Kościół Katolicki, który ma być jednością, ma dziś trzech papieży: Papieżem liberałów jest Franciszek I, tradycjonalistów – Benedykt XVI, a polskiej prowincji – Jan Paweł II. Św. Paweł w Liście do Koryntian (1Kor 10-16) pisze „Myślę o tym, co każdy z was mówi: «Ja jestem Pawła, a ja Apollosa; ja jestem Kefasa, a ja Chrystusa» Czyż Chrystus jest podzielony?”. I dalej tłumaczy by się nie doszukiwać różnic na siłę i szukać tego co buduje wspólnotę, a nie tego co ją dzieli.
Po II Soborze Watykańskim bardzo wielu teologów, duchownych i katolickich intelektualistów podejrzanie patrzyło na wszelkie przykłady katolicyzmu ludowego: nie da się ukryć, że święcenie ziół i pokarmów jest pogańskie, Boże Narodzenie wypada w Saturnalia, kult maryjny w Polsce ma pewien rys politeizmu, a święcenie samochodów na św. Krzysztofa to dla wielu herezja. Ale to właśnie ludowy katolicyzm obecny na każdym kroku tworzy przestrzeń symboliczną katolickiego imaginarium. To przydrożne kapliczki, a nie zaśnięcia w Duchu Świętym są symbolami wiary. Ludowość nawiązująca do poszukiwania Boga w codziennym doświadczeniu jest często bardziej autentyczna, niż kolejny doktrynalny spór i dyskusja w jaki sposób prawdziwi katolicy lepiej wypełniają prawo kościelne niż inni.
Jednak dziś tamten świat ludowych obyczajów praktycznie zanikł, wraz z urbanizacją i przemianami społecznymi na wsi, która to wieś była ostoją wszelkiego rodzaju okołokatolickich rytułaów. Ale to nie znaczy, że z migracją do miast katolicyzm większościowy/powszechny/ludowy wygasł – nowi mieszczanie ze wsi Warszawa mają swój własny wariant katolicyzmu ludowego: katolicyzm liberalny. W nim bowiem chętniej przymyka się oko na kolorową obrzędowość wsi, a na dokładkę do karpia i ryby po grecku na wigilię, pisanek i święcenia aut dokłada się teleewangelizację w internecie, wlepkę na zderzak, datki dla Aleppo, czy troskę o “braci najmniejszych” w stylu św. Franciszka.
A tradycjonaliści stoją jak zwykle z boku i niczym bohater baśni Andersena “Coś” są przede wszystkim niezadowoleni i doskonale punktują braki u innych. Dają się przy tym łatwo wpuścić we wszelkiego rodzaju schizmy (FSSPX) czy herezje (radykalny natalizm), a przede wszystkim firmują mocno nieewangeliczną zasadę, że cel uświęca środki (zazdroszczą muzułmanom skuteczności). Choćby ostatnie kazanie abp. Jędraszewskiego, które nie dość że nie trafia w cel: niby jest skierowane do młodych liberalnych kobiet, ale tak naprawdę do słuchaczek Radia Maryja 55+ by mogły się napawać swoją wyższością moralną. To fraza, iż “kobieta nosi pod swoim sercem drugiego człowieka [..] to duchowy geniusz nieskończenie przerastający mężczyznę" jest zarówno sprzeczna z oficjalną doktryną Kościoła co do relacji męsko-damskich oraz z nauką o pozostawaniu w stanie bezżennym. Z resztą dla równowagi upatruje abp. Jędraszewski źródła feminizmu w tym, że “męski świat nie potrafił spojrzeć na kobietę z czcią jej przynależną” (JP2) więc widać, że się stara docierać do wszystkich, niestety z miernym skutkiem - przegapił porę na emeryturę, tylko krakowskich wiernych trochę szkoda.
W warszawskim tyglu wielokrotnie można było zobaczyć to zderzenie frakcji na żywo z okazji procesji Bożego Ciała po ul. Czerniakowskiej: równie głośno jak środowiska lewicowe krzyczały i protestowały środowiska tradycyjne - że to “niezgodne z doktryną i takie ze wsi, żeby sacrum po ulicach pokazywać ”. A liberałowie nie przyszli, bo dla nich to też był “obciach”. W ten sposób relacje między katolikami zamiast zadziwiać świat wzajemną troską i miłością bliźniego przypominają relacje spolaryzowanych polityką plemion patrzących na siebie z wilka. Przecież dziś niektórzy potrafią się pokłócić o politykę przy wigilijnym stole ze swoją równie wierzącą rodziną!
Każdy kto w imię niewłaściwie pojmowanej ortodoksji chce wymusić na ludowoliberalnych katolikach jednoznaczne deklaracje po stronie tradycjonalistów jest przed wszystkim okropnym egoistą, szkodnikiem, i występuje przeciwko II przykazaniu - walczy nie sobą dla Boga, ale bogiem dla siebie. Radykalny zwrot Kościoła w katolicki purytanizm, będzie okupiony utratą tych wszystkich pokus, które przynoszą ze sobą centrowi katolicy kulturowi… a Kościół stanie się zakładnikiem grupki fanatyków dyskutujących po łacinie o tym, w którym momencie odpowiedniego gestu kapłana podczas Mszy należy uklęknąć i który z nich lepiej zna tajemne formułki. Będzie tajnym stowarzyszeniem ezoteryki i gnozy, a to już o krok od pop-satanizmu. Głównym problemem takiego radykalnego zwrotu będzie odcięcie “letnich” ludzi z centrum, czyli marginesu ortodoksji od Prawdy – ok, można uznać, że sami się od niej odcinają - ale co z mnóstwem dzieci z rodzin spoza ortodoksyjnego uniwersum? One będą zmuszone dorastać w świecie gdzie można “po prostu” trafiać na katolickie symbole w życiu codziennym. Przecież bardzo wielu katolików w Polsce jest katolikami nie dlatego, że nawrócili się w drodze do Damaszku, ale dlatego że malowali z rodzicami pisanki, w szkole odgrywali rolę pastuszków w jasełkach, a Babcia uczyła o co chodzi z tymi koralikami-różańcem.
Schodząc do katakumb na własne życzenie skazujemy wszystkich tych którzy nie mieli szczęścia urodzić się w żarliwie wierzących rodzinach na życie w pełnym pogaństwie. Jest to czysty faryzejski egoizm, a przecież mieliśmy iść na cały świat i nieść Dobrą Nowinę.
Any writard who writes dynamitard shall find in me a never-resting fightard
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo