Czy to możliwe, że zarówno drużyna Bidena, jak i Trumpa to rosyjscy agenci? . Znamy powiedzenie „dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane”, a dodam do tego „zamknąć się w wieży z kości słoniowej może tylko ktoś, kogo stać na taką bardzo drogą wieżę”.
Czy to możliwe, że zarówno drużyna Bidena, jak i Trumpa to rosyjscy agenci? Nie wiem, ale w Polsce, gdy ktoś nam nie pasuje, to w dobrym tonie jest nazwać takiego osobnika rosyjskim szpiegiem. To, czego w Polsce i Europie szybko się uczymy i co zostało na pewno zdemaskowane, to fakt, że rząd USA nie jest rządem dbającym o dobro całego świata, ale rządem amerykańskim i zajmuje się amerykańskimi interesami. Niedługo dowiemy się, że kupowanie metodą na pałę amerykańskiego uzbrojenia to nie gwarancja bezpieczeństwa i „polisa ubezpieczeniowa”, ale raczej coś na kształt renty kolonialnej, którą wasal płaci feudałowi. A poważnie: Trump i Biden na pewno reprezentują interesy amerykańskich bogaczy, żeby nie powiedzieć oligarchów. Nawet mam taki tekst o nowym prezydencie USA „Wielka Egzekucja Komornicza”, który chyba muszę przemianować na „Wielkie Wymuszenie Rozbójnicze”, ale nie o tym będzie wpis. A o tym, jak dajemy się rozgrywać.
Moje tezy brzmią stosunkowo prosto, ale na przykładach widać, że dajemy się na nie nabrać za każdym razem:
- dobre chęci i pryncypializm w polityce przynoszą często katastrofalne i odwrotne do zamierzonych skutki, a poczucie moralnej wyższości praktycznie zawsze jest konsekwencją uprzywilejowanej pozycji takiej osoby. Znamy powiedzenie „dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane”, a dodam do tego „zamknąć się w wieży z kości słoniowej może tylko ktoś, kogo stać na taką bardzo drogą wieżę”.
- Wielki kapitał wykorzystuje ową moralizatorską logikę do wykolejania swoich przeciwników niezależnie od koloru politycznego i przekierowania sporu politycznego na jałowe koleiny sporów o wartości.
- Spory o wartości, czyli ideologiczna wojna domowa prowadzą do zniszczenia instytucji i w konsekwencji do degrengolady państwa oraz społeczeństwa. Zaszkodzi to wszystkim, niezależnie po której stronie mają serce. Będzie to zatem głos pogrobowca Unii Demokratycznej wołający na puszczy.
Prawica zarówno w Polsce, jak i w USA zauważyła, że po kryzysie ekonomicznym z 2007/8 roku ruch antyglobalistyczny i antyfinansierski Occupy Wall Street został po lewej stronie sceny politycznej przejęty i spacyfikowany pieniędzmi płynącymi z wielkiego kapitału oraz zastąpiony walką o prawa LGBT, gender, woke itd. Jeśli nie pamiętamy tamtych czasów, warto wrócić do filmu „Big Short”, gdzie pod koniec filmu jest powiedziane, że banki ordynarnie i świadomie inwestowały w ryzykowne instrumenty finansowe, bo obstawiały, że zostaną uratowane przez rząd. To słynne: too big to fail – czyli skala tych banków i ich znaczenie dla gospodarki jest tak duże, że nie mogą one upaść i zbankrutować, bo skutki bankructwa będą katastrofalne. Podatnik zapłaci jak się wszystko zacznie walić, a jak się nie zacznie – zyski trafią do prywatnej kieszeni zgodnie ze znaną w Polsce zasadą: prywatyzujemy zyski, upaństwawiamy straty. I w filmie za pomocą czarnego humoru jest powiedziane, że żadnych rozliczeń nie było.
Wracam do tego nie bez powodu. Uważam, że ten kryzys dla Zachodu był na pewno ważniejszy niż napaść Rosji na Ukrainę i być może nawet niż Covid. Bo to od 2007 roku rozpoczęła się trwająca de facto do dziś stagnacja w Europie oraz odjazd nominalnego PKB w USA i narastająca pauperyzacja klasy średniej. Przed kryzysem w UE obowiązywała strategia lizbońska zgodnie z którą UE miała przegonić USA do 2020 (piękne to były plany – nie zapomnimy ich nigdy [*]). Wtedy też zaczęły się problemy strefy euro których skutki odczuwamy do dziś. My w Polsce tego aż tak nie doświadczyliśmy, bo nasza konwergencja gospodarcza z Zachodem okazała się być silniejsza i w zasadzie cały czas mamy wzrost gospodarczy.
Zarówno Ramaswamy („Woke Inc”), jak i Ziemkiewicz („Strollowana rewolucja”) mają rację: przekierowanie emocji antyestablishmentowych w walce o prawa coraz bardziej egzotycznych mniejszości było operacją finansowaną przez najbogatszych po to by ludzie kłócili się o płcie zamiast interesować się za bardzo gdzie znikają ich pieniądze i dlaczego biednieją. Ale dziś gdy taka sama sytuacja dzieje się w drugą stronę i wielki kapitał wykorzystuje społeczne lęki do przekierowania niechęci z elit na inne tematy – ta sama alt-prawica wytykająca ruchom antyglobalistycznym że się sprzedały dziś taktownie milczy albo co gorsza bierze aktywny udział w tej prowokacji.
W dalszych częściach poruszę szczegółowo trzy przykłady: rynek nieruchomości migrację oraz równouprawnienie. Wszystkie one są ze sobą silnie związane i doskonale pokazują jak taktyka dziel i rządź odwraca naszą uwagę od spraw istotnych. Rynek nieruchomości stał się pompą bogactwa z dołów do góry migrant konkurentem dla pracownika oraz zasobem dla wielkiego kapitału a dodatkowo te podziały klasowe zostały sprytnie nałożone na podziały płciowe – teraz emancypacja klas pracujących jest przeciwstawiana emancypacji kobiet. Wszyscy mogą się „żreć” ze wszystkimi bez końca.
Jak ci się nie podoba mam 100 chętnych migrantów na twoje miejsce
Na chwilę obecną wszystkie siły polityczne w Polsce mówią że chcą ograniczyć nielegalną imigrację. Podobnie jest w krajach Europy czy USA ale z praktycznej perspektywy to nie nielegalna imigracja jest problemem dla ludzi dla których to jest ważny temat. Problemem jest rosnąca przestępczość oraz brak zdecydowanych skutecznych tanich mechanizmów radzenia sobie z nią. I to trochę wszystko jedno czy przestępca jest „nasz” „obcy” czy „nielegalny”. Po prostu przestępcy „kolorowi” bardziej rzucają się w oczy plus pewne kombinacje parametrów pochodzenia są skorelowane z wyższą przestępczością.
Drugim problemem jest rosnąca konkurencja na rynku pracy oraz mieszkaniowym – tu fakt czy delikwent jest na dziko czy z kompletem papierów jest bez znaczenia. A na koniec pozostają kwestie spójności kulturowej oraz demograficznej bo migranci to w większości młodzi mężczyźni konkurujący w lokalnej hierarchii z krajowymi młodymi mężczyznami (i popychający ich w ramiona Konfederacji) oraz koszty utrzymania/produktywności netto przybyszów.
Ale PiS i PO oraz Konfederacja choć jednym głosem chcą ograniczyć napływ „nielegalnych uchodźców” a już w kwestii legalnych pracowników nawet z egzotycznych krajów mówią „stanowcze raczej tak” bo biznesowi zależy na tanim pracowniku robiącym za grosze – przy bezrobociu w Polsce na poziomie 3% od kilku lat tania imigracja jest często najprostszym rozwiązaniem podtrzymywania biznesów o niskiej marży.
Prywatyzacja zysków oraz upaństwowienie kosztów: społecznych jak przestępczość socjalnych jak służba zdrowia oraz strukturalnych jak miejsca zamieszkania. I zamiast dyskutować jaka imigracja jest ok a przed kim lepiej zamknąć drzwi nasza uwaga przekierowana jest na niechęć do imigrantów jako takich a nie do biznesów czy polityków którzy ich sprowadzają.
Jedni mówią „jeśli ci się nie podoba imigracja jesteś faszystą” a inni „jeśli ci się nie podoba imigracja rzuć sobie kamieniem na granicy”.
Dochód pasywny prawem nie towarem czyli finansjeryzacja rynku nieruchomości
W historycznym okresie powojennej prosperity Zachodu (1945-1970) do którego odwołują się wszyscy: konserwatyści obyczajowi lewica fiskalna oraz miłośnicy złota jako waluty przeciętny dom kosztował mniej niż trzykrotność przeciętnej pensji rocznej. Dziś na Zachodzie mnożnik wynosi około 7 a w Polsce powyżej 10. Żyjemy w świecie gdzie domy stały się maszynkami inwestycyjnymi które są drogie z paragrafu „bo tak”. To trochę ułuda bogactwa bo jeśli ma się tylko jedną nieruchomość i mieszka się w niej a ona drożeje na równi z rynkiem relatywne bogactwo się nie zwiększa albo inaczej zwiększa się tylko kosztem tych którzy dopiero wchodzą na rynek/w dorosłość: młodych oraz imigrantów. Oni muszą poświęcić więcej godzin pracy aby zarobić na czynsz co ma mnóstwo konsekwencji we wszystkich dziedzinach życia ale przede wszystkim transferuje odsetki do banków oraz nabija wskaźnik PKB który de facto określa poziom bezpiecznego zadłużenia państwa.
Drogie nieruchomości są podstawą piramidy kwitów oraz strumienia odsetek płynących od ludzi którzy pracują aby móc mieszkać w tych domach do posiadaczy kapitału czy to będą banki czy mityczni „Oni” czy starsze pokolenie rentierów. Wysokie ceny nieruchomości mają niestety mnóstwo negatywnych konsekwencji: utrudniają zakładanie rodzin oraz mobilność społeczną promują lokowanie kapitału w nieinnowacyjną branżę gospodarki (lanie betonu) rodzą konflikt klasowy między posiadającymi rentierami oraz wynajmującymi osłabiając tym samym więzi społeczne.
Donald Tusk poruszył ostatnio temat o którym kiedyś pisaliśmy: dobrze byłoby dla obronności przywrócić jakąś formę poboru ale ciężko będzie zmotywować młodych lokatorów płacących duży czynsz aby jeszcze poszli do wojska bronić nieswojej nieruchomości przed bombami. Raczej skończy się to jakimś rozwiązaniem pozornym tak jak większość wzmożeń medialnych naszego premiera.
Bo wszelkie próby uregulowania rynku nieruchomości tak aby koszty oraz zyski ponoszone przez różne strony były równoważone są tematem tabu który poruszają tylko partie <5% zamiast tego dyskutujemy kwestię zupełnie niezwiązaną czyli czy emeryci mają prawo mieszkać w centrum miast.
Obozy korekcyjnie dla nierównouprawnionych płciowo
Internetowe trolle od lat w internecie promowały wojnę płci: ma ona wiele zalet z perspektywy “operatorów” (czy to mediów społecznościowych czy planety). Z jednej storny praktycznie jesteśmy podzieleni na pół i tak już zostanie, nikt nie zmieni frontu; z drugiej temat jest najbardziej chwytliwy wśród nastolatków i dwudziestolatków, oraz emerytowanych erotomanów gawędziarzy którzy mają najwięcej czasu i energii by zajmować się darmową propagacją memów i narracji politycznej. Z trzeciej strony tematy męskodamskie są w kulturze człowieka najbardziej chwytliwe.
Warto wiedzieć, że istnieje silny zarówno radykalny feminizm (“woke”) oraz radykalny mizoginizm (“redpill”), ale w mediach głownego nurty ten drugi jest nieobecny, choć w internecie jest silniejszy niż jego lewicowy odpowiednik. Jak bardzo jest to istotny polityczne front widać po tym, jak dziś prawica przejmuje onegdaj narrację o “ulicach bezpiecznych dla kobiet” i używa jej do walki z imigracją. I o ile niektóre kwestie podnoszone zarówno przez feminizm (np kwestia dostosowania wielu rozwiązań inżynierskich do wzrostu i wagi mężczyzn, jak fotele samochodowe) jak i ruchu obrońców praw mężczyzn (np nierówny wiek emerytalny) są jak najbardziej poważne, to niejawnym celem większości internetowych radykalnych (z obu stron) głosów jest eskalowanie konfliktu. Doskonałym przykładem, jest tu Korea Południowa, kraj będący bardzo długo wyjątkowo patriarchalny i konserwatywny, choć na obcą nam dalekowschodnią modę, gdzie dopiero w 2008 zniesiono system Hoju (przypisania każdej kobiety męskiemu opiekunowi rodu) ale westernizacja połączona z kulturą skrajnie nastawioną na pracę, koncentracja kapitału w czebolach i nierówności ekonomiczne (“Parasite” i “Squid Game” nie są bezpodstawne) spowodowała radykalne rozejście się nastrojów społecznych wśród młodych względem płci. Tak radykalne, że mężczyźni walczą z dedykowanymi miejscami do siedzienia w metrze dla kobiet w ciąży, w ramach walki z rzekomym uprzywilejowaniem kobiet. W kraju który ma najniższą dzietność na świecie. Celem radykałów nie jest polepszenie praw mężczyzn, czy kobiet, albo nawet jakaś próba zbalansowania ich przyjmując, że społeczeństwo to gra o sumie zerowej - celem jest sianie podziałów i podsycanie nienawiści.
Różnice w pozycji społecznej kobiet i mężczyzn, oraz transferach produktywności są realne, o czym nie można zapominać, bo wtedy każda próba apelu do “wspólnego dobra” (jak wspomniany pomysł Tuska na szkolenia wojskowe) spotka się z odpowiedzią “co my będziemy się martwić, niech oni się martwią”. Ale różne grupy społeczne potrzebują mieć poczucie, że społeczeństwo traktuje je sprawiedliwie, a nie instrumentalnie: ani młode kobiety nie chcą się czuć “inkubatorami”, ani mężczyźni “mięsem armatnim”. Ale wymaga to niesięgania po proste chwyty polaryzacyjne z obu stron podziału - klasyczny dylemat więźnia.
Instrumentalizacja wzmożenia moralnego i dekonstrukcja instytucji
W Polsce już wszystko to nad czym amerykańskie gadające głowy pomstują już widzieliśmy. Najlepiej to prześledzić na przykładzie aborcji, która zawsze funkcjonowała jako tzw “temat zastępczy” ale w 2020 miała posłużyć Naczelnikowi do ostatecznego rozprawienia się z ruchami na prawo od PiSu. Zadziałało tak doskonale, że dziś są szanse, że to Mentzen a nie kandydat PiS będzie w drugiej turze wyborów prezydenckich. Z resztą już w 2023 PiS zebrał tego owoce, bo aborcją zmobilizował elektorat PO, a kwestiami covida i Ukrainy zdemobilizował własny.
Lewica już popełniła analogiczny błąd w 2015 w kryzysie uchodźczym: wielkie słowa o solidarności i państwowa empatia oderwana od realiów społeczno ekonomicznych (żyjemy w świecie ograniczonych zasobów) ściągnęły na państwa zachodnie nie tyle kryzys ekonomiczny czy wzrost przestępczości, ale przede wszystkim kolaps zaufania do lewicowo liberalnych elit. Bez “Herzlich willkommen” nie byłoby premier Meloni, a AFD nie byłaby drugą siłą w parlamencie. Liberalnym przykładem przewrócenia się o własne sznurowadła był Zielony Ład, w który Chiny i Ameryka ograły Europę. Trzecim karygodnym ruchem liberałów była próba cenzury wszystkiego, co nie reprezentowało zeitgestu liberalnego. Teraz gdy role się odwróciły będzie bardzo trudno walczyć o wolność słowa, gdy wcześniej każdy chwyt był dozwolony w walce z mową nienawiści.
Nawet przyjmując optykę, że zakaz aborcji oraz przyjmowanie uchodźców jest moralnie słuszne, podobnie jak ograniczenia emisji CO2, to polityka jest sztuką osiągania celów możliwych. A “Paryż jest wart jest mszy”. O czym rządzący Europą i Ameryką liberałowie, a Polską konserwatyści chyba zapomnieli. I jedni i drudzy stracili władzę.
Wzmożeniu moralnemu jako paliwie politycznym towarzyszy wspomniany przez Tuska decyzjonizm (w który on akurat sam nie umie) oraz falandyzacja prawa, czyli pacyfikowanie przeciwnych władzy instytucji kruczkami legislacyjnymi w imię woli suwerena. Część prawicy w Polsce głupio się cieszy z rozmontowywania porządku opartego o reguły i zasady, który po porządek był dla Polski korzystniejszy niż taki oparty o czystą siłę. Każdy konserwatysta powinien wspierać silne instytucje bo tzn. porządek oparty o reguły i instytucje jest wartością samą w sobie, coś co wie każde serce inteligenta co romansowało z Unią Wolności. Za opisanie tego - polecam książkę "Dlaczego narody przegrywają" DArren Acemoglu dostał ostatnio nobla. Ale w imię „ostrej walki politycznej” w zasadzie obie strony kibicują rozbijaniu tego porządku jakby bez świadomości, że po takiej katastrofie, to nie my (kimkolwiek jest czytelnik) będziemy mieć lepiej. Lepiej będą mieć bezwzględni cwaniacy dysponujący siłą. Tacy nie czytają blogów.
Dobrym przykładem wartości instytucji jest spór o aborcję w Polsce. W III RP dorobiliśmy się dość konserwatywnej Konstytucji z 1997 roku, na straży której stał i wykładał jej zawiłości Trybunał Konstytucyjny. W przypadku aborcji to właśnie ta instytucja (wtedy jeszcze bardzo niePisowska) wywodząc reguły ochrony życia i godności człowieka, właściwie spowodowała, że dość liberalne przepisy aborcyjne z 1993 r. Musiały zostać zmienione i tak powstały słynne trzy przesłanki przerywania ciąży i tzw. kompromis. Było to dość dobrze prawnie przeprowadzone przez TK, naprawdę ciężko byłoby legalnymi metodami zliberalizować prawo do aborcji w Polsce, bez zmiany Konstytucji. Gdyby Trybunał nie został wysadzony w powietrze i ordynarnie przejęty przez PiS (i co z tego, że PO zaczęło?), mielibyśmy prawnego, dobrze usadowionego w regułach i wyrokach, strażnika zasad konserwatywnych w Polsce i polskim prawie. Ale że nie uszanowano instytucji, to każdy może sobie zmieniać jak mu się podoba, nawet rozporządzeniem Ministra Zdrowia.
Dodatkowo liderzy polityczny stali się zakładnikami swoich najgłośniejszych internetowych fanatyków. Tak to powiedział Jacek Sokołowski: Twitter/X nie jest po to by manipulować ludem, ale by manipulować politykami, żeby im się wydawało, że tak wygląda elektorat. A nie wygląda, bo Facebook czy Tiktok mają 10x tyle użytkowników co Twitter:)
Schlebianie radykałom prowadzi do błędnych decyzji: można powiedzieć, że za powrót Trumpa do władzy odpowiadają organizatorzy protestów BLM, a za dokazywanie Tuska i Bodnara odpowiadają ci co podpisywali się pod wnioskiem zbadanie kwestii aborcji przez TK, a za postulowane przez CDU i AFD masowe deportacje będą odpowiadać Niemcy przyjmujący uchodźców z otwartymi ramionami (na koszt państwa oczywiście). Bo czy w kwestii aborcji, czy uchodźców, czy zadośćuczynienia czarnoskórym, czy wspierania kobiet czy obniżania podatków dla przedsiębiorców zawsze kończy się to znanym już zjawiskiem spychania kosztów na innych. Czy jeśli chodzi o wychowywanie niepełnosprawnych dzieci, czy utrzymywanie bezrobotnych migrantów - jak mamy czynić dobro za swoje to jesteśmy dużo bardziej powściągliwi:)
Po co poglądy wielkiemu kapitałowi?
Po to żeby rozgrywać nas, ludzi od których niewiele zależy.
Liberałowie straszą dzieci Muskiem tak jak prawica straszy Soroszem. Ale ciekawszą postacią jest tu Mark Zuckerberg, który niedawno zrobił kolejny lekki zwrot, tak by zawsze być blisko centrum - centrum nie tyle ideologicznego, tylko centrum politycznego skąd płyną decyzje i zasoby. Bo to nie jest tak, że BigX jest lewicowe albo liberalne. Prawdziwie doskonałe korpo powie tobie właśnie to co sprawi, że wydasz na ich bezużyteczny towar wszystkie pieniądze i jeszcze zagłosujesz za obniżeniem im podatków i regulacji, coby przez przypadek nie musieli się zbyt wysilać. Państwo zamiast być narzędziem obywateli w poskramianiu sił monopolistycznych staje się narzędziem poskramiania wyborców i konsumentów, żeby nie wierzgali podczas strzyżenia. Dlatego żebyśmy się spierali o kwestie ideologiczne, najlepiej nierozstrzygalne i tak by nie prowokować bezeceństw jak np podatki od wielkich korporacji, których nie da się wprowadzić niezależnie kto rządzi w Polsce, USA i EU.
Dlatego wszędzie widzimy zasłonę dymną plemienności: mającą na celu utrudnić porozumienie dolnych 8 z 10 stopni drabinie społecznej i jakiekolwiek próby reformy systemowej z pomyślunkiem. Ma być bombastycznie, od ściany do ściany. Stąd, gdy ktoś mówi po wyniku wyborczym „lud przemówił” to niech zobaczy państwa sąsiednie. W Niemczech i w USA przemówił w umowne prawo, w Polsce i UK w umowne lewo. Za kilka lat będzie na opak, bo problem pauperyzacji oczywiście nie zostanie rozwiązany. Dlaczego? Bo System to nie jest Soros, Gates, Schwab, Rothschild, Trump czy Musk. System w ogóle nie musi być jakiejkolwiek świadomej grupy kierowniczej (choć może!). Mechanika jest taka, że my bojąc się deklasacji próbujemy sami odepchnąć doły społeczne od nas (grodzone osiedla namacalnym przykładem). I to jest zrozumiałe: sam bym wolał aby koło mojego domu nie powstała oczyszczalnia ścieków, bo dom straci wtedy na wartości. Nasza indywidualna chciwość jest motorem tego zniszczenia, na którym najbardziej korzystają ci co mają najwięcej.
Dlaczego to jest groźne? Sprawa Polska
Chcę przestrzec prawicę: miło się słuchało JD Vance’a jak krytykował skądinąd słusznie Europę za hipokryzję i niszczenie wartości zachodu. Ale tam nie ma realnej chęci zmiany Systemu, a jeśli już to na pewno nie w kierunku zgodnego z konserwatywną wizją gospodarki, rodziny czy polityki: raz, bo ekipa Trumpa jest na poziomie osobistym porównywalnie „zdemoralizowana” co dowolna inna kohorta polityków. Dwa, że przykładanie recept z seriali Hollywoodu opowiadających imperialną propagandę jak USA było wspaniałe w latach ’60-tych to jest życie w fikcji i rzeczywistość zaboli. A trzy, że to wszystko jest tylko propagandowy środek do celu: celem jest utrzymanie się przy władzy. Przynajmniej po Trumpie widać, że nie ma takiego fikołka aksjologicznego którego by nie zrobił z godziny na godzinę, żeby dopiąć swego i utrzymać się przy władzy. Podobnie jak po Tusku czy Marconie.
I naszym konserwatystom się wydaje, że tamta ekipa bezwzględnych cwaniaków przywróci naszych do władzy i da im właściwe miejsce w hierarchii, nad tymi okropnymi liberałami na których spadnie kara boska za Tuska. Nawet jeśli Trump i Musk będą wspierać prawicę w Polsce, to tylko po to, żeby mieć siłę polityczną u władzy, która pomoże im wprowadzać zasady zgodne z amerykańskim, na nowo rozumianym, interesem. Trump mówi o America Great Again, a nie Poland Great Again. A z drugiej strony liberałowie też nie ustają w pałowaniu symbolicznym niezbyt postępowego ludu kompletnie wypłukując z treści słowa jak „faszyzm” czy „prawa kobiet”.
Nasi konserwatyści zapominają jak na poziomie wartości jest im daleko do ruchu MAGA. Jedynym spoiwem to chyba chęć pogonienia w Polsce tzw. lewactwa, ale pamiętajmy, że wychodzi na to, że było ono montowane w Polsce za amerykańskie pieniądze z USAID. Ruchowi MAGA jest bliżej do Korwina i Balcerowicza, niż do Reagana, co doskonale widać po tym jak bardzo kocha MAGA prezydenta Argentyny Javiera Milei przy którym Balcerowicz był wrażliwym społecznie patriotą.
Filozofom MAGA marzy się świat gdzie oni (amerykańskie elity) mają lepiej, a reszta to jak wypadnie. Już wiemy po sporze Muska z JD, że ograniczenia imigracji nie będzie, bo firmy i innowacyjność by straciła. A Polska to w ogóle jest dla nich odległą placówką handlową, którą można w tę albo we wte spieniężyć. Nawet na poziomie etycznym, to MAGA uprawia “teologię sukcesu” gdzie nawet formalnie przestaniemy wymagać od oligarchów jakichkolwiek zahamowań (czy katolicy tradycyjni cieszący się z tego jak Musk gromi lewactwo zwrócili uwagę, że ma większość dzieci z invitro/surogacji?).
I najważniejsze: “bezeceństwa genderyzmu” zostają pokonane nie dzięki narodowemu przebudzeniu, a z powodu obniżania się poziomu życia i inflacji. I kiedy nowa administracja nadmiernie demonstruje swój konserwatyzm, jak Marco Rubio których chyba spał na mszy w Środę Popielcową, bo nic nie zrozumiał z czytań, to może mile łechce to nasze ego, ale jeśli obecna ekipa nie obniży kosztów życia i nie poprawi pozycji ekonomicznej swojego prowincjonalnego elektoratu w następnych wyborach będzie zwrot i to nadmiernie egzaltowani konserwatyści będą uważani za przyczynę problemów zwykłego człowieka.
A jak już wspomniałem: ja lubię instytucje i wolałbym trwanie mitycznego porządku konserwatywno-liberalnego, niż plemienną wojnę domową, katakumby w czasach antykonserwatywnej reakcji czy paratradycjonalistyczny zamordyzm oparty na jedynym prawdziwym prawie naturalnym przyrody: “silniejszy ma zawsze rację, a jak nie to w ryj”. A niestety zmierzamy w taką przyszłość, paradoksalnie głównie głosami ludzi którzy autentycznie “chcą dobrze”.
PS Z powodu "śmierci mózgowej salonu24" (parafrazując Marcona) publikuje wpisy wpierw na Szkole Nawigatorow (szkolanawigatorow.pl)
Any writard who writes dynamitard shall find in me a never-resting fightard
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo