Z Internetu
Z Internetu
Dziobaty Dziobaty
256
BLOG

Ogłaszam alarm dla miasta Warszawy - 1 września 1939

Dziobaty Dziobaty Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 6

Obchody ubiegłorocznej 80 rocznicy napaści Niemiec na Polskę i bombardowania Warszawy obserwowałem z daleka... Straszne czasy, tyle lat, a Warszawiacy żyją. Prawda, pierwszy był Wieluń, ale to co przeżyła Warszawa była hetakombą. 

To, co widziałem w polskich mediach, nie było budujące... Owszem, międzynarodowa wrzawa, rocznica bardzo polityczna... Niemcy nadal wstydliwie w ukryciu... To byli tylko naziści...  Sądzę, że ze świętowaniem kolejnych rocznic będzie coraz gorzej...  

Zmian w świadomości historycznej Polaków odwrócić się nie da, ale pamiętać o historycznych wydarzeniach i bohaterstwie ludzi trzeba zawsze. Nie tylko ”dla pokrzepienia serc”, ale przede wszystkim dla utrzymania patriotycznej integracji wszystkich Polaków....  

Po upalnym lecie 1939 nadszedł wrzesień... W poniedziałek dzieci miały iść do szkoły, a w piątek od rana zaczęły spadać bomby. 

„UWAGA! Uwaga... przeszedł, koma trzy, 

Ktoś biegnie po schodach, trzasnęły gdzieś drzwi;

...Ze zgiełku, ze wrzawy dźwięk jeden wybucha i rośnie,

Kołuje jękliwie, głos syren w oktawy opada i wznosi się jęk –

Ogłaszam alarm dla miasta Warszawy !

Jęk mieszkańców Warszawy - to fragment wiersza Antoniego Słonimskiego, napisany we wrześniu 1939. 

Minęło wiele lat, a lata pamięć zacierają. Szczególnie u tych, dla których wrzesień 39 jest pamięcią wstydliwą i niewygodną; wszak dwa tygodnie później przyszła inwazja ze wschodu...  

Z powodu zakonserwowania różnych odcieni poprawności politycznej i prawdy historycznej, wielu o tym woli zapomnieć... Czy można za taki stan kogoś, teraz, w Polsce winić?... Na pewno trzeba! 

Warszawiacy byli bohaterami; byli w czasie Powstania, ale byli też nimi we Wrześniu 1939... Od września 1939, do lata 1945 Warszawiacy przeżyli 6 lat grozy i poniewierki; potem było tylko trochę lepiej. 

Z Powstania Warszawskiego wielu chce zrobić mit albo szaleństwo. Z bohaterskiej obrony Warszawy we wrześniu 1939 mitu zrobić się nie da, a nazwać jej szaleństwem nikt, jak dotąd, się nie ośmielił. 

Jeśli nawet nazwać Powstanie Warszawskie błędem, była to rzeczywistość, której mieszkańcy Warszawy musieli stawić czoło. 

Wrzesień był twardą rzeczywistością przez Warszawiaków nie zawinioną, choć są próby obciążania za to polskich przedwojennych polityków. 

Wrzesień był dla Warszawy rzeczywistością niewyobrażalną, z której trzeba było wyjść z podniesioną głową... Tak właśnie się stało... Dowódcy honorowo przegrali, ale Warszawa pozostała miastem nieujarzmionym.  

Potem było Powstanie i kolejna próba uśmiercenia Miasta... Też się nie udała. 

Etosowe albo pragmatyczne podejście do oceny Warszawiaków za postawę podczas obu tych historycznych wydarzeniach, miało jednak więcej ocen w przypadku Powstania... 

Mam duży niedosyt przy sumowaniu ocen i opinii z jakimi się zetknąłem przy opisach wydarzeń we Wrześniu 1939 w Warszawie... 

To był nie tylko początek tragedii Warszawy - to był początek tragedii całego Narodu... Dla dobra przyszłych pokoleń, bohaterstwo powinno być sławione...

Nowi Warszawiacy zupełnie nie wiedzą o co chodzi... Ich wtedy nie było; nie było zresztą też ich ojców i matek...  

Jakie to było bohaterstwo; czy nie lepiej byłoby się poddać i Warszawy nie bronić? Zniszczenie miasta byłyby mniejsze... Takie głosy już słyszałem; sądzę, że będzie ich więcej... Wehrmacht spełniał rozkazy, Luftwaffe też – po danej nauczce, nie warto było się bronić...  

Niektórym, a jest ich coraz mniej, prawie garstka, 1 września 1939 zadał rany które nigdy się nie zabliźniły i przeniosły na następne pokolenie. 

Czas jaki nastał i warunki w powojennej Polsce sprawiły, że w niektórych rodzinach blizny pozostały do dziś, choć w innych szybko zniknęły... 

Czy pamięć o tamtych czasach jest tylko rozdrapywaniem ran? 

Moi rodzice, obydwoje Warszawiacy; wtedy ludzie młodzi, pełni radości i planów na wspólną przyszłość, pobrali się 19 sierpnia 1939. Ślub odbył się w Kościele Wszystkich Świętych na Placu Grzybowskim, największym kościele w Warszawie...W rodzinnych zbiorach zachowało się zdjęcie z tamtego dnia, zrobione u pobliskiego fotografa...  

Mama mieszkała u krewnych na Pradze, na Wileńskiej, Tata ze swoją mamą i jednym z braci na Przyokopowej... Jeszcze przed wybuchem wojny, razem zamieszkali na ulicy Siennej 88, pomiędzy Miedzianą i Żelazną... Ta lokalizacja miała, jak się okazało, duży wpływ na losy całej naszej rodziny. 

Kilka dni po ślubie, Tata został zmobilizowany do brygady saperów w Legionowie, koło Warszawy. Pierwsze bombardowania Mama przeżyła u swoich rodziców, na nieistniejącym dzisiaj Placu Kazimierza. 

Niemcy bombardowali Warszawę aż do chwili kapitulacji miasta, 28 września. Po podpisaniu aktu kapitulacji przez obie walczące strony, polscy żołnierze zostali wzięci do przymusowej niewoli...  

Tata wrócił wcześniej, bo saperzy mieli wiele roboty w Warszawie przez cały czas bombardowań, a formacja z Legionowa gdzie służył Tata, została jeszcze przed kapitulacją rozwiązana... 

Najintensywniejsze bombardowania Warszawy, Luftwaffe przeprowadzała na dzielnicę żydowska, w obrębie której było tzw. Małe i Duże Getto; tam Warszawa ucierpiała najbardziej. 

Rodzice często mówili, że najgorzej było tuż przed kapitulacją... Mieszkali w obrębie dzielnicy która była polsko-żydowska i gdy nadeszło, według żydowskiego kalendarza, święto Jom Kippur, Niemcy bardzo chcieli żeby Żydzi to „uczcili”... Przed wojną Żydzi stanowili 30 procent społeczeństwa stolicy. 

We wrześniu, niemieckie bomby zniszczyły duże fragmenty budynków od strony ulicy, pozostałe części budynków były zasiedlone aż do Powstania. 

Co było dalej, pamiętam z opowiadań Rodziców, radości było mało, ale była -  

„...siekiera, motyka, piłka szklanka – 

w nocy nalot, w dzień łapanka...”

To były słowa popularnej w czasie okupacji piosenki, powtórzone w filmie „Zakazane piosenki”... Film był zrobiony w 1946 roku i miał dwie wersje, prezentowane publiczności w ciągu dwóch kolejnych lat...  

Film powstał w okresie po sfałszowanych wyborach - referendum „3 x tak”, w wyniku którego komuniści uzyskali w Polsce pełnie władzy... Następne 2 lata były okresem względnego luzu, politycznego i gospodarczego, jeszcze działali „prywaciarze”.  

W Warszawie jeszcze był otwarty duży Dom Handlowy Braci Jabłkowskich na ulicy Brackiej, gdzie rodzice kupili mi ubranko do Pierwszej Komunii... Śruba została dokręcona później. 

W „Zakazanych piosenkach”, pokazano realia warszawskiej okupacji, prawie dobrze... W filmie wystąpiło wielu początkujących aktorów, potem gwiazd polskiego filmu, sceny i telewizji...Było w nim też wiele autentycznych warszawskich piosenek, śpiewanych podczas okupacji. 

„ Dnia pierwszego września roku pamiętnego...”... „Warszawo ma... tyś smutek i łza...”  Ale ludzie musieli z czegoś żyć, więc były też inne nastroje -  

„...bo teraz jest wojna, kto handluje ten żyje...”; z optymistycznym wskazaniem – „... wędzonkę, kaszankę, kiełbasę, rąbankę – a wódki się też napije..”.

Ludzie się bali, ale wierzyli ze koszmar długo nie potrwa... Jedni czkali na Armię Radziecką, szczególnie po Powstaniu; inni dalej wypatrywali Andersa na Białym Koniu i na jakieś wydarzenia, które zmienią ustalony już porządek rzeczy...

Wojna i okupacja wielu ludzi wykoleiła i zmieniła losy wielu rodzin.. Nasza rodzina też straciła wielu ze swych członków; zmarłych z powodu chorób, trudnych warunków życiowych i zamordowanych przez Niemców...

U mojej Mamy lęk pozostał do końca życia, bo po Powstaniu i mojej kontuzji bała się wszystkiego. Stąd wynikało wiele nauk dla mnie - żebym został szewcem, siedział cicho i nie wyróżniał się z otoczenia... Musiałem z tym walczyć długie lata,.

Tata, przez całe swoje życie był „szoferakiem” i rzadko bywał w domu, zawsze gdzieś jeździł, po wojnie też... Często powtarzał, że okupacji nie przeżyłby, gdyby nie to, że bez przerwy był na rauszu.

Później mu przeszło i odbił się, ale z powodu szoferowania nie miał czasu żeby zostać moim idolem, choć wiele wiedział i przeżył, i potrafił wszystko pięknie wytłumaczyć... Ciągle gdzieś wyjeżdżał i przed czymś uciekał... Ja też byłem zawsze jakiś „niespokojny” i włóczyłem Zosię po całym świecie.

W szkole średniej, jako język obcy wybrałem niemiecki, na studiach lektorat miałem też z niemieckiego... Zdałem nawet urzędowy egzamin i szprechanie przychodziło mi z łatwością. Literatury w języku niemieckim nie czytałem; tylko w przekładach, ale literaturę fachową jak najbardziej...

Coraz bardziej jednak język niemiecki stawał mi w gardle; gdy nastały inne czasy i inne języki, a przede wszystkim angielski, o niemieckim prawie zapomniałem... Z trudem, mogę się nim porozumieć, kiedy muszę, ale nie robię tego z przyjemnością.

Tata mi powtarzał – „trzeba znać język wroga” i sam po niemiecku mówił nieźle... Poza wszystkim, chciałem swoje antyniemieckie emocje i wzburzenia jakoś odreagować.. Sam i z Zosią, w Niemczech często bywaliśmy, ja jeszcze w DDR-ze.

Mamy tam wielu znajomych, nawet przyjaciół, ale zawsze rozmawiamy z nimi w języku angielskim... Chyba jestem uprzedzony.

Pamiętam rany Warszawy zadane przez Niemcy i Niemców... To było z ich strony więcej niż Befehl, więcej niż „Ordnung must sein”...

... Warszawa wiele przeszła i bardzo się zmieniła, ale dzisiaj Warszawę trudno jest zrozumieć...

„Warszawo kochana, Warszawo - tyś treścią mych marzeń i snów;

Radosnych przechodniów twych lawą - ulicznym rozgwarem i wrzawą;

Ty wołasz mnie, wołasz, stęskniona - upojnych piosenek i słów,

Tak bardzo dziś pragnę zobaczyć cię znów... o moja Warszawo wyśniona”

(Tekst i melodia Alberta Harrisa z 1944 roku, jeszcze przedwojennej piosenki; śpiewanej po wojnie przez M. Fogga). 


Dziobaty
O mnie Dziobaty

Żwawy w średnim wieku, sędziwy też. Katolicki ateista, Cutting-edge manipulator należyty. Przyjmuję w środy i czwartki, bez kolejki.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Kultura