Polska chce się zbroić na potęge i do tego potrzebuje zaangażowania młodych mężczyzn z prownicji. Ale czy je dostanie, skoro przez ostatnie dekady była dla nich złą macochą?
"żywi zawsze mają rację przeciw umarłym” Opowiadania T. Borowskiego
Zwyczajowo tym określeniem nazywa się rozwiązania techniczne (np. drony) które mogą mieć zastosowania zarówno cywilne i wojskowe. Dziś, w kontekście wojny na Ukrainie wiemy, że fotoradary, lustrzanki i mikrochipy są to technologie podwójnego przeznaczenia, a w przeszłości nie tylko zabraniano nawet algorytmów szyfrujących, czyli czegoś zupełnie niematerialnego. Przy czym, ciągle nie chcemy pamiętać, że najważniejszym produktem podwójnego przeznaczenia jest człowiek. Wbrew trendowi rugowania przemocy z przestrzeni publicznej, to my „Jesteśmy ludźmi z planety Ziemia i nigdy nie przybywamy w pokoju”.
Demitologizacja przemocy zaczęła się na poważnie od I Wojny Światowej, kiedy okazało się, że karabin Maxim ma w głębokim poważaniu honor żołnierza, jego przeszkolenie i patriotyzm i wszystkich szatkuje tak samo, nawet samurajów (piękna scena z filmu Szogun). Potem była militarna dogrywka, holocaust, bomba atomowa i mass media które obrazem odarły wojnę z resztek etosu rycerskiego: wojna to bród, smród, flaki i śmierć. Wojsko przestało być elementem hierarchiotwórczym na Zachodzie, a już od Wojny Secesyjnej wiemy, że nie wygrywa się męstwem, a zapleczem przemysłowym. Wojna z domeny rycerzy stała się domeną Morlocków.
I przez te wszystkie lata pokoju i prosperity my na Zachodzie zapomnieliśmy, że przemoc zawsze jest opcją, nawet jeśli jako społeczeństwo wykreśliliśmy ją z narzędzi współczesnej polityki. Radykalne ruchy prawicowe i lewicowe (ostatnio np. BLMy) próbowały wprowadzić „dobrą przemoc” do arsenały dopuszczalnych środków, kręcąc na siebie bat, ale tak naprawdę się to nie udało. Ciągle, gdy nam się pokaże kadry w telewizji, to solidaryzujemy się z ofiarą. Przemoc jako mechanizm uzgadniania stanowisk działa się tylko na rubieżach świata i była traktowana trochę jak lokalny folklor biednych i dzikich barbarzyńców. A przecież przemoc jest od zawsze mechanizmem wywracania stolika, gdy nie podobają się nam ustalone reguły. „Ultima ratio regnum” jak głosił napis na renesansowych armatach: jeśli nie jesteśmy w stanie dogadać się pokojowo, to dochodzimy do porozumienia w huku dział i wtedy już nie dzielimy się na tych co mieli rację i tych co byli w błędzie, ale na żywych zwycięzców i tych zabitych których historia jest zapomniana. Przy czym, nie popadajmy tu w darwinistyczno-faszystowski zachwyt nad przemocą: to, że przemoc zawsze jest opcją, nie znaczy, że jest zawsze skutecznym rozwiązaniem.
I kiedy już brak zgody na przemoc utrwalił się w nas, pojawił się Putin, powywracał wszystko do góry nogami i choć na szczęście dla nas ugrzązł na zaporoskich stepach, to rosyjskie zagrożenie ciągle nad nami wisi i zaczyna wymuszać na nas zmiany. Tym oczywiście nie chcemy się poddać, bo status quo od pół wieku było takie, że przemoc nie jest rozwiązaniem. Dlaczego nie chcemy się poddać? Bo niezależnie czy chcemy wystawić trzystutysięczną armię, odtworzyć w Polsce przemysł zbrojeniowy z prawdziwego zdarzenia, ściągnąć do pracy miliony imigrantów w ciągu dekad… to zawsze musimy wejść w konflikt z relatywnie spauperyzowaną i zaniedbaną grupą społeczną jaką są młodzi mężczyźni z klasy robotniczej i niższej klasy średniej (z prowincji). To oni będą służyć w wojsku, to oni będą pracować w fabrykach zbrojeniowych i to oni, z powodu ewidentnego konfliktu interesu o pensję, partnerki i rynek mieszkaniowy, są najbardziej nieprzychylną imigrantom grupą społeczną - praktycznie połowa młodych mężczyzn do 39 roku życia głosuje na Konfederację. Państwo Polskie w sferze materialnej w zasadzie poza emigracją po 2004 nie miało im nic do zaoferowania, bo rozwój był skupiony w metropoliach i choć PiS niby próbował dowartościować prowincję, to metropolie i tak z roku na rok zagarniaja coraz więcej ludności i gospodarki Polski. Młodzi mężczyźni w pierwszych dwóch dekadach niepodległej Polski byli tylko niepotrzebnym garbem bezrobotnych. Potem, wraz z imigracją (w obu kierunkach), stali się bezpośrednim wrogiem modelu rozwoju Polski przez napływ imigrantów podminowujących polepszającą się pozycję na rynku pracy. Dochodzi tu też frustracja związana z przemianami obyczajowymi i tym, że jako nieatrakcyjna męska klasa robotnicza, która została na wypłukanej z kobiet prowincji są w zasadzie skazani na samotność [55% mężczyzn do 24 roku życia uważa że doskwiera im samotność]. Dodatkowo, z powodu przyjętego na poziomie makro modelu rozwoju rynku nieruchomości są też ofiarami a nie beneficjentami gwałtownego wzrostu cen nieruchomości w ciągu ostatnich 5 lat.
Historycznie tacy sfrustrowani młodzi mężczyźni byliby zarzewiem buntu czy rewolucji, ale z jednej strony udało nam się wypchnąć przemoc na margines życia publicznego, a z drugiej strony jest ich po prostu mało. Najważniejszym, bo licznym i zdyscyplinowanym elektoratem są emeryci; następnie kolejnym ważnym segmentem elektoratu są kobiety, potem dochodzi mniej liczny, ale bardzo widoczny elektorat liberalnej wielkomiejskiej klasy średniej. I tu pojawia się same konflikty interesów: młodzi mężczyźni są przede wszystkim płatnikami netto budżetu państwa, podczas gdy emeryci są z definicji beneficjentami netto. Większość programów stymulujących popyt na mieszkania (Mieszkanie+ czy Kredyt 2%) pomaga miejskiej klasie średniej. Imigranci do Polski są głównie sprowadzani na niskopłatne stanowiska i stanowią konkurencję dla młodych mężczyzn z klasy robotniczej, podczas gdy beneficjentami obniżonych kosztów usług jest wielkomiejska klasa średnia i zagraniczny wielki kapitał będący właścicielami większości dużych przedsiębiorstw produkcyjnych.
Ale nowa perspektywa wojny, konieczność rozbudowy armii i przemysłu zbrojeniowego, oraz reindustrializacji związanej z nearshoringiem i zmianami geopolitycznymi na świecie sprawia, że będziemy musieli się do tych niewykształconych mężczyzn z małych ośrodków zwrócić z jakąś sensowną ofertą, bo potrzebujemy ich w armii i w fabrykach, a to już jest pokolenie wychowane w liberalizmie i wie, że “za darmo umarło”. Z drugiej strony budżet państwa nie jest z gumy i z po wydawaniu dziestątek miliardów na przekupienie emeryckiego elektoratu i miliardów twardej waluty na konieczne dozbrojenie armii pojawia się pytanie: kto za to zapłaci? Najlepiej byłoby kosztami obrony państwa obciążyć tych, którzy są bezpośrednim beneficjentem jego trwania: czyli głównie emerytów oraz tych, którzy wzbogacili się na rosnących cenach nieruchomości. Ale coś takiego by wywaliło zupełnie istniejący porządek polityczny i byłoby większą rewolucją niż ta z 1989r: podatki majątkowe, kataster i równanie emerytur w dół to jest w demokracji ruch samobójczy.
Alternatywą jest 300 tysięcy ochotników do armii, których trzeba będzie pewnie po wyborach dosztukować za pomocą przywróconego poboru. Tyle, 77% młodych jest przeciw, a uwzlędniając strukturę płci, to pewnie praktycznie wszyscy młodzi mężczyźni są niechętni “pójściu w kamasze”. Przymus więc może się skończyć jak na Ukrainie, gdzie kilkaset tysięcy młodych poborowych wyjechało, a w armii łatwo spotkać ludzi w wieku przedemerytalnym. Przy obecnym zapotrzebowaniu na ludzi chętnych do pracy na Zachodzie zostaną nasi młodzi chłopcy przyjęci z otwartymi ramionami. A dodatkowo, potrzeba całkiem sporo rąk do pracy w produkcji zbrojeniowej i nie tylko, a to będzie kosztować. Co prawda tu można się jak Orlen w Płocku posiłkować tysiącami tanich robotników z krajów egzotycznych. Tyle, że choć w Polsce jest tradycja regimentów cudzoziemskiego autoramentu, to współcześnie zrobienie takiej polskiej legii cudzoziemskiej może się okazać ponad nasze możliwości finansowe. Zwłaszcza, że inflacja już tak spauperyzowała budżetówkę, że nawet na „ciepłe urzędnicze posadki” brakuje chętnych.
I tu pojawia się główny meta-problem w zasadzie wszystkich państw rozwiniętych: chcielibyśmy utrzymać zarówno wzrost inwestycji jak i społeczne status quo. Dalej chcemy się łudzić, że możemy zbudować gospodarkę w oparciu o rentierów, zakonserwowaną z lat ’90 hierarchię, gdzie pracownik biurowy stoi wyżej niż ten który ma „fach w ręku”. I zachować relacje rynkowe tam, gdzie one konserwują zastały porządek (praktyczny brak opodatkowania majątku w szczególności nieruchomości); fikcję państwa opiekuńczego w kwestii służby zdrowia czy darmowej edukacji; Oraz opierać inne, jak obronność czy demografię, o etos poświęcenia, podczas gdy tym samym ludziom, od których tego poświęcenia wymagamy, w kwestii ich własnego dobrostanu odpowiadamy, że muszą sobie radzić sami. Taka wielostronna schizofrenia nie może prowadzić do skutecznej polityki. Założenie, że można zadekretować poświęcenie nie działa i co ciekawe nie jest to tylko złudzenie prawicy. Nowofeministyczna lewica popełnia ten sam błąd, gdzie w imię historycznego wyrównania, grupy uprzednio uprzywilejowane, jak młodzi mężczyźni (co z resztą historycznie jest przekłamaniem) powinni sami z siebie się więcej poświęcić, a jak to nie pomoże, to państwo powinno ich do tych poświęceń zmusić. Słabość tego rozumowania jest bardzo prosta: to właśnie potencjalnie zmuszani stanowią z oczywistych względów większość aparatu przymusu. A nawet jakby ktoś próbował odtworzyć historyczną hierarchię opartą o przemoc, to z jednej strony oznacza to kolaps liberalnego porządku i przywrócenie “faszystowskich” relacji gdzie prawa przysługują tylko tym aparatowi przemocy (tak funkcjonowała I Rzeczpospolita, a w karykaturalnej formie widać to w filmie ”Starship Troopers”). A z drugiej strony granice dla ludzi bez nieruchomości i bez rodziny są tylko kreskami na mapie.
My mamy w głowie zakodowany mit “narodowego sprężenia”, że w wypadku rosnącego zagrożenia nagle staniemy na wysokości zadania. Znający historię wiedzą, że to nie działało w przeszłości i że nie zadziała teraz, kiedy staliśmy się społeczeństwem hiperkapitalistycznym, ale ciągle pełnym warchołów, którzy mogą potraktować Polskę tak, jak ona przez lata traktowała ich. I żeby nikt mnie nie posądzał o defetyzm: nie jest to problem wyłącznie Polski, ale ma go zarówno Zachód jak i antyzachodnia koalicja Chin i Rosji.
Any writard who writes dynamitard shall find in me a never-resting fightard
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo