Ekonomia to taka paranauka, podobna do okultyzmu,
z której, wbrew woli fundatora, przyznaje się Nagrodę Nobla.
Ostatnimi czasy, furorę w mediach, za przeproszeniem personelu usługodawczego, domów publicznych, publicznych, robi obce słoworating.
I to wedle właściwej Polakom zasady wyższości szalbierstwa nad rozsądkiem i rzetelną wiedzą, im kto na temat tego, czym jest rating i „z czym się ten termin je”, tym więcej go w przekaziorze i rozsiewanych przez takie indywiduum bredni.
Bredni z gatunku „od Sasa do Lasa”, czyli od ostentacyjnie olewających opinie agencji ratingowych, po nakazujących uprawianie wręcz kultu tych szalbierczych syndykatów.
Czym zatem jest w swojej istocie rating i wystawiające go agencje?
Na wstępie należy zaznaczyć, że agencje ratingowe wydają swoje rekomendacje nie dla potrzeb Polski, nie dla potrzeb Unii Europejskiej, ani tym bardziej nie dla potrzeb pozostałych krajów świata!
To tylko towarzystwa wzajemnej adoracji, których zadaniem jest produkowanie klasycznych dupokrytek dla zarządów amerykańskich funduszów powierniczych.
A to, że inni z tych dupokrytek owocnie korzystają, to zupełnie oddzielny temat Jest wprawdzie bezdyskusyjnym, że ustanawiając ocenę stopnia ryzyka inwestycji w dowolny, oceniany projekt inwestycyjny, agencje ratingowe starają się w miarę obiektywnie analizować stopę ryzyka, nie mniej ZAWSZE mamy do czynienia z klasyką wróżenia z fusów, lub innych rekwizytów wróżbiarskiego fachu, oraz związanych nierozerwalnie z wróżbiarstwem syndromami stada baranów lub lemingów. Ocena pozytywna zawsze pociąga za sobą jakieś pozytywne bodźce, ale ocena negatywna ZAWSZE uwalnia lawinę negatywnych scenariuszy zachowań i są to zawsze zjawiska niewspółmierne do wielkości impulsów, jakie je wywołały.
W USA nie ma sentymentów dla nieudaczników, tam prezes, który podejmie złą decyzję i narazi zarządzany przez siebie projekt na straty, momentalnie traci posadę, a co gorsza, popada w wieloletni, czasem dożywotni ostracyzm. Nic więc dziwnego, że w USA pojawiło się zapotrzebowanie na producentów wiarygodnych dupokrytek dla prezesów, aby mogli za ich pomocą skutecznie bronić się przed wylaniem z lukratywnej posady przed upływem kadencji.
Jeśli więc w USA któremuś prezesowi zarządzającemu funduszem powierniczym nie dopisze wyczucie koniunktury, ale jego decyzje będą w zgodzie z rekomendacjami uznanych agencji ratingowych, nie grozi karne szurnięcie z lukratywnej posady, co najwyżej utrata premii za skuteczne zarządzanie powierzonym jego pieczy funduszem. To finansowo boli, ale nie odcina od dostępu do lukratywnych posad w zarządach.
Nie mniej, te para-rzetelne syndykaty, mają ogromny wpływ na zachowanie się „stada lemingów” czyli indywidualnych ciułaczy oraz funduszy powierniczych, bo treścią swoich rekomendacji skutecznie moderują trendy na rynkach spekulacyjnych!
Kiedy więc decyzyjny prezes funduszu powierniczego, lub drobny ciułacz, kiedy tylko usłyszą, że, przykładowo, uznana agencja ratingowa, tylko, obniżyła rekomendację dla konkretnej inwestycji, MOMENTALNIE starają się pozbyć posiadane tam udziały lub obligacje, wiedząc, że kolejna transza będzie obłożona wyższym kosztem ryzyka, a tym samym zysk z takiej inwestycji będzie większy, choć obłożony większym ryzykiem, jednak na tyle niewielkim, aby obawiać się załamania kursu przed upływem planowanego okresu inwestowania w dany projekt.
Natomiast rekiny parkietów W OGÓLE nie biorą pod uwagę rekomendacji agencji ratingowych, gdyż to oni, de facto, ustawiają koniunkturę na rynku inwestycyjnym, i to od nich zależy to, jak długo będzie trwała hossa lub bessa, a także jakie stopy zwrotu inwestycji będą stanowić poziomy standardowe.
Wróćmy teraz do sprawy wałkowanego bezlitosne i bezsensownie ratingu Polski, jako dłużnika.
Trzeba sobie na wstępie jasno wytłumaczyć, że statystyczny analityk agencji ratingowej NAWET NIE WIE „co to za kraja ta Polska”, co najwyżej kojarząc Polskę z pontifexem Janem Pawłem II, który miał zadziwiającą słabość do pedofilów, zwłaszcza homoseksualnych, w rzymskokatolickich kieckach korporacyjnych, albo tych „pożytecznych idiotów”, którzy definitywnie obalili ustrój za mniej niż wydawano miesięcznie na utrzymanie afgańskich mudżahedinów, obalających proradziecki rząd w Afganistanie, (nie licząc kosztów interwencyjnego kupowania trefnej kontrabandy od Pasztunów, aby tony opiatów nie załamały cen prochów na europejskich i amerykańskich ulicach, będących źródłem pożytków nie tylko dla przestępców, ale i rządowych agencji, wyspecjalizowanych w zwalczaniu handlu narkotykami).
Dla niego Polska to mało istotna „bakteria”, kraik na obrzeżu wielkiego rynku kapitałowego, warty mniej, niż średniej wielkości amerykański koncern! Więc nie wart większej uwagi.
Polska miała znaczenie, TYLKO kiedy prosperował ZSRR, a Układ Warszawski stanowił realną przeciwwagę dla neoimperialnej ekspansji USA. Wówczas Polska stanowiła najsłabsze ogniwo w imperialnej polityce ZSRR, więc odpowiednio manipulując ratingami, można było osiągnąć zdecydowanie więcej, niż najnowszymi generacjami uzbrojenia strategicznego i taktycznego.
Taki analityk pewnie słyszał, że w Polsce zmieniła się zgraja tuczników u Narodowego Koryta, która, aby zadowolić motłoch, rozdaje po 125 $ na dziecko, więc aby pokryć te wydatki, przymierza się do tropienia turystyki podatkowej, a to może oznaczać, że wkrótce łatwo będzie kapitały w Polsce zainwestować, ale wytransferować pożytki z takich inwestycji będzie o wiele trudniej i co gorsza kosztowniej.
Zatem rekomenduje wstrzymanie się z inwestowaniem, do momentu, aż wyjaśni się skuteczność planowanych barier dla transferu pożytków z terenu Polski i tyle! Za pół roku powinno się nieco wyjaśnić, a jeśli obecny trend w polityce Polski się utrzyma, to durny Polak wkrótce znowu sporo zapłaci za to, że głosował wprawdzie na nieudaczników, oszustów i szalbierzy, ale tym razem rydzykobojnych.
Cóż, konkluzja z analizy rozwoju wypadków, generowanych przez chucpiarskie, (dla praktycystkach jidisz hucpiarskie), rządy PiS, budującą być nie może!
Jeśli prezes Kaczyński szybko nie da sobie na wstrzymanie w iście bolszewickim wdrażaniu poronionych intryg w życie, Polska nieuchronnie wejdzie jeszcze dalej w drogę która doprowadziła do bankructwa PRL za czasów rządów ekipy Gierka!
Państwo nie może być sponsorem życiowych nieudaczników i dawać dzieciorobom już trójki potomstwa więcej pieniędzy, niż zarobi ciężko pracujący wykwalifikowany pracownik! Państwo powinno tylko dbać, aby uczciwie pracujący wykwalifikowany pracownik zarobił tyle, aby było go stać na utrzymanie trójki dzieci! A to, proszę wymóżdżonych, acz chorobliwie pazernych na budżetową jałmużnę wyborców PiS, nie to samo!
To prawda, że w Polsce pilnie trzeba ukrócić unikanie płacenia podatków, ale nie wolno stosować w tym dziele sufitologi i mniemanologii stosowanej, tylko rzetelną wiedzę!
Zaś dokąd zmierza Polska pod nieformalną dyktaturą prezesa Kaczyńskiego Jarosława, najlepiej widać podczas mijania stacji benzynowych!
Na początku rządów PiS, 1 litr benzyny E 95, pewnej jakości, ale nie przy głównych szlakach, oscylował w okolicy 4 złotych.
Dziś za ten litr trzeba już zapłacić 4, 45 zł, z silną tendencją wzrostu!
Prawdopodobnie w wakacje cena 1 litra E 95 przebije barierę 5 złotych, mimo, że ceny ropy aż tak bardzo nie wzrosły, podobnie jak cena dolara wobec złotego.
Co zastanawiające, wedle danych statystycznym, w Polsce NADAL mamy deflację, czyli spadek cen towarów i usług w stosunku do ceny złotego, więc tak wysoki wzrost cen paliwa nie ma żadnego uzasadnienia ekonomicznego, poza uzasadnieniem stricte politycznym:
wiadomo, że w budżecie na rok 2016 zionie starannie zamaskowana, monstrualnych rozmiarów dziura budżetowa, więc rząd premier Szydło zawczasu łupi na czym tylko może durnych Polaków, aby mieć środki na opłacenie rozbuchanych do bizantyjskich rozmiarów obietnic wyborczych.
To, że to MUSI pierdyknąć, wiadomo, nie wiadomo tylko jak szybko zapaść finansów państwa nastąpi!
Ale wówczas nie będzie można zawołać „komuno wróć”, bo „komuna” jak nie wymrze, to będzie powalona starczą demencją. Do władzy dojdą, jeszcze bardziej niż obecnie, głupsze i jeszcze mniej kompetentne osoby, które uwiodą wymóżdżonych Polaków jeszcze większymi mrzonkami populistycznych zawołań, typu 500 złotych miesięcznie każdemu, kto chodzi co niedzielę do kościoła i nie robi w tym dniu zakupów w hipermarketach.
Co do okazania było. Amen.
Zorro
Inne tematy w dziale Gospodarka