Znane powiedzenie mówi:
„Na każdej wojnie zwykle pierwsza ginie Prawda”
A że „Polak potrafi”, to nie dziwmy się, że Prawdę o wojnie domowej 1945-1950 zaczyna mordować i to za pomocą państwowych instytucji, ...50 lat po jej wygaśnięciu. Nie mniej, zawsze zbrodnia pozostaje zbrodnią, nie ważne ile się za jej dokonanie przyznało potem orderów lub postawiło pomników.
Zacznijmy więc od przypomnienia takiego oto zdarzenia.
Jest późny wieczór, a raczej już noc, w roku 1948. Dziadek Zorra, przedwojenny kolejarz, będący zawiadowcą dość sporej stacji, zaczyna nocny dyżur. Pod sobą ma blisko 10 nastawni, w tym kilka na kluczowych szlakach oraz kilka prowadzących do bocznic dużych zakładów, parowozownię i punkt uzupełniania wody i węgla dla parowozów. Do tego musi odebrać i nadać pocztę, bo w kilku zatrzymujących się nocą na tej stacji składach są pocztowe dyliżansy, w których załoga segreguje przesyłki Poczty Polskiej. W rogu dyżurki stoi kasa pancerna, w której jest zdeponowany utarg z kas biletowych i bagażowych, który nad ranem ma zabrać konwój uzbrojonych SOK-istów (kolejowej policji) i przekazać do opancerzonego dyliżansu, jakim kolej przewozi przesyłki wartościowe i pieniądze. Dziadek Zorra często bierze nocne służby, bo mieszka nieopodal budynku dworca w mieszkaniu służbowym, a jako zawiadowca węzłowej stacji, odpowiedzialny za wszystko, szanse na spokojnie przespaną noc ma znikome.
Właśnie w służbowym radiu spiker ogłasza północ, kiedy dziadek słyszy jak wylatują drzwi, (były otwarte), a za nimi wpada do służbówki około 5 facetów, umundurowanych, odpicowanych, uzbrojonych po uzębienie w broń ręczną i ze słowami: ręce do góry ty czerwony skur … (WRÓĆ!!!) potomku o lewicowych poglądach kobiety nierządem się parającej, napiszmy dyplomatycznie, a jak uruchomisz alarm, to rozwalimy ciebie i twoją rodzinę! Potem wszedł osobnik w stopniu porucznika, i też wymachując dziadkowi Zorra przed nosem lufą pistoletu, już kulturalnymi słowami wyartykułował swoje oczekiwania: panie … tu padły personalia dziadka, proszę otworzyć kasę, i wydać nam depozyt! My wiemy, że ma pan klucze od sejfu, od kasetek już nie, więc proszę nam wydać kasetki, a ja napisze pokwitowanie, że przesyłkę zabrałem. Po 5 minutach od momentu jak wyjdziemy, może pan wezwać MO, ale jak zrobisz pan to szybciej, pańska rodzina nie doczeka najbliższej niedzieli, bo to biuro jest obserwowane. (Potem okazało się, że mieli założony podsłuch na linię telefoniczną).
Aby wyjaśnić definitywnie wszelkie wątpliwości, napadnięty w pracy dziadek Zorra miał poglądy prawicowe, a ponieważ nie dał się namówić na podpisanie Volkslisty, całą wojnę przepracował na torach, albo jako palacz na parowozach, często znosząc szykany dawnych podwładnych, którzy dzięki podpisaniu Volkslisty szybko awansowali na opróżnione przez Polaków, pokroju dziadka Zorra, stanowiska w kierownictwie. Jego lewicowość miała się objawiać tym, że zdecydowanie tępił dość powszechny wśród powojennych kolejarzy proceder okradania wagonów. Choć do konspiracji w czasie wojny nigdy formalnie nie należał, był wtajemniczony o skrytkach w tendrach lokomotyw, które obsługiwały KL Auschwitz-Birkenau, w których ruch oporu ewakuował z terenu obozów ważnych więźniów. (Aby z takiej skrytki można było bezpiecznie skorzystać, trzeba było ustawić lokomotywę odpowiednia stroną). Po wojnie wrócił na przedwojenne stanowisko, ale na krótko, bo do nowej „siły przewodniej”, też nie chciał się zapisać. Zaś przytoczony epizod był głównym, oficjalnym, powodem, dla którego dziadka Zorra zdegradowano! Został zatrzymany, a jak oczyścił się z zarzutów o współpracę z bandytami ...(WRÓĆ!!!) patriotami walczącymi o niepodległa Polskę, to stanowisko było już zajęte.
Ale i tak dziadek Zorra miał sporo szczęścia, bo inni, którzy mieli wątpliwy zaszczyt w taki sposób „wspomagać finansowo” siejących terror bandytów ...(WRÓĆ!!!) patriotycznych bojowników o niepodległość Polski, rzecz jasna, o ile o w ogóle przeżyli taki zajazd, (vide relacje ocalałych świadków wyczynów „patriotów”, spisanych w pozycji pt: „Śmierć przyszła z lasu”), to nie mając świadków swojej bezsilności, często ginęli w przepastnych lochach ponurej sławy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego! Po prostu nie wszyscy śledczy z MBP potrafili czytać, a jeśli już potrafili, to niekoniecznie po polsku i pozostawiane pokwitowania zajęcia pieniędzy traktowali jako ...dowód współpracy z politycznym podziemiem! A to było gorsze, niż gdyby napadnięci wzięli napad „na klatę” i przyznali się do sprzeniewierzenia zrabowanych pieniędzy! Dziadek Zorra miał tyle szczęścia w nieszczęściu, że winowajców zgarnięto niebawem podczas jakiejś knajpianej awantury, bo podczas przeszukania kieszeni awanturników znaleziono koperty z banderolami ze staplami stacji, której zawiadowcą był dziadek, ktoś połączył te tropy z napadem, którego doświadczył na służbie, więc dziadka ominęły „atrakcje” wnikliwych przesłuchań przez siepaczy UB.
„Walka o wolną Polskę”, jako patent na powojenną egzystencję.
Szkolny kolega ojca Zorra był członkiem takiego oddziału, który zbrojnie kontestował powstanie PRL, a za swoje zasługi na tym polu otrzymał nawet karę śmierci. Pewnie byłaby na nim kaźń wykonana, gdyby nie to, że jego matka znała osobiście Józefa Cyrankiewicza i wyprosiła u niego zamianę kary śmierci na dożywocie, a potem, dzięki kolejnym amnestiom, wyszedł na wolność po odsiedzeniu blisko 20 lat w najcięższych więzieniach PRL. Koledzy tyle szczęścia nie mieli, bo pozostałe wyroki wykonano. Zorro więc, jako, że ten temat go zawsze fascynował, uzbrojony w ½ litra dobrej wódki, zapytał o motywacje, które kazały młodemu człowiekowi ryzykować życie, no bo jak ktoś widział rozmach, z jakim Armia Czerwona pogoniła hitlerowców, poznał bezwzględność w rozprawianiu się z wrogiem, ten musiał zdawać sobie sprawę z tego, że szanse pokonania nowych sił na drodze stricte militarnej, praktycznie nie istnieją! Oto co szczerze odpowiedział „żołnierz wyklęty”;
Nic innego, jak prowadzić walkę podjazdową, nie potrafiliśmy robić! Okupant zezwalał tylko na kończenie przez polskie dzieci szkoły elementarnej, w której uczono tylko czytać, pisać i liczyć do 1000! Więc wstąpienie do Narodowych Sił Zbrojnych (O AK wiedziano, że jest, ale mało kto ich widywał, bo „stali z bronią u nogi”, AL istniała głównie w propagandzie, a jeśli już, to skupiała się na dywersji), nobilitował, bo w takim oddziale mogli zdobywać stopnie podoficerskie. Do tego przechodzili praktyczne szkolenie z wojskowości i mieli dostęp do broni. Byli więc „kimś”, a wszyscy w okolicy się z nimi liczyli, bo choć nikt oficjalnie niczego nie wiedział i nie widział, to wszyscy dobrze wiedzieli kto ma powiązania z „leśnymi”. Nawet miejscowe władze okupacyjne.
Miedzy bajki też można włożyć opowieści o powszechnych zażartych potyczkach z hitlerowcami. Na większości okupowanej Polski, owszem, dochodziło do starć, ale głównie wówczas, kiedy pojawiał się w okupacyjnym garnizonie jakiś nadgorliwiec, który pragnął się „wykazać”. Na co dzień, obie strony nie starały sobie wchodzić w drogę, ale bywało, że będący w potrzebie okupant szedł do lasu aby ...kupić zapas bimbru. Najczęściej niosąc na wymianę amunicję lub broń, ewentualnie buty. Ot wojna i jej dziwne prawa i powiązania typu: dziś razem pijemy, jutro będziemy do siebie strzelać, a co pojutrze, co będziemy robić pojutrze, to się dopiero okaże.
Zatem, konkluduje lata okupacji partyzant, za okupacji byliśmy panami sytuacji! Mieliśmy co jeść, w co się ubrać, co zapalić, co wypić i jakby co, to ostro się zabawić, bo chętnych ulżyć trudów leśnego życia kobiet też nie brakowało, zwłaszcza, że wielu zwyczajnie grabiło zabitych z tego, co mieli przy sobie, więc mieli czym opłacać wojenną miłość. A do tego wszyscy się nas bali i nam czapkowali, co nam bardzo imponowało!
Ale po wojnie wszystko się zmieniło! Niemcy uciekli, ludzie przestali „się bać jutra”, a do tego pojawili się emisariusze nowej władzy, którzy ostro zabrali się do odbudowy, dając ludziom pracę i to na różnych stanowiskach, kierowniczych też. A skierowanie do pracy oznaczało bony aprowizacyjne. Zaraz po wyzwoleniu, jak kto umiał czytać ze zrozumieniem, liczyć i pisać, nie ważne z jakiego rodu się wywodził, dostawał stanowisko kierownicze. My zaś, którym obiecano, że mieliśmy po wojnie stanowić elitę z prawem do dzielenia i rządzenia, jak to robili piłsudczycy po 1 wojnie, staliśmy się nagle nikomu niepotrzebnym marginesem, a co gorsza, wielu małorolnych zaczynało sobie przypominać liczne rekwizycje płodów rolnych, jakich dokonywaliśmy w czasie wojny, aby oddział miał co jeść! Taka, nagła, zmiana w społecznej hierarchii bardzo nas frustrowała.
Owszem, wielu z nas mogło bezpiecznie „wyjść z lasu” i wyjechawszy, aby nie ponosić konsekwencji „zdrady”, próbować zaczynać nowe, pokojowe życie. Zwłaszcza te osoby, które to, co im „wojna dała”, nie roztrwonili na grę w karty i libacje. Tyle tylko, który partyzant, który nigdy nie egzystował w dorosłym życiu poza partyzanckim trybem życia, często nie potrafi łatwo się zaakceptować w pozę cywilnej rzeczywistości? Taki człowiek nie jest w stanie zaaklimatyzować się w rygorach dnia roboczego, czyli nie przymuszany regulaminem wstawać o, przykładowo, 5 rano, a nie o świcie, szybko się oporządzić, zjeść śniadanie i pójść do pracy, tam wykonywać monotonne i jednostajne czynności przez 8 godzin, a potem wrócić do domu, odpocząć i pójść spać. W lesie życie wygląda inaczej! Wstaje się o świcie, bo poranny chłód i jazgot ptaków spać dużej nie pozwalają. Śniadanie jest przygotowane, bo to robota dyżurnych i kucharza, potem dowódca wynajduje zajęcie i tak do obiadu, który też przygotowują służby dyżurne. Potem, regulaminowa poobiednia drzemka i znowu owocne obijanie się do kolacji, a wieczorem regularny ochlaj przy wtórze patriotycznych zawodzeń, na przykład o rozmarynie, co się miał rozwijać, i temu podobnych. Starcia zbrojne są incydentalne i stanowią niosącą adrenalinę odskocznię od monotonnej egzystencji.
Przysięgaliście, więc walczcie i ...gińcie!
Modne obecnie twierdzenia różnych prostytutek intelektualnych, (zawsze propagują takie wersje zdarzeń historycznych, za które dostana solidną zapłatę), jakoby zbrojny opór stawiany bolszewikom miał jakiekolwiek pozytywne skutki dla przyszłego rozwoju PRL, jest wierutną brednią, porównywalną do tej, jakoby powstania: Listopadowe i Styczniowe, przyczyniły się do odrodzenia Rzeczpospolitej!
Bo było dokładnie odwrotnie! Powojenna Polska dostała się w strefę dominacji ZSRR i już podczas Konferencji Jałtańskiej definitywnie postanowiono, że powojenna Polska zostanie przesunięta na zachód względem II Rzeczpospolitej, zaś ludność deklarująca się jako polska, zostanie przesiedlona z terenów za linią Curzona do majątków poniemieckich z których zostanie wysiedlona ludność niemiecka, ale bez żadnej rekompensaty ze strony zwycięzców 2 wojny!
Ale zanim można było tak podzielić Europę, trzeba było rozwiązać pewien problem, bo we Francji i Grecji prosperowały silne lewicowe ruchy oporu, zaś w Polsce ruch oporu miał mocno prawicowy, jak nie wręcz antysowieckie preferencje! Ale i na to znalazł się sposób! Po prostu GESTAPO otrzymało, oczywistsze przypadkiem, dokładne namiary komórek tych politycznie niewłaściwych ruchów oporu wkrótce po lądowaniu Aliantów w Normandii, aby wykonało za Aliantów „brudną robotę”, np. pacyfikując Powstanie Warszawskie.
Wielka Brytania i USA, na początku lipca 1945 roku zerwały stosunki dyplomatyczne z Rządem Emigracyjnym kiedy tylko utwierdzono się w przekonaniu, że Stalin wywiąże się sumiennie z obietnicy zaatakowania Japonii ijuż ten fakt powinien dać sporo do mylenia gen. Andersowi oraz pozostałym członkom Rządu na Uchodźstwie. Powinni zrozumieć dokładnie to, że, już byli, zachodni sojusznicy nawet nie kiwną paznokciem, aby bronić Polaków przed stalinowską dominacją. Więc zamiast molestować Anglików i Jankesów, aby ci zaatakowali na teatrze Europy Armię Czerwoną, powinien zrozumieć to, że kolejny raz został, excusez-moi, „wydymany bez mydła”, przez dokładnie te siły, którym tak oddanie służył, wysyłając na niepotrzebną dla sprawy powojennej Polski śmierć tysiące polskich żołnierzy, którzy przeżyli gehennę syberyjskich zsyłek, a potem koszmar walk na pustyni.
Tak więc, gdyby gen Anders nie uciekał przed spodziewanymi ofiarami bitwy na Łuku Kurskim, czyli wówczas, kiedy polskie dywizje były Stalinowi bardzo potrzebne, to by pewnie dane mu było, w sensie dosłownym, wjechać na białym koniu na czele powracającej Polskiej Armii i dużo więcej więcej mógłby utargować ze Stalinem! (Bo Stalin, choć był zbrodniarzem, to jednak zawsze dotrzymywał obietnic danych sojusznikom, w przeciwieństwie do Anglików, a zwłaszcza Jankesów). Więc PRL mogła mieć status podobny do statusu powojennej Jugosławii.
Ba, gen Anders, nawet po tym co się stało, mógł uchronić setki tysięcy Polaków, od szykan doznanych od „utrwalaczy władzy ludowej”, gdyby stanowczo zakazał wszelkich form walki z nowymi władzami w Polsce!A postąpił dokładnie odwrotnie! Rozkazał skonsolidować pod szyldem AK wszystkie, nawet te, jawnie kolaborujące z hitlerowcami, grupy partyzanckie i tym oddziałom zbrojnie przeciwstawiać się nowej władzy! A to oznaczać mogło tylko jedno: praktyczne wydanie wyroku śmierci na dokładnie wszystkich, którzy mieli czynny kontakt ze zbrojnym podziemiem!
Zbrojne podziemie nie miało dokładnie żadnych szans aby zagrozić nowemu porządkowi w Polsce, ale czy ktokolwiek znał alternatywę, dla takiej sytuacji, w której to podziemie zaczęłoby wygrywać wojnę domową?!! Owożalternatywą byłaby ...Radziecka Socjalistyczna Republika Polski! Jeszcze okrutniejszą od bierutowskiej PRL, jak bardzo, spytajcie Ukraińców, którzy taką cenę zapłacili!
Raczej jednak byli to „żołnierze przeklęci”!
Jest rzeczą wiarygodnie udokumentowaną, iż zbrojne podziemie, w ramach prób obalania nowego ustroju w Polsce, dokonało ogromnej ilości czynów terrorystycznych, jak i wręcz jawnych aktów bandytyzmu! Na przykład mordując urzędników realizujących Reformę Rolną. Bardzo często, jak miało to miejsce w przypadku podkomendnych „Ognia”, wręcz trudniło się rozbojem i grabieżami tak okrutnymi, że jeszcze dziś ich ofiary boją się mówić prawdę o ich dokonaniach! Podobne „osiągnięcia” ma też na sumieniu weteran, który w towarzystwie Zbigniewa Ziobro odgrażał się sędziemu Tuleyi, bo jego oddział, działając w okolicach Wadowic, też nie jedną grabież ma na sumieniu i nie jeden mord na domniemanym bolszewiku, czy faszyście! (Np tego Niemca-dezertera, którego zamordowano, bo wzięto jego czarny mundur organizacji Tota za mundur SS).
Do tego, paradoksalnie, swoimi działaniami narażali na śmiertelne niebezpieczeństwo wszystkich tych, którzy postanowili normalnie żyć po wojnie i na apel władzy wyszli z konspiracji i zaczęli pokojową egzystencję. Jeszcze bardziej tych zdemobilizowanych żołnierzy z 2 Korpusu, którzy postanowili wrócić do Polski, często zasilając szeregi LWP. Bo kiedy gen Anders wygłosił publicznie, na posiedzeniu Rządu Brytyjskiego, deklarację, zacytujmy:„polskie podziemie jest gotowe w każdej chwili stanąć u boku Mocarstw Zachodnich w przypadku ich konfliktu z ZSRR”,którą usłyszał przynajmniej jeden, jak pokazały późniejsze ustalenia, szpieg Stalina tamże obecny,to tymi słowami wydał wyrok śmiercina dokładnie wszystkie osoby powiązane z Rządem Londyńskim! A to co spotkało ofiary Zbrodni Katyńskiej, powinno być dla gen Andersa dostateczną przestrogą, aby z tego typu deklaracjami się publicznie nie obnosić!
Zdaniem Zorra, jest rzeczą przerażającą, to, że osoby o takich dokonaniach, jak np. budzący postrach bandyta i to uznany za bandytę zarówno przez: Niemców, jak i Rząd Londyński, jak, i UB, (z którym to urzetem też jakichś czas współpracował), o miejscowych nawet nie wspominając, „Ogień”, doczekały się pomnika, a syn watażki ma czelność publicznie użalać się, iż jego papcia nazwano bandytą tylko temu, że rabował i mordował kogo popadnie! Przecież nucił przy tym modlitwy i patriotyczne pieśni!
Jest rzeczą porażającą, iż za tamte zbrodnie już nigdy nie zostaną te osoby pociągnięte do odpowiedzialności, bo ich zbrodnie ...uległy przedawnieniu! Bo mamy w Rzeczpospolitej Patologicznej tak karykaturalne prawo, które wprawdzie bezterminowo nakazuje ścigać zbrodniarzy wojennych i politycznych, ale tylko z dwóch opcji! Czyli będzie się nękać zbrodniarzy hitlerowskich i bolszewickich, ale tych z szeregów anty PRL-owskiego zbrojnego podziemia już nie, bo oni wprawdzie też mordowali i grabili ale przecież, robili to w imię patriotyzmu!
Piewcy tamtego bandytyzmu ubolewają, że mimo iż od upadku PRL minęło 26 lat, nadal te osoby nie doczekały się „należnej im czci”! Cóż, te osoby, zdaniem Zorra, o zwyrodniałym poczuciu sprawiedliwości, zapominają o tym detalu,że jeszcze żyje sporo ofiarbandytyzmu i terroru tych ludzi, a to co mówili na Podhalu o odsłanianiu pomnika „Ogniowi”, nakazuje zachować powściągliwość na tym polu przez jeszcze ładnych kilka lat!
Konkludując, każda wojna generuje sporą grupę wyrzutków, którzy nie są w stanie egzystować w warunkach pokoju. Nie inaczej było w przypadku 2 wojny światowej i związanej z nią okresem bezpardonowej walki narodu polskiego wręcz o biologiczne przetrwanie.
Natomiast ignorowanie przez Rząd Londyński i jego delegatów na kraj wiążących postanowień Konferencji: Jałtańskiej i Poczdamskiej, to już objaw sięgającej dna głupoty i braku zdolności do myślenia zbrodni stanu! Bo to właśnie ta warcholska ignorancja spowodowała to, że
-
z jednej strony, zdemoralizowani wojną młodzi ludzie pozostawali w partyzantce, zamiast zaczynać pokojową egzystencję,
-
a drugiej strony, bolszewiccy namiestnicy nasilali próby zdławienia rebelii w zarodku.
W efekcie życie straciło kilkaset tysięcy, zwykle przypadkowych ofiar wojny domowej z lat 1945-1950, a kilka milionów Polaków zostało przez tę wojnę okrutnie okaleczonych psychicznie!
Bo największa życiowa mądrość polega na zdolności uchwycenia tego momentu, w którym należy zaprzestać dotychczasowych działań, aby ich kontynuacja nie spowodowała większych szkód, niż iluzorycznego pożytku!
Ale trudno się spodziewać tej mądrości po statystycznym Polaku, który nawet nie wie, kiedy zakończyć ochlaj i będzie „walił w kocioł” tak długo, aż nie wpadnie pod stół! Co do uzmysłowienia było. Amen.
Zorro
Inne tematy w dziale Kultura