Zapisała się na lekcję gry na gitarze. Zabrała swoją Juanitę i pełna nadziei stawiła się w domu kultury na pierwsze zajęcia. Nauczyciel przywitał ją życzliwie i wziął od niej instrument do nastrojenia. Kiedy oddawał gitarę, upuścił ją. Juanita uderzyła o kaloryfer i pękła w miejscu, gdzie gryf łączy się z główką. Sekunda ciszy wypełniła pokój.
- Przepraszam – powiedział nauczyciel, podnosząc poszkodowaną.
- Nie szkodzi, lutnik to naprawi – odpowiedziała, przejmując gitarę, i wtedy zauważyła, że nauczyciel trzyma w rękach coś jeszcze.
Przyjrzała się zaciekawiona: co to jest? Nieduże zawiniątko, pakunek jakiś, coś z materiału, powiązane licznymi sznurkami, poplątane. Co to za instrument? To na tym będę uczyła się grać?
„Wygląda całkiem jak serce” - przyszło jej do głowy - „jego serce?”
- To pani serce – uprzedził jej pytanie.
- Moje?
- Tak – podał jej zawiniątko z pewnym zakłopotaniem.
- Jest takie powiązane, skrępowane – dziwiła się – co ja mam z tym zrobić? - patrzyła na niego wielkimi oczami.
- Tu trzeba się modlić – odezwał się po chwili, niechętnie przekazując złe wieści – w tym przypadku medycyna jest bezradna – powiedział i odszedł.
Może to był jednak lekarz, nie muzyk?
Inne tematy w dziale Rozmaitości