Przedwyborczy czas jest pełen napięć i stresów. W moim przypadku wpływa na marzenia senne... Kiedy stają się one koszmarem, dobrze nie jest.
I had a dream!.. Powiedział kiedyś Martin Luther King.
Coś o snach wiem... Był Srebrny sen Salomei, Sny o Potędze, Sen nocy letniej, Sen o Warszawie; każdy sen, każdy śni po swojemu....W snach zdarzają się rzeczy piękne, ale też straszne i dziwne... I had a dream...
Moi znajomi wiedzą, że od dawna śnią mi się przeróżne postaci z życia i z bajek; często jednak spotkają mnie zarzuty, że za dużo jest w moich snach nieboszczyków. To mi wytykano palcem nie raz... Zaiste, to prawda, ale procesów sennych nie jestem w stanie kontrolować żeby nie wiem co, a Nauka mnie całkowicie usprawiedliwia; ergo, ja nic na to nie poradzę, ale zdarza się, że nawiedzają mnie postaci ożywione... Najczęściej zjawia się u mnie Myszka Miki (kiedyś myślałem że to dziewczynka), Eklezjaści, Aleksander Macedoński, Katon, Kozietulski, Wernyhora i Stanisław Tym...
Zupełnie nie wiem dlaczego, najważniejszą z moich postaci sennych jest Słońce Narodów, Towarzysz Józef Stalin...
Moja Mama przywiązywała duże znaczenie do snów i potrafiła je tłumaczyć... Jak się jej przyśnił pająk, twierdziła że wszystko będzie dobrze; jak karaluchy, że będą małe zmartwienia; jak myszy, że będą duże kłopoty i komplikacje. Jak pożar, że napewno zsikam się w łóżko... Rzecz jasna, byłem wtedy całkiem malutki...
Moje sny nie mają wytłumaczenia, nawet w sennikach egipskich. Bo któż z faraonów mógł się domyślać, że Ludzkości przydarzy się Towarzysz Stalin... Ostatni mój sen sprzed paru dni zaczął się, kropka w kropkę, jak wszystkie poprzednie....
----------------------------------------------------------------------
Idę sobie, jakby Nowym Światem w Warszawie, idę i idę... Jest pogodny poranek, świeci słońce, napił bym się kawy... Nagle do chodnika podjeżdża czarna Wołga, wyskakuje dwóch drabów i siłą wciąga mnie do Wołgi... W Wołdze zarzucają mi na głowę jakiś worek... Z trudem łapię oddech; na szczęście jadą niedługo. Potem z piskiem hamulców Wołga hamuje i staje, ktoś otwiera drzwi i wywleka mnie z Wołgi na zewnątrz. Czuję świeże powietrze, ale zaraz potem dwóch łapie mnie za ramiona i wlecze... Gdzieś ze mną włażą i przez skórę czuję przestrzeń...
Zdejmują mi worek ; głęboko oddycham, widzę rozległe wnętrze z kandelabrami, coś jakby w Pałacu Kultury i Nauki... Wprowadzają mnie do ogromnej sali, przy drzwiach stoi drewniany stołek na którym mnie sadzają... Jeden z drabów daje mi sójkę w bok i mówi z naciskiem: „Zachowujcie się przyzwoicie, zaraz tu przyjdzie Towarzysz Stalin”... Zamieram, ale oni też stają za mną bez ruchu.
W ogromnej sali stoi ogromny stół... Przy stole, na wysokich krzesłach siedzą jacyś osobnicy; za ich plecami, po obu stronach, kłębią się jacyś inni ludzie...Przyglądam się, przyglądam i poznaję... Coś takiego!... Toż to znam ich wszystkich, rzecz jasna nie osobiście, ale z prasy i telewizji!..
Po lewej stronie, pośrodku, rzuca się w oczy jędrna postać Trzaskowskiego. Nie siedzi, ale stoi, mówi po francusku "żetem". Obok, swobodnie wymachuje rękami Budka, coś peroruje Kamysz, podszczypuje kolegów Biedroń; z różańcem w ręku zaklina kogoś albo coś Hołownia. Oni siedzą. Bardzo wyraźnie unosi się Grodzki, ale Adrianowi Zandbergowi nie dorównuje... Z tyłu siedzi jakby osowiała Kidawa, przeciera okulary... Kamiński udaje misia, z boku i z tyłu tokuje Lis, Olejnik i Kolenda-Zaleska... Sikorski tekstuje notatkę do prasy amerykańskiej, Dulkiewicz do „Die Welt”; kłócą się Czuchnowski i Żakowski, coś ręcznie pisze na kolanie przebrany za konia Gietrych. Michnik czyta na głos Marksa i wcale się nie jąka... Słaniają się na krzesłach utrudzeni Siemoniak i Migalski, przebija się Winnicki.... Wdzięczą się kolorowo ubrane dziewczyny, Lubnauer, Hertwich i Spurek. Obnaża pierś Nowacka Barbara, zupełnie jak Dolores Ibarruri... Ale najwięcej jest profesorów. Aż łzy lecą. Między sławami jest Krzemiński, jest Hartman, Rychert i Środa, profesorowie zwyczajni i niezwyczajni ... Nie widzę profesorki Szynczyszyn, ale widzę sędziwego i bardzo przystojnego Professora z Krakowa, który trzyma na patyku plakat z napisem „Duda=Dupa” ... Panuje atmosfera powagi; nad wszystkimi unosi się tajemniczy duch zasłużonego Polsce Donalda Tuska...
Po prawicy też niezgorzej... W środku siedzi Kaczyński; uśmiecha się nieszczerze, głaszcze kota... Obok zasępiony Gowin, trzyma ręce w kieszeniach i coś tam kombinuje... Duda bacznie się rozgląda, minę ma taką sobie, ale trzyma fason; jest Szydło ale na boku...Morawiecki głośno apeluje, ćwiczy angielski... Ziobro robi odręczne notatki, Kamiński też... Karczewski coś prostuje, Czaputowicz coś duka, ale nie po angielsku; po angielsku czyta tylko pozdrowienia od Pani Mossbacher... Macierewicz napina łuk z cięciwą, Terlecki przebrał się za hippisa a Karczewski za orła... Pawłowicz na miejscu, z podniesioną głową, Lichocka wszystkim pokazuje środkowy palec... Jakby z boku ale w środku, za krzesłem Kaczyńskiego przycupnął Kurski, też się uśmiecha, dość złośliwie, ale nie bardzo widzę w co głaszcze. Błyszczy urodą Ogórek... Defilada publicystów i dziennikarzy – Kania Dorota, Markiewicz Mecenas; na końcu odstaje Warzecha Lech. Profesorów też się zebrało nielicho; Terlecki, Pawłowicz, Gliński... Aż oczy bolą... Jeden z profesorów, ale niedowidzę który, trzyma baner „ JESTEŚ BEZMYŚLNA, LENIWA I SPRZEDAJNA – OPOZYCJO”... Jest duch Ojca Rydzyka, ale jakiś zwiędły.. (c.d.n.)
Żwawy w średnim wieku, sędziwy też. Katolicki ateista, Cutting-edge manipulator należyty. Przyjmuję w środy i czwartki, bez kolejki.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka