Boże, który znasz głębię mej duszy,
przychodzę dziś ze smutkiem, nie z gniewem.
Nie pytam „dlaczego”, lecz „jak przetrwać”,
kiedy ci, których ceniłam,
zrzucili maski światła i zostali sługami ciemności.
Ty Boże widziałeś, jak ufałam.
Jak wierzyłam w dobro, które gasło powoli –
nie w jednej chwili,
ale w spojrzeniu, które odwracało wzrok,
w ciszy, która dusiła prawdę,
w dłoniach, które liczyły złoto, a nie gesty.
Boże, który jesteś Miłością,
naucz mnie nie nienawidzić.
Naucz mnie przebaczać – nie po to, by zapomnieć,
lecz by nie nosić w sercu ciężaru,
który nie jest mój.
Otul mnie swoją obecnością,
gdy serce pęka bez hałasu.
Ulecz miejsca, gdzie zawiodły słowa,
gdzie zdrada stała się walutą,
a wartości – tylko dekoracją.
Spraw, bym nie zamknęła drzwi przed dobrem,
choć nie raz mnie zawiódł człowiek.
Daj mi mądrość – bym kochała,
ale nie ślepo.
Bym ufała,
ale z Twoim światłem w oczach.
I dziękuję ci Boże, że jesteś,
gdy inni odchodzą.
Amen.
Nie, nie wracam na Salon.
Proszę potraktować ten wpis jako komentarz do wielu notek i komentarzy, które pojawiły się na tym portalu.
To właśnie one sprowokowały mnie do napisania tej modlitwy.
Być może niektórzy odczytają to jako akt mojej słabości –
ale ci, którzy potrafią czytać między wierszami,
ci bardziej wrażliwi i inteligentni,
zrozumieją, o czym piszę naprawdę.
Zamiast podsycać nienawiść między Polakami,
zachęcam, by niektórzy zaczęli wreszcie używać rozumu
i zastanowili się, co tak naprawdę czynią swojej Ojczyźnie…
Inne tematy w dziale Polityka