Na początku zejście w dół wyglądało zwyczajnie: klatka schodowa, solidne murowane schody. W pewnym momencie jednak schody się urwały. Dalej tylko dziura. Dół, jak studnia. Co zrobić, jak dalej iść z małym dzieckiem na rękach?
Na szczęście zjawił się mężczyzna, zajmujący się remontem klatki schodowej. Rozkładał przed nimi kolejne schody, co pół piętra. Niezbyt stabilne, wiszące na linach, ale i tak były ratunkiem. Kilka pięter niżej doszli już prawie do celu.
Prawie, bo na ostatni odcinek w dół zabrakło schodów. Matka rzuciła dziecko prosto w ramiona mężczyzny. On je wziął, ale nie wrócił już, żeby jej pomóc. Została sama i wahała się, czy skoczyć. Tam konieczny był skok. Skok z wiarą i w wiarę.
Inne tematy w dziale Rozmaitości