Muszę zrobić kolejny, prozaicznie poetycki rachunek sumienia, bo sytuacja jest wyjątkowa... Rachunek sumienia zawsze mi się opłacał, ale ten musiał być ekstra-ordynaryjny... Nic tak dobrze nie robi jak rachunek sumienia pisany wierszem, o zachodzie słońca nad Zatoką Meksykańską; tego mi było trzeba do Zosinego absolutorium.
Już w poniedziałek 17 sierpnia, przypada kolejna dwucyfrowa rocznica, kiedy Zosię ujrzały moje zagadkowe, zawsze otwarte oczy... Od tamtego czasu, mam oczy otwarte w słup... Rocznicowych cyfr przybywa i przechodzą w górne stany wyższe... Słońce zachodzi, dobrze że pogoda jest niezmiennie znakomita... Jesteśmy z Zosią razem i jest nam dobrze.
Życiowa anabasis z Zosią - to ciekawa, wręcz fascynująca podróż, godna Ksenofonta albo Aleksandra Wielkiego... Postanowiłem, że poświęcę jej, co najmniej cykl artykułów pod ogólnym tytułem „Skarby świata całego - albo zwięzły rachunek sumienia skazańca”...
Zanim wystawię Zosi okolicznościową laurkę powiem, że to Zosia namówiła mnie do blogowania na Salonie... Zosia powiedziała że dobrze mi to zrobi i w to uwierzyłem... na szczęście.
Nie zawsze wiem co jest dobre, ale Zosia wszystko wie zawsze, więc z jej zaleceń skwapliwie korzystam. Dla własnego dobra... Rachunek sumienia jest mi często potrzebny, bo po nim okazuję skruchę i otrzymuję od Zosi absolutorium; moreover, samozadowolenie bardzo mi się poprawia, bo Zosia się cieszy i ja też ... Obydwoje cieszymy się bardzo.
Moja Zosia jest niezrównana... Już kiedyś publicznie się obnażyłem, że Zosia czyta przez ramię moje blogi (dawniej robiła to z majlami), że mnie dyscyplinuje i zarządza kolej rzeczy...
Ma w swoich planach rozkład jazdy moich blogów; ma na zawołanie nasze codzienne menu które musi stać się ciałem, ma precyzyjny rozkład dnia i kalendarz na kolejny tydzień; bo odkąd Zosię znam zawsze interesowała się wszystkim, zupełnie jak ja...
Ja też swój program mam, ale ona jest the boss, i na to rady nie ma... Wiem o tym odkąd ziemia kręci się...
Zosia zawsze mi mówi, że jak się do czegoś mam zabrać, to muszę to robić porządnie, żeby reklamacji nie było... Nie ważne jak mężczyzna zaczyna, ważne jak kończy; tak podobno powiadał pewien znany muzyk Leszek Miller... a może Glenn Miller?...Zosia nie znosi bylejakości, ale sama w sobie jest jednakowoż, troszkę roztrzepana.
Za dawnych czasów majlowania Zosia miała mi za złe, że nie datowałem postów i że wszystko historycznie się rozmyło... Bo kto z potomnych będzie pamiętał, na przykład, że 23 grudnia 2012 roku miał być koniec świata?... Taki prawdziwy, a nie taki głupi i rozwleczony jak teraz... Miało walnąć, raz a dobrze, i baj - baj!.. Marzenie!...
Aliści, za czasów tego koronawirusa wszystko się jakoś tak rozmamłało i rozlało; jak nie przymierzając mleko, które zostało w do połowy pełnej szklance...
Zosia często mnie dyscyplinuje; rzeczywiście, w moim blogowaniu porządku nie ma... Raz to, raz tamto; przypominają mi się stare felietony z ubiegłego i obecnego stulecia, czasy przeszłe dokonane i nie dokonane, czasy obecne i te które nadejdą lub nie; wyobrażenia i rzeczywistość, sen i jawa... Towarzysz Stalin i Święty Antoni razem... Po prostu, koszmar!... Wielu ma mi to za złe.
Dawniej temu, Zosia wypominała mi, że zużywam za dużo papieru; że worki z listami i notatkami które za sobą ciągałem podczas kolejnych podróży i przeprowadzek, gdzieś zniknęły bez śladu; że liczne ślady mojego pisarstwa poginęły przy zmianie kolejnych a wysłużonych laptopów, bo nie drukowałem kopii z backup-ów... Ma rację, dlatego w pierś cyklicznie uderzać się muszę... I znowu - więcej grzechów nie pamiętam...Mea culpa!
Tak, tak!... Zosia surowym krytykiem moich poczynań „from the very beginning” jest i zawsze wie, na co nie mogę sobie pozwolić... Jak nie ma Zosi boli mnie głowa, czuję się jakbym nie umył zębów, albo nie dostał cukierka; consequently, jakbym nie wypił porannego mleka z miodem albo popołudniowej whisky, rzecz jasna bez lodu... Bez Zosi zawsze czuje się, jakoś tak... nieswojo.
"Bez Zosi jestem tak smutny, jak kondukt w deszczu pod wiatr.
Bez Zosi jestem malutki i wytłuc może mnie grad...
Bez Zosi jestem niepełny, jak czegoś ćwierć albo pół.
Bez Zosi jestem zupełny - balon, łachudra i wół... "
Zosia najpierw zawsze stara się postawić mnie do pionu, aby potem powyginać w dowolnych kierunkach... Ja staram się kierunek wyczuwać i nawet nieźle mi idzie, bo jak zbliżamy się do punktu kiedy Zosia potrzebuje rozsmarować mnie na kromce chleba, na ogół wiem jaką konfiturę podać...
Pracowała nade mną Zosia, oj pracowała; dużo czasu upłynęło, ale wyniki są!
"Przy Zosi jestem pogodny, bo skąd bym smutek brać miał.
Przy Zosi jestem podobny, strukturą torsu do skał...
Przy Zosi jestem artystą, od wzruszeń duszy do łez.
Przy Zosi jestem z umysłu, inteligentny jak bies... "
Oczywiście, sam takiego wiersza nigdy bym nie wymyślił... Natchnął mnie Mistrz Jeremi Przybora, z którym przecięły się kiedyś ścieżki mojego życia... Ale to długa historia, też do opisania... Może.
To wszystko zawsze tak dobrze z Zosią mi szło, bo robiłem periodyczne rachunki sumienia... Kajam się, czynię mocne postanowienie poprawy i dostaję absolutorium... Pokuta którą mi Zosia zadaje nigdy nie jest zbyt uciążliwa; czasami nawet Zosi się dziwię, że nawet mocno filuterne grzechy i wykroczenia puszcza mi płazem...
Zosia nakazała mi przed tym ostatnim absolutorium, żebym się jeszcze lepiej starał; z silnym odniesieniem do funkcji czasu, jako miary bezpowrotnie utraconego słońca i powietrza, chociaż często biorę laptop na kolana i siadam z nim na balkonie... Wirus, wirusem, ale słońce ciągle świeci, ptaszki śpiewają i szumi woda na kawę w czajniku, a nawet ocean szumi też...
Tym razem Zosia była surowa; pewnie coś nabroiłem i jak zwykle nie wiedziałem co... Ale w końcu Zosia znacząco uśmiechnęła się przed moją odpowiedzią - "czy?". Jakby chciała mi dodać ducha... Rzecz jasna, obiecałem wszystko, bo zawsze jestem za, a nawet przeciw... Zosia o tym dobrze wie, i szafa gra!
To, co napisałem o Zosi, to najszczersza prawda...
Nie kłamię, bo żeby kłamać trzeba mieć jakiś interes, a ja zawsze daję z siebie jak najwięcej... Muszę jednak przyznać, że Zosia też nie oddziela skórki od wyprawki i zawsze potrafi wdzięcznie się odpłacić jakąś pokaźną wartością dodaną... Bez Zosi nie ma życia.
W zakończeniu przypomnę, że swój słynny i zastrzeżony prawem autorskim, choć P.T. Publiczności już udostępniony aforyzm życzeniowy, w oryginale był przeznaczony dla Zosi – „Zawsze bądź jędrna na ciele i umyśle”.
Jakby jakaś Salonowa Pani lub Pan potrzebowali porady na temat „Z nikim Ci nie będzie tak źle, jak ze mną” – polecam się...
Dla wszystkich happy together polecam piosenkę... Trzeba ją śpiewać wybrance do utraty tchu.
https://www.youtube.com/watch?v=3FygIKsnkCw
Żwawy w średnim wieku, sędziwy też. Katolicki ateista, Cutting-edge manipulator należyty. Przyjmuję w środy i czwartki, bez kolejki.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości