Szanowni Zebrani! Tematem dzisiejszej pogadanki będzie relacja z frontu gazeto-wyborczej walki z mową nienawiści. Która to mowa mimo że dawno już osiągnęła swoje apogeum, wciąż PiS-im swędem przekracza kolejne granice. Za tło do niniejszych rozważań posłuży tekst "Spacerowałem, gdy nagle usłyszałem: Zginiesz, zarazo czerwona! Pedale jeden!", autorstwa blogera i geja Grzegorza Miecznikowskiego, który jakoby padł ofiarą mowy nienawiści. Tekst był opublikowany i promowany w internetowym wydaniu GW.
Historyjka opisana przez blagiera Grzegorza ma dwoje bohaterów: pozytywnego i negatywnego. Pozytywnym jest młody rzutki gej (w tej roli autor), który prowadzi blog oraz "takie tam #biznesy". Za czarny charakter robi rozhisteryzowana staruszka-psychopatka, której ksiądz zrył moherowy beret, wtłukując jej do głowy, że pedały noszą czerwone płaszcze. Oraz roznoszą zarazę.
Sprawa zaś wygląda tak. Do uszu młodego geja w czerwonej kurtce, który podąża na przystanek tramwajowy, dobiega złowrogie: "Zginiesz, zarazo czerwona! Pedale jeden!" Przestraszony gej podejrzewa, że za jego plecami czai się "straż terytorialna" (co to jest?!) lub "kibice Orła Białego" (którzy, wiadomo, tylko czekają, żeby dorwać jakiegoś geja i oklepać mu maskę). Okazuje się jednak, że osobą miotającą przekleństwa jest staruszka, która drepcze powoli "na swoich wątłych nóżkach", dbając o zachowanie "bezpiecznej odległości" - takiej, żeby się przypadkiem nie "zarazić pedalstwem".
A zatem nie straż terytorialna (ktoś wie, co to jest?!), nie kibice Orła Białego, tylko drobna, niedołężna staruszka. STA-RUSZ-KA!!!
Młody gej jest albo mocno głuchy na jedno ucho, a na drugie trochę bardziej; albo stuknięty; albo cierpi na jakąś tajemniczą chorobę. Bo czy ktoś o zdrowym słuchu i przy zdrowych innych zmysłach, pomyli gromki głos młodego kibica płci męskiej, z głosikiem, jakim mówią rachityczne staruszki? Ta akurat syczała "niczym bezdomna kocica, której ktoś chce zabrać ostatni, wygrzebany ze śmietnika, kawałek rosołowej kości". Przy okazji - kota z rzędem temu, kto widział kocicę gryzącą kość rosołową. Jest ktoś taki na sali?
Ale istnieje też czwarta możliwość i ku niej właśnie się skłaniam: pan Grzegorz całą historyjkę sobie wymyślił. Nikt nie jest w stanie zweryfikować, czy opisane przez niego zdarzenia rzeczywiście zaszły. Żeby choć podał parafię, w której posługę kapłańską sprawuje ów ksiądz. Co mu szkodziło zapytać, skoro rozmawiał z syczącą babcią? GW mogłaby przynajmniej wysłać tam swoje szwadrony, żeby zrobiły księdzu kipisz.
Jest zapotrzebowanie na takie teksty, więc się je pisze. Najważniejsze aby utrwalały stereotypy pożądane przez gazeto-wyborcze lewactwo. Jeśli w historyjce pojawia się gej, musi być młody, miły i w odróżnieniu od szaroburych heteryków, kolorowy "jak samotny, rajski ptak, który przysiadł na wiązce słomy, rzuconej na kupę gnoju" (copyright Andrzej Ziemiański); jeśli osoba do gejów uprzedzona - to musowo stara, schorowana i religijna, którą na manowce nienawiści sprowadził ksiądz (pewnie też pedał) (albo pedofil); jeśli kibice - to gejożercy, a Orzeł Biały ma świadczyć, że także nacjonaliści. Po prostu urodzeni mordercy.
No cóż... Przeczytałam fantazje Miecznikowskiego i Gombrowicz mi się sparafrazował: "Koniec i bomba. Kto uwierzył, ten trąba".
Inne tematy w dziale Rozmaitości