Zastanawiam się, dlaczego mówi się "nie zapeszaj" i dlaczego rzeczywiście warto czasem za wiele nie opowiadać. Nieraz już to zauważyłam, że jeśli za wiele poopowiadam o tym, że dzieci są zdrowie - za chwilę któreś złapie katar. Lepiej nie mówić za wcześnie o tym, że podjęło się jakieś nowe działanie, nie warto się pochwalić (a przynajmniej nie każdemu) itp.
Czy ktoś ma obserwacje, dlaczego tak jest? Jakieś próby wyjaśnienia?
Warto zachować milczenie, ale skąd wiedzieć kiedy jeszcze należy milczeć w danej sprawie, a kiedy już można o niej mówić? Czy mówić dopiero po fakcie?
Czy chodzi o to, że pewne rzeczy wypowiada się na głos, więc one zostają ujawnione? Widzialne, wyobrażalne, stają się elementem świadomości, wiedzy osób trzecich? Póki nie są wypowiedziane, to pozostają w ukryciu, jak dziecko w trakcie ciąży. Kiedy jednak podzielę się czymś z otoczeniem, opowiadając, to coś staje się współdzielone? Przestaje być tylko moje? Traci ochronę?
Kolejne zjawisko, które mi się z tym kojarzy: nowa rzecz, która cieszy. Coś, co sobie kupiłam lub dostałam albo zrobiłam własnoręcznie. Np. nowy ładny sweter - aż chce się go nosić i patrzeć na niego. Pierwszy dzień, i co? Zaraz jakaś niespodziewana plama się zdarzy albo zaciągnięcie nitki. Zdarza się to na tyle często, że uważam, że takie zjawisko istnieje i musi mieć jakąś swoją przyczynę. Jaką? Dlaczego tak się dzieje? Zbyt dużo uwagi skupionej na tej nowej radosnej rzeczy? Zbyt dużo drżenia, aby nic się nie stało?
Inne tematy w dziale Rozmaitości