Na wstępie należy pogratulować towarzyszce premier Szydło niezłomnej, bolszewickiej postawy na niwie wdrażania leninowskiego modelu troski o społeczeństwo! Partia a także towarzysz prezes Kaczyński jest z Was, towarzyszko premier dumna, podobnie jak towarzysz Lenin raduje się w swoim mauzoleum z tego, że jednak ktoś czerpie z kilkudziesięciu tomów jego „Dzieł wybranych”.
To nie żaden żart, to tylko obiektywna ocena stylu rządzenia Polska przez PiS.
„Ileż to trzeba pozmieniać, aby wróciło stare”?!To powiedzenie jak ulał pasuje do Polaków, narodu w swoim zachowaniu przypominającego skrzyżowanie stada baranów z kolonia lemingów!
Jak wiadomo, stado baranów ślepo idzie za swoim przywódcą nawet na pewne zatracenie, a lemingi potrafią dokonywać zbiorowej autodestrukcji, bezmyślnie prąc przed siebie. A ponieważ„Polak potrafi”więc nie tylko obiera sobie za przywódcę osobę która ma równie wiele uporu, co baran kandydujący na przywódcę stada i ten upór w patologicznym onanizowaniu się władzą jest motorem jego zachowania od momentu, kiedy nadopiekuńcza mamuśka zabroniła mu się spotykać z tymi nielicznymi kobietami, które zwracają uwagę na kurdupli! Polak potrafi też w bezmyślnym zatraceniu i w imię patologicznej manii wyższości uważać się za klasykę „pępka wszechświata”, kiedy tak naprawdę, jest tylko pariasem, gotowym wykonywać prace uważane za poniżające, za niższe stawki od przysłowiowego Murzyna.
Dziś premier Szydło chwali się, niczym przysłowiowy Żyd maścią, tym, że niczym zbój Janosik, złupiwszy najpierw banki i hipermarkety, podrzuci po 500 złotych na każde kolejne dziecko.
Wszystko byłoby cacy, gdyby nie ...skala populizmu!
Zorro rozumie, że jak ktoś ma ministerialne pobory, i przy okazji darmowy wikt, kwaterunek i opierunek, to dla niego 5 stów to przychód starczający na przysłowiowe waciki. Nie mniej dla ¾ „przypadkowego społeczeństwa”, 500 złotych to suma odpowiadająca 1/3 dochodów pracującej osoby!
I tu dochodzimy do sedna problemu!
Przez 45 lat czyli w latach 1945-1990, Polacy ćwiczyli wariant gospodarki nakazowo-rozdzielczej. Nie robili tego z własnej woli, bo ten model zarządzania gospodarką zaordynowali powojennej Polsce towarzysze z Moskwy, w wyniku jałtańskich porozumień USA-ZSRR.
Skutki okazały się fatalne i to na wszystkich obszarach, zwłaszcza społecznym, bo społeczeństwo dostawało nie gratyfikację za wykonywaną pracę, ALE ZASIŁKI, które miały wystarczyć na taką egzystencję, jaką partyjna Egzekutywa uznała za właściwą w rozumieniu leninowskich wytycznych.
Dziś, po 25 latach budowy gospodarki rynkowej w Polsce, Polska jest bliżej komunizmu, niż była w czasach Gomułki!
Różnica tylko w tym, że za czasów rządów towarzysza Gomułki przeciętny Polak zarabiał ŚREDNIĄ krajową, dziś blisko ¾ Polaków zarabia MINIMALNĄ stawkę, i to przy porównywalnym czasie pracy! CO Z TEGO że mamy wolne soboty i niedziele, skoro dziś PRAKTYCZNIE w soboty pracować trzeba, aby sprostać wyzwaniom finansowym życia na przyzwoitym poziomie.
Różnica pomiędzy gospodarką bolszewicką, czyli nakazowo-rozdzielczą,a wolnorynkową, czyli kapitalistyczną, polega w odmiennych założeniach kardynalnych obu tych modeli.
W gospodarce bolszewickiej pracownik otrzymuje zasiłek, bywa, że zupełnie oderwany od efektów pracy, za który pracownik może sobie opłacić te dobra, które Politbiuro rządzącej partii uzna za konieczne dla jego poprawnej egzystencji.
W gospodarce wolnorynkowej pracownik otrzymuje wynagrodzenie, stanowiące uzgodnioną część wytworzonych przez niego dóbr. Im cenniejsza jest wartość jego pracy, tym większe. Stymulacja pożądanych społecznie zachowań realizowana jest nie za pomocą zasiłków, ale przy pomocy ulg w daninach publicznych.
Tak więc lansowany jako „wielki sukces” program 500. złotowego zasiłku na każde kolejne dziecko, w dłuższej perspektywie jedynie pogłębi istniejące patologie społeczne w Polsce, bo bardziej się będzie biedocie opłacało spłodzić trójkę dzieci, niż ...pracować!
To prawda, że inwestycja w nowe pokolenie jest najlepszą z możliwych, ale tu pojawia się kolejny problem w Polsce, czyli brak powszechnie dostępnych ścieżek rozwoju młodego człowieka!
Bo co, przydatnego w rozwoju osobowym młodego człowieka, można kupić w Polsce za oferowane 500 złotych? DOKŁADNIE NIC!
Koszt jednej godziny wartościowych zajęć zaczyna się od 60 złotych, a do tego trzeba doliczyć koszt potrzebnych na takie zajęcia materiałów. A im dalej od rogatek metropolii, tym trudniej o JAKIEKOLWIEK wartościowe zajęcia, mogące rozwijać posiadane przez młodego człowieka talenty! W tak zwanej Polsce B, jedynym dostępnym zajęciem pozaszkolnym staje się przykościelna Oaza, albo tandetna impreza w lokalnej tancbudzie, na której jedyne, czego młody człowiek się może nauczyć, to uprawianie ochlaju i uprawiania przygodnego seksu w okolicznych zaroślach, oczywiście jak nie pada i nie jest zimno.
Konkludując, prezes PiS wychował się w atmosferze gomułkowskiego minimalizmu, a do tego bozia wyraźnie mu poszkapiła nie tylko postury, ale i lotnego umysłu! (Nie mylić z uzależnieniem od władzy i intryganctwem).
Skoro sam nie potrafi obmyślić jakiejś sensownej strategii dla odwrócenia katastrofalnego trendu demograficznego w Polsce, to próbuje małpować rozwiązania innych narodów, nie zatracając sobie głowy uwarunkowaniami społecznymi!
Skoro musi zaserwować Polakom obiecaną „kiełbasę wyborczą”, to najpierw musiał nałożyć trybut na tych, co „śmierdzą groszem”
I ZNOWU, po bolszewicku, czyli po najmniejszej linii oporu, nałożył haracz tam gdzie to było najprościej! Ale niekoniecznie najlepiej.
Efekty już widać w postaci spadku oprocentowania lokat i powolnego wzrostu cen w hipermarketach, czyli bardzo szybko każda przeciętnie sytuowana polska rodzina odda to, co uznaniowo przyznano wielodzietnym rodzinom. I to w dwójnasób. Co do uzmysłowienia było. Amen.
Zorro.
Inne tematy w dziale Gospodarka