Oczy szeroko zamknięte, serca zimne jak lód, czy naprawdę tak łatwo jest odwrócić wzrok w obliczu cudzej krzywdy? Przemoc domowa, ta olbrzymia plaga ukryta za zasłoną milczenia, drzemie często pod sąsiedzkimi dachami. Jednak czy naprawdę jesteśmy bezradnymi świadkami czyjejś tragedii?
Chrystusowy blask miłości i współczucia, czy tylko wygodny pusty frazes? Odwaga, czy chłodne tchórzostwo, które zastygło w naszych sercach? Czy prawdziwi wyznawcy powinni milczeć, gdy krzywdzeni są najsłabsi?
Tchórzostwo to chyba najczęstszy motyw zasłaniania się przed obroną ofiar. Lęk przed konsekwencjami to tylko wymówka dla naszej bierności. Czy naprawdę nie warto stanąć w obronie tych, którzy sami nie potrafią wołać o pomoc?
Ograniczona perspektywa, czy też wygodna obojętność? Odpowiedź na krzywdę sąsiadów może wydawać się inwazyjna, ale czy nie jest czasem po prostu wygodniej zamknąć oczy na cudze cierpienie?
Zamykamy oczy na krzywdę, zamykamy umysły na ból. Czy aby na pewno ta obojętność nas usprawiedliwia? Może warto przerwać ten niemy film i zastanowić się, czy nasze milczenie nie czyni nas wspólnikami cierpienia?
Empatia i zrozumienie to nie tylko słowa w modlitwie, to czyny w codzienności. Ignorowanie dramatu sąsiadów to bierność wobec krzywdy. Może czas przełamać nasze obawy i w końcu stanąć po stronie tych, którzy potrzebują naszego głosu?
Może warto zaryzykować potencjalne zakłopotanie, by walczyć o sprawiedliwość. Bo nasze działania, albo ich brak, mają realne konsekwencje dla tych, którzy cierpią w ciszy. A może to właśnie nasze głosy mogłyby zatrzymać ręce podniesione ku bezbronności...
Źródło
Zdjęcie Google
Inne tematy w dziale Rozmaitości