Gaz popłynie z Bilskiego Wschodu, Rosja zostanie zdegradowana do roli mocarstwa regionalnego A Polsce grozi wojna gdy Tusk, Braun, Kaczyński, Zanberg i Hołownia wejdą w koalicję.
Zaangażowanie Polski w wojnę na Ukrainie na poważnie, tzn. z oficjalnym kontyngentem wojska ryzykującego życie na froncie nie jest realne przed przyszłorocznymi wyborami. Z najprostszej przyczyny: każdy formalny stan wojenny zawiesza cykl wyborczy. Czyli mamy sytuację, gdzie ramię w ramię protestują: dziewczyny z piorunami przeciwko ograniczeniom aborcji; wyborcy Konfederacji przeciwko wojnie i Ukrainie; Grzegorz Braun przeciwko szczepionkom; PO i s-ka przeciwko zamachowi na demokrację; mężczyźni przeciwko poborowi; kierowcy przeciwko zabieraniu aut; przedsiębiorcy przeciwko Polskiemu Ładowi etc. Plus wszyscy przeciwko drożyźnie.
Takie masowe protesty są poważnym zagrożeniem dla sytuacji wojennej Ukrainy, bo będą utrudniać logistykę w obrębie Rzeszowa, tego najważniejszego mostu powietrznego dla powstrzymywania Rosjan. Czyli z punktu widzenia Amerykanów zainteresowanych klęską Putina wszelkie próby wpychania Polski teraz do wojny są strzelaniem w stopę. Łatwo więc zgadnąć komu służy nakręcanie zarówno histerii wojennej i antywojennej: sprzedawcom książek o Wielkiej Polsce, o nieuniknionym pivocie na Pacyfik czy wojnie z Realu z Cyberem. Wszelkie wizje Bartosiaka, Budzisza czy Zybertowicza, o historycznie szansie na nową unię polsko-ukraińską, która zostanie wiodącą siłą w Europie i będzie inspirować młodzież można skwitować jednym zdaniem „Ale ani Polacy, ani Ukraińcy nie są tym zainteresowani!”. Kto czyta i słucha kanapowych generałów ten sam sobie szkodzi.
Owszem, jeśliby nas Rosja zaatakowała - ale tak na poważnie, z ogłoszeniem krucjaty, tzn. operacji specjalnej przeciwko nazistom w Warszawie (potomkom skazanych w Moskwie na śmierć przywódców „faszystowskiej AK”) - to wtedy będziemy się oczywiście bronić. Ale to też nie wydaje się zbyt prawdopodobne, zwłaszcza, że na razie armia rosyjska ugrzęzła na Dzikich Polach za Dnieprem, a politycznie Putin próbuje jakoś wymusić (!) na Łukaszence (!!) pomoc wojskową dla Rosji. Więc gdzie mu tam do atakowania Rzeczpospolitej.
Rząd zaś, wbrew krążącym wrzutką wrażej propagandy, zachowuje się bardzo ostrożnie, jak widać po incydencie w Przewodowie czy kwestii MiGów dla Ukrainy. Jesteśmy zdecydowanie bardziej Czechosłowacją w 1938 czy Francją w 1939/40 niż grupą rekonstrukcyjną sanacji w tym względzie. Co świadczy o tym, że stajemy się coraz bardziej politycznie dojrzali i generalnie rozumiemy, że w naszej racji stanu jest wspieranie Ukrainy i nieszczędzanie na to pieniędzy, ale niekonieczne zgłaszanie Polski na ochotnika na front. I tu oczywistym jest, że Ukrainie nie może nas „oszukać” na tej pomocy. My im dajemy broń, amunicję i pieniądze by oni strzelali do Rosjan i by osłabiali Rosję. Nie mogą się wypisać z tego równania inaczej niż podpisując kapitulację przed Putinem.
Natomiast po wyborach w 2023 może być różnie, przede wszystkim dlatego, że po pierwsze wojna na wiosnę 2024 straci swoją rację bytu. Jeśli Europa nie ugnie się przed szantażem energetycznym następnej zimy to de facto uniezależni się od dostaw surowców z Rosji, bo w tym roku mieliśmy trochę zapasów, a także sankcje wprowadzaliśmy etapami. Czyli nawet gdyby ostatecznie Ukraina zmuszona była do rozmów pokojowych i odda Rosji Krym, Mariupol i Donbas, to Zachód może nadal jednostronnie utrzymywać sankcje, bo ma zapewnione alternatywne zaopatrzenie w węglowodory. Mówiąc obrazowo: wysadzonego Nord Stream nie odbuduje się w tydzień ani nawet w rok. Zwłaszcza, że bardzo dużo krajów basenu Morza Śródziemnego ostrzy sobie zęby na ten kawałek energetycznego tortu. Egipt, Grecja, Cypr i Izrael (po dogadaniu się z Libanem) zawarły porozumienie w sprawie gazociągu EastMed, który bieganie właśnie do wielkiego europejskiego rynku zbytu odciętego z przyczyn politycznych od Rosji. A z drugiej strony jest Turcja, której bardzo by pasował tani, bo objęty sankcjami, gaz rosyjski do domowej konsumpcji, a sama by sprzedawała gaz z bratniego Azerbejdżanu i innych członków Organizacji Państw Tureckich (Kazachstan, Kirgistan i Uzbekistan) które akurat jakoś tak teraz lewarując się Chinami emancypują się od wpływów Kremla. Czyli jeśli Zachód nie ugnie się do wiosny 2024, to nawet jeśli potem Rosja się podda, to i tak nie będzie miała czego szukać, na nowo podzielonym rynku. „Operacja Specjalna” zakończy się klęską, nawet jeśli tzw. Noworosja będzie podbita przez Kreml. Bo celem tej wojny nie były jakieś Dzikie Pola, ale przeorganizowanie hierarchii międzynarodowej na zachodnich rubieżach Euroazji. I wygląda na to, że ta hierarchia będzie przeorganizowana, ale w zupełnie odwrotnym kierunku niż sobie Kreml życzył.
Więc w 2024 roku może dojść do jakiegoś porozumienia które będzie skutkować wysłaniem polsko-brytyjsko-amerykańskiego kontyngentu pokojowego na Wołyń, by odciążyć Ukrainę od groźny inwazji ze strony Białorusi. W końcu Łukaszenka obiecał, że zaatakuje Ukrainę, jak tylko skończy obierać kartofle po powrocie z Radomia (nie wybiera się). Sam fakt, że Putin rozważa zamach na Baćkę, najwierniejszego z wiernych, świadczy jak fatalne są nastroje na Kremlu.
Przy czym taki kontyngent, możliwy choć mało prawdopodobny, wymaga jeszcze jednego: stabilnej większości w parlamencie po wyborach 2023. A na to się nie zanosi, a wizja mniejszościowego rządu PiSu w nieformalnej koalicji z Konfederacją i PSLem, który posyła nasze wojska gdziekolwiek to nawet nie jest science fiction, to jest czyste fanifik fantasy.
Any writard who writes dynamitard shall find in me a never-resting fightard
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka