie to wręcz idealne narzędzie dla odskoczenia dywizji Wermachtu od Armii Czerwonej!
Więc choć dla potrzeb taktyki wsparcie Powstania Warszawskiego byłoby dla Stalina korzystnym posunięciem,
to z punktu strategii prowadzenia wojny, wsparcie militarne powstania byłoby kardynalnym i bardzo groźnym dla planów zdobycia Berlina błędem!
Oczywiście z punktu widzenia Stalina, jako głównego rozgrywającego, obok Roosevelta, w koalicji antyhitlerowskiej. Pewnie też tylko z tego powodu nie zgodził się na międzylądowania samolotom z zaopatrzeniem dla Powstania.
Doświadczeni sztabowcy w Oberkomando der Wermacht nie mieli złudzeń! Realna do utrzymania linia obrony, po sukcesie ofensywy letniej 1944 roku, zwanej operacją Bagration, była nie na linii Wisły, ale dopiero na linii Odry, bo Armia Czerwona miała dostatecznie dużo rezerw, aby po przyjęciu uzupełnień na linii Wisły, uchwycić przyczółki na lewym brzegu Wisły, bo pół roku to stanowczo za mało i to pod ogniem wroga, na zbudowanie efektywnych linii obrony, opartych o naturalną przeszkodę, jaką była Wisła. To można było zrealizować dopiero na linii kolejnej dużej rzeki, czyli Odry, gdzie nie było zagrożenia od frontowej artylerii lub lotnictwa.
Do tego JUŻ ISTNIAŁY, budowane metodycznie od końca 1 wojny, dwie linie umocnień, zwane odpowiednio: Odersctellung na środkowej Odrze i Pommernstellung, znany też jako Wał Pomorski, i dopiero na tych rubieżach można było myśleć o wstrzymaniu zagonów Armii Czerwonej.
Tak więc dla tych beznamiętnych strategów byłoby sporym zyskiem, gdyby wracającą ze wschodu pożogę wojenną udało się zatrzymać na przedwojennej granicy polsko-niemieckiej, nawet spisując na straty, jako rekompensatę dla Polski, Prusy Wschodnie!
Ale aby to zrealizować Powstanie Warszawskie MUSIALOBY się udać! Inaczej Armia Czerwona zatrzyma się dopiero na linii Łaby, zaś kiedy to nastąpi, będzie tylko kwestią czasu i to bardzo niedługiego. Co zresztą się stało w czasie krótszym niż 1 rok.
Pozostaje jeszcze skrótowo omówić aspekt czysto ludzki, czyli to, czy W OGÓLE wolno wysyłać w beznadziejny bój dzieci, o będącej zapleczem intelektualnych elit młodzieży, nawet nie wspominając.
Bo jakby nie obracać sprawy propagandowo, widok powstańca warszawskiego w wieku szkolnym, idącego w bardzo nierówny bój, był widokiem nagminnym! Statystyczny wiek Powstańca Warszawskiego oscylował w okolicy 20 roku życia , zaś powstaniec w wieku lat 16, czyli po szkole podstawowej, był znaczącym autoramentem w batalionach harcerskich, a w tak zwanych Szkołach Bojowych, podległych Szarym Szeregom, jedynym. Ostatecznie najmłodszy kawaler Orderu Virtuti Militari, Jerzy „Magik” Bartnik, mołojecką sławę powstańca zdobywał w wieku lat ...14, słownie czternastu!!!
Ale to nie koniec zawstydzającej polityki wyalienowanych od realiów oficerów dowodzących powstaniem warszawskim!
Oni nie wahali się wysyłać w śmiertelnie niebezpieczne misje łączników nawet dziewczynki!!! Początkowo wszechobecni snajperzy, zwani potocznie „gołębiarzami”, z racji tego, że zwykle czaili się pod osłoną kominów na dachach kamienic, mieli opory ze strzelaniem do dzieci, ale kiedy zrozumieli, że te dzieci to są zwykle łącznicy, przenoszący ważne rozkazy i meldunki, to rozpoczęli bezlitosne polowanie na wszystko co w wieku dziecięcym, lub wczesnomłodzieżowym, próbowało się przemykać w polu ich ostrzału!
Cóż młody człowiek, dopiero wkraczający w dorosłe życie, ma bardzo słabo wykształcony instynkt samozachowawczy, ale za to ostre zamiłowanie do podejmowania ryzyka. Lubi imponować rówieśnikom i tyko z chęci zaimponowania innym, a zwłaszcza osobom starszym, gotów jest podejmować ryzyko igrania z własnym życiem. Wojna, a tym bardziej działania zbrojne, dają wręcz wymarzoną okazję do pokazania innym, „jaki ze mnie kozak”. Tak więc nie dziwmy się, że statystyki batalionów zdominowanych przez warszawskie dzieci i młodzież, są wręcz przerażające. One utraciły przecież średnio 70% pierwotnego stanu osobowego, czyli na 10 młodych i wykształconych ludzi, którzy ruszyli w bój 1 sierpnia 1944 roku, powstanie przeżyły góra 3 osoby! Porównywalne „wyniki” notowano tylko w szeregach Armii Czerwonej, działającej wedle starej, bolszewickiej zasady: „ludzi u nas dużo”! Tyle tylko, ze tam nie posyłano w bój dzieci, nawet sierot.
Dlatego też wysyłanie w bój dzieci, w cywilizowanych krajach, uchodzi, nie za akt oddania sprawie, ale za zbrodnię wobec własnego narodu i basta!
Trzeba nieustannie przypominać, że już samo wzniecenie Powstania Warszawskiego w okolicznościach, jakie panowały w ówczesnej polityce, oraz przy takim jak końcem lipca 1944 roku, układem sił na froncie podchodzącym pod Warszawę, było na polu politycznym i militarnym monstrualną niedorzecznością.
Do tego szef AK-owskiego wywiadu, w stopniu, było, nie było, pułkownika, powinien odróżniać czołgi niemieckie od radzieckich, choćby po tym, że te w służbie Hitlera miały malowany bardzo wyraźny i z daleka widoczny symbol, w postaci czarnego krzyża na białym obramowaniu, oraz przestrzennie malowane numery taktyczne wozów bojowych, Czołgi radzieckie miały malowane czerwone gwiazdy a polskie, (takie były w składzie 1. Dyw, im T, Kościuszki i w 1. Bryg. panc. im Boh. Westerplatte), białego orła piastowskiego bez korony i białe numery taktyczne. Do tego czołgi niemieckie były „kanciaste” i miały na wylotach luf tłumiki płomieni. Tak więc tylko jego złej woli trzeba przypisać to, że meldował o pojawieniu się na przedpolach Warszawy czołgów radzieckich, które w tym czasie prowadziły ciężki bój z czołgami dywizji Herman Goring na tak zwanym przyczółku Warecko-Magnuszewskim, czyli dobre 50 km od Warszawy, w okolicach wsi Studzianki, dziś Studzianki Pancerne.
Do tego, jako szef wywiadu, powinien coś o tych bojach wiedzieć, nieprawdaż?
Bo wedle oficjalnej wersji, dokładnie ten meldunek spowodował, ze gen Bór-Komorowski postąpił wbrew zaleceniom przełożonych rezydujących w Londynie.
Zaś jako oficer dyplomowany, do tego generał, co prawda z konieczności, ale zawsze generał, powinien znać choćby podstawy strategii wojskowej i wszczynając powstanie, powinien zadbać o to, aby jego wojsko miało zapewniony dostęp do zaopatrzenia w czasie walki.
Na koniec pozostaje wyjaśnić to, że polskojęzyczna radiostacja ZPP, końcem lipca zachęcała do wzniecenia powstania przeciwko okupantowi. Prawdopodobnie, a to już tylko opinia Zorra, dał znać o sobie patologiczny serwilizm stalinowskich generałów i marszałków wobec generalissimusa Stalina. Warszawa była ważnym węzłem komunikacyjnym, więc nie bez powodu Hitler nie zamierzał jej tak łatwo oddawać, wręcz przeciwnie, nakazał bronić jej do wyczerpania sił. Tak więc zajęcie Warszawy z marszu, dawałoby generałowi Berlingowi nie tylko mołojecką sławę, ale i otwartą drogę do stopnia marszałka. Tyle tylko, że gen Berling nie mógł wiedzieć to, co wiedział Stalin i co tak naprawdę knuł gen Bór-Komorowski wraz ze swoimi poplecznikami. Zwietrzył okazję, jaką dawało Powstanie, tyle, że nie wiedział, że Stalin, Churchill i Roosevelt mieli wobec samego powstania i powstańców zupełnie inne, do tego kolizyjne z jego, plany.
Stalin MUSIAŁ wiedzieć o planach akcji „Burza”,więc mógł wpaść na diaboliczny pomysł prewencyjnego zdetonowania tej groźnej w Warszawie miny zanim jego krasnoarmiejcy nie wkroczą do stolicy przedwojennej Polski. Ostatecznie każdy woli, jak klasyczną „brudną i mokrą robotę” wykona ktoś inny, a najlepiej zapiekły wróg.
Konkludując,żołnierz nie jest od wiecowania, tylko od wykonywania rozkazów!Skoro nieodpowiedzialne dowództwo wydało rozkaz do samobójczego ataku, żołnierz nie ma wyjścia, musi go wykonać, nie oglądając się na straty. W latach 40. XX w., zarówno Polacy, jak i Niemcy oraz Sowieci, byli wychowani w innej niż obecna mentalność i dla tych ludzi konieczność oddania życia za swoją ojczyznę było czymś normalnym, a nawet zaszczytnym. To temu tak zażarte i krwawe toczono boje na wschodnioeuropejskim teatrze 2 wojny światowej. I o tym trzeba pamiętać, ferując oceny Powstania Warszawskiego i postawy walczących na jego barykadach powstańców.
Od myślenia nad tym, jak osiągnąć najwięcej, kosztem jak najmniejszych ofiar i strat, są główni dowódcy oraz ich sztabowcy. Natomiast nad wszystkim powinni czuwać kompetentni politycy, tacy jak Winston Churchill, czy prezydent Roosevelt, bo jak to ujął klasyk: „prowadzenie wojny jest zbyt poważną sprawą, aby pozostawić ją w rękach generałów”.
Czego tragiczny bilans i skutki Powstania Warszawskiego najlepszym dowodem.
Co do uzmysłowienia było. Amen.
Zorro
Inne tematy w dziale Kultura