Samotność pogromcy PRL-u Stanisława Piety. / Fot. Google
Samotność pogromcy PRL-u Stanisława Piety. / Fot. Google
el.Zorro el.Zorro
1151
BLOG

Achillesowa pięta posła Pięty

el.Zorro el.Zorro Społeczeństwo Obserwuj notkę 8

Najwyższy już czas, aby zmienić nawę jednej z ulic, z „Czerwonych Wierchów”, bodącej komunistycznym reliktem, na odpowiednia dla nowego ustroju”!

Tak brzmiał jeden z postulatów bielskich radnych z KPN, ugrupowania któremu wówczas przewodniczył dzisiejszy poseł Pięta.

Powoli zaczynają w szeregach PiS wypadać „trupy z szaf”. Na razie „na tapecie” znalazł się poseł Stanisław Pięta. Był na celowniku SB, więc bardzo prawdopodobnym jest, że w młodości trudnił się udostępnianiem komuszej SB, oczywiście wbrew własnej woli, treści swoich pamiętników, napiszmy dyplomatycznie.

Zatem cytując autora Apokalipsy: „Kto ma rozum, niech czyta”!

Pisanie iż ktoś włamywał się do radiowozów MO, nie odpowiada rzeczywistości PRL, bowiem milicjanci RZADKO ZAMYKALI radiowozy! No bo i po cholerę? Bryka znaczna, więc daleko taką nie sposób było uciec.

Natomiast skrajną ściemą dla półgłówków jest wciskanie kitu, że ktoś włamywał się do radiowozów w celu zdobywania broni służbowej milicjantów! Każdy, kto choć raz w życiu otarł się o służby mundurowe, ten wie, że za utratę broni, jeśli tylko taka utrata nie była poprzedzona aktem bezpośredniej przemocy, były, są i będą wymierzane drakońskie sankcje niefortunnym ofermom.

Broń służbową funkcjonariusz MUSI mieć ZAWSZE przy sobie, albo zdeponowaną w bezpiecznym sejfie, lub magazynie broni. Zostawiać jej bez dozoru, nawet w zamkniętym samochodzie NIE WOLNO, a takie zaniedbanie było, jest i będzie traktowane jako poważne przestępstwo!

Może IPN zdobędzie się na ujawnienie szczegółów wyczynów posła Piety, Zorro tylko podpowie, że mają one związek z częstym pobytem speckomanda MO wyspecjalizowanego w przejmowaniu uprowadzonych przez desperatów samolotów PLL LOT, dowodzonego przez ówczesnego majora MO, Jerzego Dziewulskiego.

Towarzystwo to upodobało sobie najpierw na plenerowe wypady luksusową mordownię o wdzięcznej nazwie „Czerwony Kapturek”, położoną na obrzeżach Bielska Białej, w tak zwanym Cygańskim Lesie. Potem przenieśli się do prywatnego lokalu byłego ajenta „Czerwonego Kapturka”. Problemu ze wścibskimi sąsiadami nie było, bo w okolicy mieszkali WYŁACZNIE partyjni dygnitarze lub milicyjni bonzowie, tudzież mniej lub bardziej jawni funkcjonariusze lub współpracownicy SB, który to autorament uwłaszczył się na poniemieckim mieniu porzuconym. Trzeba dodać, że ajentem knajpy był wówczas jeden z braci Janoszów, TYCH braci Janoszów, umoczonych w aferę „Żelazo”.

Oficjalnie milicjanci Dziewulskiego udawali się na bielski poligon, niedaleko knajpy znajdowała się strzelnica, na której doskonalili się milicyjni antyterroryści, a w knajpie dokonywano TYLKO podsumowań odbytych szkoleń.

Zatem ostro zakrapiane imprezy, uzbrojonych po zęby milicjantów ze speckomanda, odbywały się w bardzo zaufanym gronie, zwłaszcza, że wspomniany „Czerwony Kapturek”, oczywiście oficjalnie, nie miał licencji na wyszynk alkoholu, serwował jedynie „smakowe napoje”, więc uczulony na ochlaj gen Jaruzelski nie widział nic zdrożnego w tym, że elita MO bawi się pod Szyndzielnią, racząc się jedynie dość drogą ...oranżadą, sokami owocowymi i coca-colą, w porywach sięgając po piwo, na co opiewały rachunki z delegacji.

Cóż, mimo, że ajentem był człowiek z ferajny SB, jednak nie był altruistą, więc za dostarczone napitki i zakąski twardo egzekwował należności, a zarobki milicyjne aż tak wielkimi nie były, aby za nie niskiej rangą funkcjonariusze mogli ostro imprezować i to regularnie! Do tego gen Jaruzelski nie tolerował jawnie alkoholizujących się podkomendnych.

W czasach PRL-u bardzo restrykcyjnie inwentaryzowano obrót amunicja strzelecką! Dość napisać, że ŁATWIEJ było obstalować sobie „klamkę”, niż zdobyć do niej kilka nabojów! Zwłaszcza tych kal 9 mmm, którymi strzelała milicyjna broń osobista! Strzelania w ogóle były rzadkością, nawet w wojsku, a to z racji drakońskich oszczędności w okresie totalnych braków wszystkiego. Jeśli już do szkoleń strzeleckich dochodziło,to w trakcie szkolenia zbierano łuski z wystrzelonych nabojów,(wykonane przecież z deficytowego mosiądzu), z których bardzo dokładnie rozliczano doskonalących się w strzelaniu.

A nabojów pilnie potrzebowano i to nie po to aby zbrojnie walczyć z juntą gen Jaruzelskiego!

Nabojów potrzebowali głównie kłusownicy i rzeźnicy dokonujący pokątnego uboju!

Zwłaszcza pistoletowe naboje kal 9 mm były w cenie, bo posiadały dużą siłę rażenia i ...krótki zasięg! Dla dysponującego przerobioną na ten typ amunicji bronią kłusownika, była to idealna amunicja! Jej zasięg wprawdzie nie przekraczał 150 metrów, ale z dystansu około 100 metrów, celnie wystrzelona, bez problemu zabijała praktycznie każdą, z wyjątkiem jelenia, łosia i żubra zwierzynę. Przecież lata 80. XX w. to były czasy ogromnego deficytu mięsa, czasy w których to z powodu monopolu na skup skór, rzemieślnicy płacili każdą rozsądną cenę za skórę pochodzącą z pokątnego uboju, a funkcjonujący poza kontrolą państwa ubój był znaczącym udziałowcem w obrocie artykułami odzwierzęcymi. Na tym zbijano w latach 80 ogromne fortuny! Stąd takie zapotrzebowanie na taką amunicję

Tak więc, z tego co Zorro pamięta, a o czym plotkowało w latach 80 pół Bielska-Białej, powstał dość specyficzny układ: imprezujący zostawiali amunicję w otwartych samochodach, parkujących tuż pod oknami „Czerwonego Kapturka”, które to dobro w czasie godzin nocnych zamieniało się w łuski oraz stosowaną gotówkę! Tarcze dziurawiono ręcznie, w zależności od założonego celu szkolenia.

Tyle tylko, że ktoś „puścił farbę”!Zrobiła się ostra zadyma, bo za kradzież broni lub amunicji w PRL można było nawet zainkasować „czapę”, czy jak kto woli „krawat”, a poniżej 10 lat pierdla wytoki w tego typu procesach nie zapadały. Już samo posiadanie kilku sztuk nabojów było ryzykownym hobby. W MO i SB doskonale wiedziano kto stoi za tym procederem i kto zajmuje się pośrednictwem w upłynnianiu trefnych „nadwyżek”.Sprawie dość sprawnie „ukręcono łeb”,czyli prowadzący sprawę tajniacy i prokuratury odebrali telefony aby zbytnio „nie drążyli tematu” a tylko pilnowali, aby nikomu się nie stała krzywda spowodowana nieumiejącym posługiwaniem się bronią palna i amunicją.Jak donoszą wiewiórki z Cygańskiego Lasu stało się tak po tym, kiedy jeden z braci Janoszów zagroził gen Jaruzelskiemu ujawnieniem detali z afer związanych z operacją „Żelazo”, gdyby nie zaprzestano nękania jego rodziny i niektórych częstych bywalców knajp zawiadywanych przez właśnie aresztowanego członka klanu Janoszów. Dziwnym trafem zaprzestano drążenia tematów „żelaznych” jak również tego jak w realu wyglądają szkolenia milicyjnych terrorystów w Bielsku-Białej

Szanowni Czytelnicy, KAŻDY kto świadomie żył w latach 80 XX wieku wie, że ówczesne MO i SB NIE ODPUSZCZAŁY incydentów, wymierzonych BEZPOŚREDNIO w te organa!

Winowajców kradzieży broni służbowej tropiono do upadłego, choćby tylko z powodu skali sankcji nakładanych na tych funkcjonariuszy, którzy utracili broń służbową!

Bielskie struktury KPN, w których rozrabiał „patriotycznie” poseł Pięta, SB rozpracowało bardzo szybko, a dokładniej, po prostu zwrócono się do lidera KPN, „Lecha” Leszka Moczulskiego, o stosowne informacje, bo tylko idiota uwierzy w bajeczkę, o tym, że komuś za życia udałoby się zerwać współpracę z JAKAKOLWIEK służbą specjalną! A na podstawie dokumentów udowodniono, że Leszek Moczulski, jako „Lech” nie tylko współpracował, ale i otrzymywał za to gratyfikacje!

Poseł Pieta raczy też mieć poważne luki w pamięci! Ponoć „patriotycznych włamań” dokonywał w wieku 17 lat, czyli w okolicach roku 1988! A jeśli ktoś twierdzi, że w tym czasie planował zbrojnie obalać rządy „dyktatury proletariatu”, no to sorry, ale zamiast w sejmie, powinien rezydować pensjonacie bez klamek, wyspecjalizowanym w pilnowaniu groźnych dla otoczenia szaleńców-półgłówków!

Tak się bowiem dziwnie składa, że WSZYCY obeznani z historią lat 80 twierdza zgodnie, że już w roku 1987 ZOSTAŁO PRZESĄDZONE oddanie monopolu PZPR na rządzenie Polską, dogadywano tylko w Magdalence szczegóły, a rok 1988 to obrady Okrągłego Stołu, które rozpaczliwie próbowali storpedować ci, którzy się na najbliższe „rozdanie stołków” nie załapali!

Nie jest przypadkowym również kompromitujący poziom wiedzy ogólnej udokumentowany wspomnianym wnioskiem o zmianę nazwy ulicy „Czerwone Wierchy”

Cóż, Szkoła Podstawowa nr 5 w Bielsku Białej, do której uczęszczał późniejszy poseł Pieta, w latach 70 i 80 XX w. w rankingach miejscowych szkół stała bardzo przeciętnie. To tam kierowano karnie tak zwaną „trudną młodzież” z całej okolicy. Przyzakładowa zawodówka BELOSU też ogromem przekazywanej wiedzy nie powalała, choć trzeba oddać sprawiedliwość, kształciła przyzwoitych fachowców. Również Technikum Energetyczne skupiało się raczej na przekazywaniu wiedzy technicznej, niż humanistycznej.

Sorry pośle Pieta, ALE NAWET PRYMUS dowolnego technikum, nie miał najmniejszych szans na zdanie egzaminu wstępnego na Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagielońskiego w normalnym trybie! To tak, jakby ktoś próbował seryjnym samochodem osobowym wygrać wyścig Grand Prix Formuły-1!!! Po prostu nie ta liga! Aby zdać egzamin wstępny na tyle dobrze, aby zostać przyjętym na dowolny wydział Prawa i Administracji trzeba błysnąć ponadprzeciętną erudycją, przeczytać bardzo poszerzony kanon lektur szkolnych, a tego nie sposób dokonać w zasadniczej szkole zawodowej i technikum! Tu potrzebne było ukończenie DOBREGO ogólniaka, uzupełnione bardzo szerokimi zajęciami fakultatywnymi, prowadzonych przez doświadczonych nauczycieli! Taka osoba na bank wiedziałaby co to takiego „Czerwone Wierchy” i czemu prawie ich miejsce na Osiedlu Karpackim. Inaczej przysłowiowa kaszana na egzaminie!

Zatem ktoś MUSIAŁ POLECIĆ Waszą osobę rektorowi! Czy nie był to przypadkiem jakiś „dobry wujek” ze służb wyadomych?

Poprawianie życiorysów jest dość nagminnym procederem wśród „styropianowych elyt”, z którego to środowiska wywodzi się obecna „grupa trzymająca władzę”, więc poseł Pieta nie jest tu wyjątkiem! Mimo, że w drugiej połowie lat 80 XX w. PRL chyliło się do upadku, SB było w tamtym czasie u szczytu potęgi! Wedle ocalałych kartotek, w tamtym czasie współpracowało z SB ponad 2 miliony informatorów! I niech nikt nie ma złudzeń, większość tej agentury ulokowano w strukturach ówczesnej opozycji. A to z kolei oznacza, że nawet co 5 ówczesny działacz antykomuszej opozycji dorabiał sobie do paczek przysyłanych z Zachodu z niedostępnymi w Polsce delikatesami kablowaniem towarzyszy z konspiry. Sorry ale arytmetyka jest bezlitosna. Już to, że uniknął aresztowania za tak poważne przestępstwa, jakimi są zawsze kradzieże broni, powinno poważnie zastanowić Antoniego Macierewicza i nie tylko!

Bezspornie jest mozliwym też taki scenariusz, w którym przyszły poseł Pieta FAKTYCZNIE planował w czasie rozmów Okrągłego Stołu obalać zbrojnie PRL, ale wówczas nalezałoby zapytać prezesa Kaczyńskiego o to, czy wśród jego "szabel" z ulo Wiejskiej znajdzuje sie jakis biegły w swej specjalnosci ...lekarz psychiatra?!

Co do okazania było. Amen.

Zorro.

el.Zorro
O mnie el.Zorro

Wiem, że nic nie wiem, ale to więcej, niż wykładają na uniwersytetach.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo