Piosenka na śniadanie, piosenka na dobranoc; na każdą porę roku i na każdy dzień tygodnia.
Muzyka jest dobra na wszystko - piosenka jest dobra na wszystko, a w piosence jest muzyka i są słowa. Słowa polskiej piosenki zawsze są łatwe i zrozumiałe:
„Piosenka jest dobra na wszystko:
Piosenka na drogę za śliską,
Piosenka na stopę za niską,
Piosenka podniesie Ci ją.”
Każda muzyka i każda piosenka, albo uspokaja, albo ekscytuje; zmusza do śmiechu albo do łez. Czasem po prostu muzyka gra a piosenka sobie leci i wszyscy są zadowoleni... Ale są piosenki szczególne. Każdy takie ma.
Dawno już temu, będąc uczniem a później studentem, mieszkałem z rodzicami w nowej dzielnicy na praskim brzegu Wisły, która nazywała się Praga Dwa... Kiedy tam zamieszkaliśmy, na całym osiedlu było tylko dziewięć „bloków”, prawdziwych sześciopiętrowych bloków .
Nasz, to była „dziewiątka”... Na osiedle wiodła ulica wybrukowana betonową, sześcioboczną „trylinką”, (wynalazek genialnego Władysława Trylińskiego), która nazywała się Projektowana... Po rozbudowie i uporządkowaniu topografii osiedla nazywała się Dąbrowszczaków... W „dziewiątce” mieszkaliśmy na 5 piętrze z windą. Lokatorzy byli różni, większość znaliśmy i mówiliśmy sobie „dzieńdobry”... Na trzecim piętrze mieszkali Państwo; on wysoki, ona średniego wzrostu, dość pulchna i rudowłosa... Ta Pani była redaktorką i pisywała cotygodniowe felietony do tygodnika „Stolica”, jako „Syrenka”... To była dość popularna Pani.
Pewnego dnia jechałem windą w dół, chyba spieszyłem się na uczelnię.
W pewnym momencie winda zatrzymała się i wsiadł do niej jakiś wysoki mężczyzna... Poparzyłem... i osłupiałem... To był Jeremi Przybora!
W tamtych czasach, kiedy ludzie czekali na „Kabaret starszych Panów” w telewizji, kiedy piosenki z Kabaretu fruwały w radio, telewizji i po ulicy; to było coś niebywałego; to dla mnie było wydarzenie... Piosenki śpiewane przez Kalinę Jędrusik, Wiesława Michnikowskiego, Barbarę Kraftównę, Bogdana Łazukę, Irenę Kwiatkowską,...i wielu innych, wspaniałych wykonawców, znała cała Polska. .. Teraz, ten kabaret, tamte piosenki i wykonawcy, są zupełnie nieznani... Trudno się dziwić, bo jest inne pokolenie, ale też zupełnie inna kultura... Zbyt często bez kultury.
Pan Jeremi wysiadł pierwszy, ja za nim... Zgadywałem, że idzie na nieodległy przystanek autobusowy, bo wtedy jeździło się autobusami i tramwajami. Do przystanku tramwajowego przy Ulicy 11 listopada, był kawałek.
Podrygując, szedłem za nim krok w krok... Pewnie mnie zauważył, bo jak stanąłem obok na przystanku autobusowym, uśmiechnął się; tak, jak tylko on potrafił... Zacząłem z nim rozmowę a on zauważył, że ze mną jest coś nie tak... Pospiesznie coś dukałem... "... znam pana z Teatru Eterek – Mundek, profesor Pęduszko, Pani Eufemia, Pan Gwidon, Kabaret...
Nadjechał autobus, Pan Jeremi znowu się uśmiechnął i powiedział „do widzenia”... Byłem niepocieszony, do zatłoczonego autobusu nie wsiadłem.
Ale zacząłem na niego czyhać... Rankami, koło ósmej, łaziłem pod klatka schodową i czekałem. Po kilku dniach zrezygnowałem. Aliści, minęło kilka dni i natknąłem się na niego wracając do domu, wieczorem...
Z daleka zobaczyłem jak idzie w kierunku klatki schodowej i przyspieszyłem... Na winę czekał on i jeszcze jakieś osoby; winda była ciasna, jakoś się w nią wepchnąłem, ostatni. W międzyczasie ludzie naciskali przyciski...
Winda zatrzymała się na na trzecim piętrze, wysiadłem żeby wypuścić Pana Jeremiego i z nim zostałem... Popatrzył na mnie zdziwiony a ja zacząłem coś dukać... Niewątpiwie, czuł moją ekscytację; uśmiechnął się i przerwał moje gadanie...
„Wie Pan, nie będziemy tutaj gadać...” otworzył drzwi i zaprosił mnie do środka... Wszystkie mieszkania w bloku były w tym samym standardzie – „dwa pokoje z kuchnią plus łazienka”, ale w sumie, ich metraż był 56-58 metrów w kwadracie. (Większy metraż miały mieszkania z osobnym „kibelkiem”... Później, budowali mieszkania w „wielkiej płycie” i podobny standard mieszkania dwupokojoego był 36-38 m2).
Rozmowa w przedpokoju nie trwała długo, bo sytuacja była krępująca; ale kilka minut porozmawialiśmy... Pan Jeremi czując moje rozgrzanie powiedział – „Wie Pan, któregoś dnia umówimy się u mnie na herbatkę”... Podaliśmy sobie ręce...
Niestety, Pan Jeremi na herbatkę mnie nie zaprosił... W czasie rozmowy wyjaśnił, że właściciel mieszkania którego dobrze zna, wyjechał „na placówkę” do ambasady polskiej w Paryżu, jako kulturalny attache.. On był czasowym lokatorem.
Po niedługim czasie zorientowałem się, że Pan Jeremi już tam nie mieszka... Nigdy, nigdzie go nie spotkałem... Tyle lat minęło, a ja to spotkanie pamiętam ze szczegółami...
Normalnie, na Florydzie wstajemy z Zosią około wpół do ósmej, w weekendy trochę później.
Mycie zębów, ablucje... Zosia parzy świeżą kawę i wyciąga biscotti, albo kroi po kawałku chałki którą smaruje jakimś dżemem... Nieraz są owsiane ciasteczka z rodzynkami; jedno, dwa... Śniadanie upływa w ciszy bo dochodzimy do siebie.
W następnej części programu dnia, Zosia bierze w łazience prysznic i zajmuje się make-upem... To trwa ponad pół godziny, czasem nawet godzinę.
W tym czasie otwieram laptopa, sprawdzam newsy i przelatuje po blogach. Ale najpierw włączam muzykę...Na laptopowym YouTube mam różne albumy z polskimi naklejkami – „Utwory które Ci się podobają”, „Rekomendacje dla Ciebie” (to układa YouTube), „Mix z nową muzyką”, „Muzyka na śniadanie”....
I inne zbiory – "Klasyka", "Opera" , "Country", "Polskie Tango", osobno lata pięćdziesiąte, sześćdziesiąte, siedemdziesiąte i osiemdziesiąte... Oczywiście "Kabaret Starszych Panów. Wszystko ściągnięte z sieci..
Melodii są setki, wśród nich dużo muzyki pop i piosenki... Przeróżni wykonawcy... Większość albumów ułożyłem sam, niektóre proponuje YouTube... Zbiory ciągle uzupełniam.
Dzisiaj rano, podczas porannych zajęć Zosi włączyłem „Muzykę na śniadanie”... Spory zbiór, urozmaicony i wielonastrojowy. Włączam na chybił-trafił, bo nie wiadomo jak się potoczy dzień...
Jest to muzyczny medley, prawdziwy groch z kapustą... Różne style, różni wykonawcy, różne melodie, różne nastroje... Spisałem, co szło dzisiaj.
Pierwsza, włączyła się Tatjana Okupnik w kawałku Toxic. Muzyka szła z wideo; Tatjana jest cakiem, całkiem i lubię jej śpiew... Kiedyś grałem jej kawałki tutejszemu znajomemu który powiedział, że Tatiana śpiewa „po murzyńsku”. Chyba był to komplement.
Dalej poszedł Bensonhurst blues; śpiewał Artie Kaplan, kompozytor blusa... W Europie i w Polsce często wykonywał go Oskar Benson, przy nim nie raz tańczyliśmy....To było sporo lat temu... Tutaj próbowałem go pokonać w barze karaoke „Muddy warters”, w Deerfield Beach, niedaleko od nas... Wyszło średnio.
Potem, trzymajcie mnie wszyscy święci w niebie,... leci „Piosenka jest dobra na wszystko”... śpiewają Jerzy Wachowski i Jeremi Przybora... I czego więcej trzeba na dobry dzień?...
W dalszym ciągu programu był Maanam potem Aerosmith, a dalej Ewa Demarczyk w podróży do Ciechanowa... Tą melodię przeskoczyłem; nie byłem w odpowiednim nastroju... Zawsze jej słucham kiedy jestem sam...
Kolejno włączył się John Lennon z Imagine, którego zawsze dobrze się słucha się dobrze; potem Eminem, Michał Bajor, Nashville Cats, Grateful Dad... ale już byłem zajęty innymi sprawami...
Pojawiła się Zosia; muzykę ściszyliśmy, bo mieliśmy do omówienia program dnia... Przybora z Wasowskim made my day.
„Po to wiążą słowo z dźwiękiem kompozytor i ten drugi,
Żebyś nie był bez piosenki, żebyś nigdy jej nie zgubił,
Żebyś w sytuacji trudnej mógł - lub mogła - szepnąć z wdziękiem:
Życie czasem nie jest cudne, ale przecież mam piosenkę.”
Warto uwierzyć, że piosenka jest dobra na wszystko.
Tekst piosenki pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,kabaret_starszych_panow,piosenka_jest_dobra_na_wszystko.html
Żwawy w średnim wieku, sędziwy też. Katolicki ateista, Cutting-edge manipulator należyty. Przyjmuję w środy i czwartki, bez kolejki.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura