Czyli Polak jest z natury liberałem i dlatego zachodnia lewica, która zawłaszczyła sobie termin liberalizm nas nie rozumie.
Czyli Polak jest z natury liberałem i dlatego zachodnia lewica, która zawłaszczyła sobie termin liberalizm nas nie rozumie.
Nie, to nie znaczy, że nie ma ludzi w Polsce o poglądach konserwatywnych. Ja sam nie lubię zmian: lubię piosenki, które znam; wakacje w miejscach, gdzie już byłem; i potrawy, których już próbowałem. W tym sensie jestem protokonserwatystą. Ale konserwatyzm to nurt polityczny oraz ideologia, która jest przede wszystkim oparta na przekonaniu o głębszej wartości instytucji jak takich. Przy czym w Polsce w dłuższym terminie istnieją de facto tylko dwie instytucje: rodzina i kościół. Ta pierwsza, jest z natury rzeczy ekskluzywna, nieformalna, nieco anarchistyczna i bez oparcia z zewnątrz wyradza się w niemoralny familiaryzm, czyli mówiąc oględnie nepotyzm i „grabinie pod siebie”. Zaś Kościół choć jest jedyną instytucją formalną, która w Polsce ma jakąkolwiek ciągłość oraz moc polityczną,to jest “obcy”. Kościół nie jest instytucją „naszą”, krajową, kierującą się przede wszystkim interesem Polski, polską kulturą i logiką. Kościół katolicki, znowu z definicji, jest ultramontański, uniwersalistyczny i inkluzywny, więc tak naprawdę zawszę będzie ciałem częściowo obcym. Zarówno symbolicznie jak i geopolitycznie - Watykan zawsze woli trzymać z politycznie “silniejszymi” tego świata, a o dyskretnej sile dyplomacji watykańskiej Polacy przekonali się wielokrotnie. Czy to wtedy gdy Watykan pochwalał zabory i utratę niepodległości oraz święte przymierze trzech mocarstw “bo pokój w Europie to rzecz nadrzędna”, czy podczas II WŚ gdy dymiące kominów Oświęcimia widać było tylko w pałacu biskupim w Krakowie.
Od rozbiorów, a tak naprawdę od 1370r gdy straciliśmy rodzimą dynastię nasze instytucje polityczne instytucje się głównie zwijały, może może sejmem i sejmikami, które ze swojej natury są anarchizujące. Podobnie niejako z definicji naród w Polsce nie jest instytucją, co najwyżej instytucją jest narodowowyzwoleńcza konspiracja przeciwko państwu zajmującemu terytorium Polski. Stąd, gdy jest to “nasze” państwo, mamy wielki problem z traktowaniem go z szacunkiem i “oddawaniem cezarowi co należy do cezara”.
Dlatego kiedy Jan Paweł II był papieżem, nasz konserwatyzm jeszcze miał rację bytu, bo wtedy Kościół myślał „po naszemu”. Dziś rasowy polski konserwatysta zajmuje się kontestowaniem papieża oraz nieuznawaniem dziewiętnastowiecznej encykliki Rerum Novarum, filaru społecznej nauki Kościoła, bo jest zbyt lewicowa.
Z resztą, gdyby jakiś członek Bractwa św. Piusa, czy innych sedewakantystów był Francuzopolakiem - by rozumieć obie kultury alei nie być traktowanym przez Polaków nabożnie, jak każdy obcokrajowiec z Zachodu - i przyjechał do nas na przeszpiegi, to by się szybko zorientował, że cały nurt polski nurt tradycjonalistyczny, przykładając do niego miary klasycznego przedsoborowego zachodniego konserwatyzmu, jest jakąś anarchistyczną farsą. Nawet była podobna historia, gdy bodajże imam tatarski pobił się z arabskim, bo Arab patrząc na naszych muzułmanów stwierdził, że to są ewidentni odszczepieńcy.
Polska kultura jest z natury swojej liberalna, ale to nie jest taki lewacki liberalizm jak dziś znamy z Zachodu, ani historyczny oświeceniowy liberalizm, do którego odwołują się filozofowie idei, ani nawet balcerowiczowsko-korporacyjny neoliberalizm późnego kapitalizmu. Polski liberalizm ma sarmacki koloryt warchoła, który „na zagrodzie jest równy wojewodzie” oraz „nigdy z królami nie będzie w aliansach”. Z resztą napisana przez liberała, poetę, finansistę i romantyka Słowackiego „Pieśń konfederatów barskich” doskonale oddaje ten nasz kulturowy konserwatyzm. To MY jesteśmy najmądrzejsi a nie jakieś tam tysiącletnie instytucje. Tylko poeta rozumie polską duszę i pięknie nasze rozumienie liberalizmu i konserwatyzmu wyraża Sarmatia dwóch Jacków: Kowalskiego i Kaczmarskiego. Z resztą najlepszym współczesnym polskim socjologiem jest nie kto inny, jak polonista Ziemkiewicz, który na polityce się nie zna zupełnie, ale na Polakach zna się doskonale, w końcu sam jest chłopkiem-roztropkiem ze wsi i fundamentalistą katolickim po rozwodzie.
Drugą nogą naszego liberalizmu jest nasza chłopska tolerancja. Czyli niech tam sobie każdy w domu robi co chce, ale żeby się z tym nie obnosił. Dr Maciej Gdula z zaplecza intelektualnego naszej nowej lewicy, zrobił nawet poważne badania, które pokazują, że nietolerancja i obskurantyzm naszych warstw ludowych to jest wielkomiejski mit. Kwestia stosunku do relacji homoseksualnych czy obcokrajowców, to przede wszystkim „chłopski zdrowy rozsądek”, czyli zasada, że jak ktoś dobrze pracuje, nikomu nie wadzi i nie jest ekstrawertycznym narcyzem („narzuca się”) to niech już tak będzie. W przeciwieństwie do naszej miejskiej korpo-inteligenci, która na każdy temat ma coś do powiedzenia i wszystko jej zawsze źle. Młoda prawica (Klub Jagielloński) ujmuje to bon motem „pobożny antyklerykalizm”.
Z resztą ten nasz protoliberalizm był taki od zawsze. Specjaliści od ideologii i ustrojów zawsze się krzywo patrzą na polską tolerancję, liberalizm i demokrację szlachecką z czasów Konfederacji Warszawskiej, że to nie był prawdziwy nowoczesny liberalizm, tylko po prostu indyferentyzm religijny. Trochę odpowiednik bycia „tutejszym” w epoce kształtowania się postaw narodowych. I mają częściowo rację: o tyle o ile nasz liberalizm czy tolerancja ma inny rodowód niż liberalizm francuski czy amerykański, to tak. Natomiast prymitywnym marksistowskim determinizmem jest założenie, że każdy naród musi przejść przez te same stany świadomości zanim dotrze do współczesności. Prawda jest taka, że idee, podobnie jak technologia i przemysł pozwalają na „leapfrogging”, czyli przeskakiwanie pewnych rozwiązań uznawanych za przestarzałe, kiedy zaczynamy nadganiać. Z jednej strony Polska piastowska była bardzo nowoczesnym państwem narodowym jak na średniowiecze, tak sam jak ówczesna Francja. I my to rozumieliśmy, czego dowodzi fantastyczny materiał przedstawiony przez Włodkowica na soborze w Konstancji. Ale z drugiej strony, na skutek zmian politycznych, nie dane nam było budować absolutyzmu monarchicznego i późniejszego odgórnego liberalizmu. Pomijając krótkie chwile reform Sejmu Wielkiego, my od razu wkroczyliśmy z quasifeudalnego rozproszenia suwerenności (demokracja szlachecka) w nowoczesną myśl narodową (romantyzm) a potem w państwo biurokratyczno-wojskowe (II RP). Estonia się informatyzując nie musiała przechodzić przez etap modemów i BBSów. A Chiny rozbudowując swoją sieć kolejową od razu zaczęły od TGV.
I na tle tego długiego wstępu, widać, że przykładanie naszych miar do zachodniego konserwatyzmu i vice versa świadczy o niezrozumieniu sytuacji. W socjologii jest coś takiego, jak okno Overtona, czyli nasz consensus +/- dwa stopnie radykalizmu poglądów. Zakres debaty akceptowanej przez główny nurt. Wg. Overtona zmiana poglądów zaczyna się od przeniesienia centrum dyskusji w stronę skrajności. Elon Musk przedstawiający się ostatnio jako konserwatysta (haha) umieścił na twitterze komiks ilustrujący ewolucje poglądów w USA w kontekscie okna Overtona.
I o ile rzeczywiście może to dobrze oddawać debatę publiczną w USA, to w Polsce uwierzyć w to może tylko ktoś, kto nie zna świata poza bańką na twitterze. Mamy za sobą 30 lat protestów przeciwko zaostrzeniu jak i za zaostrzeniem prawa antyaborcyjnego. I mimo zmian prawnych (1993, 1997, 2020), zmian politycznych, społecznych, sekularyzacji, etc, nasze Okno Overtona jest dokładnie tam gdzie było, tzn. mniej więcej tyle samo osób jest za i przeciw. Minęło 30 lat odkąd Jarosław Kaczyński (Nocna Zmiana) jest czarnym ludem dla liberałów i to nadal on wyznacza swoją osobą centrum debaty. Na lewo od niego są liberałowie (KO) na prawo libertarianie-narodowcy (Konfederacja). Może jeszcze PSL w swojej chłopskiej chytrości się zawsze obraca tam, gdzie mogą być jakieś frukta, jak typowe centrum. Lustrację zastąpił Smoleńsk, ale generalnie nic się u nas nie przesunęło, tzn. tematy które są uskokami tektonicznymi sceny politycznej pozostają bez zmian. A tematy, które na Zachodzie są istotne, u nas nie są trwałym paliwem sporów politycznych: Przyjmowanie muzułmańskich uchodźców – wszyscy są przeciw; zmiany klimatu – wszyscy mają to gdzieś; LGBT+ to jeden ze stu tematów dyskusji o roli Kościoła w Polsce.
Co to oznacza dla nas? Że dominująca większość debaty publicznej z lewej strony ma charakter wtórny i jest po prostu kopiowaniem narracji z Zachodu. A z drugiej strony tzw. “Konserwatyści” są intelektualnie jałowi i niczym scholastycy po raz 137 interpretują pisma klasyków (Koneczny) i wbrew wszelkim faktom wierzą, że tylko zwrot ku Wschodowi może przynieść Polsce dobrobyt. Młodzi rekonstruktorzy brygad szwoleżerów po 7 żołnierzy kłócący się o to czy lepiej będzie rządzić Polską elita ziemiańska (jak w II RP) czy faszyzm (jak w II RP) a niepotrafiący przepuścić kobiety w drzwiach i żyjących z pensji ojca, typowego “janusza biznesu”. Z ziemiaństwa, Ordo Iuris i Kurskiego, to ja już wolę Obajtka i jego pałacyk+.
Any writard who writes dynamitard shall find in me a never-resting fightard
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo