Sprawa z emeryturą na pozór błaha, jednak jakby się nad tym zastanowić to wcale nie tak oczywista. Mówią, że spokojną emeryturę to każdy by chciał mieć. To znaczy, ja też bym w sumie chciał, ale się nie łudzę. Z ZUSu to raczej czekają mnie ciemności, płacz i zgrzytanie zębów. Natomiast z Jarosławem Kaczyńskim to już w ogóle nie wiadomo - już by dawno mógł na tej emeryturze być, ale z drugiej strony już w 1993 roku w wywiadzie mówił, że chce być „emerytowanym zbawcą narodu”.
Wiele osób się nad tym nie zastanawia, tylko powie Naczelnik Państwa podjął dobrą decyzję i seria zwycięstw od 2015 roku tylko to potwierdza. Natomiast myślę, że kiedyś (tzn. 2015-2019) to było dla pana Kaczyńskiego lepiej. Wszyscy go słuchali, sprawował władzę bez żadnej odpowiedzialności, nie musiał przejmować się koalicjantami, a opozycja to dopiero! (to były czasy KODu alimenciarza Kijowskiego i Ryszarda Petru - za kim jak za kim, ale za Ryśkiem to tęsknię, posługiwał się polskim jeszcze gorzej niż ja, więc jakoś tak zawsze lepiej).
Naczelnik miał pełnię władzy i rządził państwem z tylnego krzesła. Można by rzec: życie w Madrycie, a przynajmniej że Warszawa doczekała się w końcu chociaż Budapesztu, przynajmniej jeśli chodzi o styl sprawowania władzy i peryferyjny status. Co by nie mówić, tych porównań do miast zebrało się wiele, w jednym z PiSem trzeba się zgodzić: elegancko to już było, Wersalu już w Polsce nie będzie.
Jednak obecnie chyba ani nie będzie elegancji Francji (chociaż dzięki PiS pamiętamy, kto ich uczył widelcem jeść), ani rychłej emerytury. Plan sukcesji z premierem Morawieckim na Kongresie w listopadzie sie komplikuje (pisowskie doły nie chcą bankstera i wolą Szydło i Ziobrę), sam Ziobro ciągle wierzga i co Naczelnik naprawi to on zepsuje, a nawet krnąbrny Gowin wrócił do rządu (nota bene: jakoś pohukiwania wielu o wielkiej sile Naczelnika i tym że Gowin zostanie zniszczony za zablokowanie wyborów majowych nie sprawdziły się) i usunął dogadaną już z PiSem Emilewicz.
Na domiar złego główne paliwo PiS czyli dobra koniunktura w Polsce się kończy, inflacja coraz wyższa, dług rekordowy, a druga fala koronawirusa wbrew Naczelnikowi nadciąga i robi się poważnie, mimo że Naczelnik ewidentnie lekceważy pandemie (bo jak rozumieć te ostentacyjne chodzenie bez maseczki, słynną wizytę na cmentarzu gdy człowiek nie mógł nawet wyjść do lasu itd?)
No i dochodzę do sedna. Myślę, że Kaczyński zazdrości Tuskowi emerytury. Co prawda wizja była - że chce być emerytowanym zbawcą narodu, ale coś się sypie. Myślę, że Kaczyński zbiera owoce długoletniego wycinania jakichkolwiek sensownych ludzi wokół siebie i otaczania się miernymi, ale wiernymi. Ma to pewne zalety, ale jak przychodzi co do czego i pandemia albo kryzys mówi sprawdzam, to wszyscy mierni nic sami nie zrobią (chyba że ze strachu pod siebie albo jak Sasin wybory w maju za 70 mln zł) i czekają na decyzje i wytyczne Naczelnika. A tak (czyli ręcznie, poza regułami tylko w oparciu o jednoosobowe, ustne decyzje i wytyczne) się rządzić państwem w XXI wieku nie da. Słowem, Kaczyński musi się męczyć z debilami i chyba jego pozycja słabnie. No bo ile można?
Dodatkowo świat bardzo przyspieszył i Naczelnik ewidentnie nie jest w stanie pilnować wszystkich frontów: klimatycznego, demograficznego, obyczajowego, technologicznego czy transformacji energetycznej, nie mówiąc już o bieżącym zarządzaniu państwem i pilnowaniu, żeby się mu jego trzódka za bardzo nie rozłaziła. Z pustego do miski to nawet bycie antyLGBT nie naleje, a co dopiero wojowaniem wetem na poziomie UE?
Wychodzi na to, że trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść niepokonanym, albo cię inni z niej wywiozą na taczce (zresztą rolnicy już obornik pod siedzibą niektórych posłów PiS wyrzucają, więc coś jest na rzeczy). A Tusk jak to Tusk, sprytnie (wilcze oczy i rudo-lisi fryz ) i przezornie (jak to Kaszub) wiedział że już jego ekipa to uwiąd intelektualny i same tłuste leniwe koty (często z brudnymi pazurami), więc ten cyrk daleko nie pociągnie (zresztą chłopina odszedł w 2014 roku a PO nic się nie ogarnęło, więc wiedział co robi). Wybrał więc możliwość biegania po parkach europejskich stolic (o czym jest połowa jego książki) i picia dobrego wina wieczorem. A Sopot też ładny, zwłaszcza jesienią po sezonie. Ja mu się nie dziwie, że nie chce już do polityki wracać, bo w sumie i po co?
Any writard who writes dynamitard shall find in me a never-resting fightard
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka