Wierzący i niewierzący dialogują bez ustanku. Spotykają się w kawiarni, razem spacerują, spotykają się w pracy, szkole czy na uczelni, w kolejce do kasy czy podczas wspólnej jazdy autobusem. Na ogół nie rozmawiają o Bogu. Już częściej o Kościele.
Jednakże przekonanie, że dialog niewierzących z wierzącymi możliwy jest tylko na płaszczyźnie filozoficzno-teologicznej to groźna iluzja. Groźna dla wiary, groźna dla rozumu, groźna dla dialogu. Od pewnej mądrej osoby usłyszałem kiedyś, że nie można przekazywać prawdy o Bogu, zwłaszcza wcielonym Bogu chrześcijańskim, pomijając prawdę o człowieku. Wraz z jego wątpliwościami, pytaniami, jego cierpieniem i bólem, niezrozumieniem zła, radością i smutkiem. Coś nas różni, ale wciąż więcej nas przecież łączy.
Kardynał Martini powiedział kiedyś, „że każdy człowiek jest zarazem wierzący i niewierzący, co sprawia, że dyskutuje sam ze sobą, zadając często trudne i niepokojące pytania”. To napięcie, którego nie sposób uniknąć. Nie dojdziemy do tego, czy Bóg jest. Nie ma jednak wątpliwości, że człowiek, owszem, jest. I możemy służyć sobie nawzajem, albo wspólnie służyć innym. Dialog bez relacji jest pusty. Tak samo wiara bez miłości. Miłość od wiary jest większa. Jak pisał Franciszek w encyklice „Lumen Fidei”, ludzie „w takiej mierze, w jakiej się otwierają szczerym sercem na miłość i wyruszają w drogę z tym światłem, które potrafią dostrzec, już żyją — nie wiedząc o tym — na drodze ku wierze”. To może być wspólna droga.
Zamiast więc pytać, „czy wierzysz?”, lepiej zapytać: „czy kochasz?”.
Ignacy Dudkiewicz jest redaktorem kwartalnika "Kontakt. Magazyn nieuziemiony" i wychowawcą młodzieży. Studiuje bioetykę.
Inne tematy w dziale Rozmaitości