Zaczęło się od tego, że Zosi wczoraj się powiedziało – „mój Hyziaczku kochany”... Zosia nazywa mnie na ogól Misiem, albo Misiaczkiem... Zosi czasem coś się wyrwie, więc postanowiłem Zosię przeegzaminować... Zosia wie, że egzaminatorem bywam trudnym, ale Zosia w każdej sytuacji potrafi sobie poradzić...
Na wszelki wypadek, sprawdziłem w słownikach, kto albo co ten „hyzio” jest.
Dostać hyzia... W słowniku synonimów stoi czarno na białym, że „dostać hyzia to określenie postradania zmysłów"... Jest bogato – "dostać bzika, hopla, kota, małpiego rozumu, świra. Najeść się blekotu albo szaleju, pogłupieć"... jednym słowem – stracić zmysły; to jest określenie najlepsze, pełne wyrazu...
Czy Zosia myśli, że mi prysły zmysły?... To poważna sprawa, więc musieliśmy ustalić, jak to z naszymi zmysłami jest...
Może powinienem zacząć od tego, że w Christmas Day dostaliśmy miłą wiadomość... Wyjaśniam, że Christmas Day, to jedyny day w Christmas... Nie ma „pierwszego dnia Świąt, drugiego dnia Świąt, trzeciego dnia Świąt i czwartego... Jest tylko jeden...
Wiadomość, która przyszła w Messages, to była informacja, że obydwoje z Zosią jesteśmy nadal „Covid19 Positive”... Wirus w nas dalej siedzi...
W Christmas do naszego lekarza dodzwonić się nawet nie próbowaliśmy, ale są inne służby telefoniczne... Od początku wyjaśnianie; kiedy i jak, historia, objawy – jakie są... Ano, nie ma... Czujemy się z Zosią dobrze, jakby nigdy nic...
"Musicie się izolować... Razem mieszkacie?"... Niedobrze, a nuż łapiduchy przyjdą i nas wyizolują wzajmnie na dobre... Tak, tak, izolujemy się; nosimy maski, nie dotykamy się... Zamawiamy jedzenie, przywożą i stawiają obok drzwi. Pukają.
To zaczyna wyglądać nieładnie... Dzwonimy do znajomych, mamy kilku lekarzy różnych specjalności, na Florydzie i elsewhere... Dzwonimy do Polski; oględnie wyjaśniamy sytuację...
No tak; w Polsce tutejsze realia trudno wyczuć; tutaj, sprawa jest jasna – calm down, don’t panic... Follow orders... Bagatelka...
Ponieważ jesteśmy z Zosią optymistami zawodowymi, zrobiliśmy sobie sesję uspakajającą z relaxation music... Polskie kolędy nostalgiczne odstawiliśmy...
Potem puściliśmy muzykę lekką, łatwą i przyjemną; taką do tańca – tutejsza salsa, rumba i merenge... Bez tanga i walca, coś skocznego.
W naszym living roomie jest jedna ściana-lustrzana... Jedno wielkie lustro... Tańujemy, widzimy siebie w tańcu... Koszmar mija... Wychodzimy na balkon.
Słońce, ale chłodno; jak na Florydę bardzo chłodno – tylko +10 C... Na balkon wychodzimy w kapotach, skarpetach i ofuterkowanych kapciach. Siadamy na fotelach, patrzymy na jeziorko... Pływają kaczki.. Po prawej stronie, z jeziorka wystaje jakiś kamień na którym siadają przelotne ptaszki... Siedzi jakiś ptaszek, wielki. Rozpostarł skrzydła, wabi ptaszkę... Ale nad jeziorkiem zgiełku nie ma, na naszym osiedlu też...
Pojechaliśmy do pobliskiego parku... droga dla samochodów, ścieżki dla pieszych... Ogromny teren, chyba większy niż Łazienkowski park w Warszawie. Ludzi mało...
Jest silny i chłodny wiatr, przez kilkanaście minut spacerujemy, potem jeździmy po okolicy... Cicho i spokojnie, za spokojnie.
Wracamy do domu, włączamy telewizję. Znajduję starawy już film „co mi zrobisz jak mnie złapiesz” , z Leonardo di Caprio i Tomem Hanksem. Opary na autentycznych faktach i zdarzeniach...
Di Caprio – genialny nastoletni fałszerz, oszust i złodziej; Hanks – agent FBI który przez lata go ściga... Film Spielberga, dobrze się ogląda... Koczy się opymistycznie – Di Caprio ląduje w więzieniu z 12 letnim wyrokiem, sprawiedliwości stało się zadość, ale Hanks pracuje, żeby jego niezwykłe umiejętności wykorzystać... Di Caprio zostaje ekspetem od fałszowania pieniędzy, czeków i malwersacji finansowych. Z million dolar wynagrodzeniem.
Film poprawił nam nastój... Wydzwaniamy do rodziny i znajomych w Polsce, ale tam jest już późno..
W sumie, mamy wrażenie, że mimo restrykcji, były w Polsce wigilijne zgromadzenia, dzielenie się opłatkiem i śpiewanie kolend... To dobrze...
Robimy z Zosią konferencję prasową i wydajemy komunikat do mediów...
Podziobany Dziobak i Zosia, hyzia dostać nie zamierzają... No hyzio, never, ever. No way!..
Ze skołowną głową każdy hyzia dostać może... Ale niemy, nas to nie dotyczy.
Na świątecznej mszy nie byliśmy... Skupiamy się w sobie...
Gloria in excelsis Deo,
Et in terra pax hominibus bonae voluntatis.
Żwawy w średnim wieku, sędziwy też. Katolicki ateista, Cutting-edge manipulator należyty. Przyjmuję w środy i czwartki, bez kolejki.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości