- Tak, słucham? - odebrała telefon, wchodząc do sklepu, poirytowana, że ktoś zawraca jej głowę
- ... - w sklepowym hałasie ledwo było słychać, że to mężczyzna.
- Czy może Pan mówić głośniej? Ja nic nie słyszę! - wołała nerwowo.
- Pani prosiła o modlitwę, o intencję mszalną, czy tak? Tu św. Krzyż - w końcu usłyszała spokojny głos. Głos z innego świata.
Wtedy ją zamurowało. W ułamku sekundy zobaczyła koszmar, w którym tkwi: zamęt, zabieganie, pęd i znerwicowanie. Krzyczy. Dużo krzyczy. Ale co inni są temu winni, że ona za dużo musi zrobić, i to często jednocześnie? Nie może mieć pretensji do świata, tylko do siebie. Spraw jest dużo, ale czy nie lepiej do nich podejść na spokojnie? Coś z tym zrobić, poukładać, poustawiać, zorganizować, nabrać dystansu?
Poczuła, że przestała siebie lubić.
Kiedyś taka nie była. Dlaczego tak się zmieniła? Czy to dzieci, czy choroby? Przecież większość ludzi ma dzieci, a i choroby żaden unikat, a jednak wiele osób potrafi zachować spokój pomimo różnych zmagań. Jak..?
Inne tematy w dziale Rozmaitości