Kto z urodzonych po ’89 trzydziestolatków wie jak działa cep? Kto z urodzonych w momencie wejścia Polski do Unii w 2004r wie jak działa cep? Pewnie niewiele osób, a oni już mają dwadzieścia kilka lat. A przecież są trudniejsze do rozszyfrowania zwroty jak „spalić na panewce” albo „przyganiała motyka gracy a oba jednacy”. Te związki frazeologiczne utrwaliły się kiedy dla większości były to oczywiste oczywistości, a dziś mogą być całkiem interesującymi zagadkami językowymi.
Podobnie stało się z językiem Kościoła – i to nie dlatego że lewica intencjonalnie przejmuje i przekształca pojęcia jak np. małżeństwo homoseksualne gdzie sama etymologia słowa mówi o związku kobiety (po czesku žena to po prostu kobieta) i mężczyzny – ale dlatego, że dziś baranki widujemy w kreskówkach, cała symbolika winnic, krzewów oliwnych i zboża w czasach gdy rolnictwem para się na Zachodzie jakiś nikły procent populacji jest po prostu obca. Nie mówiąc już, że w bagiennym kraju ciężkich zim całe śródziemnomorskie chodzienie daleko po wodę i lęk przed ogniem jest trochę nam obcy kulturowo. Studnia na wsi przed 50 laty nie była żadnym rarytasem i dla nas ogień który chroni nas przed zamarznięciem jest czymś dzikim, nieokrzesanym i niebezpiecznym – ale nam niezbędnym. Stąd pewnie w „Wiedźminie” Sapkowskiego mamy kapłanów Wiecznego Ognia oraz wizję końca świata z przepowiednia Ithlinne która brzmi tak: Zaprawdę, powiadam wam, oto nadchodzi wiek miecza i topora, wiek wilczej zamieci. Nadchodzi Czas Białego Zimna[..]. I to brzmi dla każdego polskiego rolnika groźniej niż ogień, ciemność i zgrzytanie zębów.
Święte teksty stały się zakładnikami języka i czasu w którym zostały spisane, bo przecież prorocy i ewangeliści żyli wśród ludzi sobie współczesnych i takowi byli pierwszymi odbiorcami treści – które nawet będąc ponadczasowymi i natchnionymi to bez właściwego tłumaczenia stają się dziwaczne i niezrozumiałe. Stąd z resztą brał się sceptycyzm Kościoła do umasowienia dostępu do biblii.
Warto tu jeszcze nadmienić dwie bardzo dobre książki Stanisława Lema: „Golem XIV” gdzie sztuczna inteligencja o boskich atrybutach tłumaczy się przed nami-maluczkimi jak trudno nam przekazać właściwe prawdy o świecie, bo jest nam na tym poziomie językowo-intelektualnym je bardzo trudno pojąc. A druga to „Głos Pana” czyli odwrotność tamtej sytuacji, gdzie z nieograniczonego szumu informacyjnego jaki generuje wszechświat grupa naukowców odseparowała sygnał, który przez jakiś czas wydawał się „objawiony” a potem zmienił się z powrotem w szum.
Puenta? Żeby niezbędne jest objaśnienie języka którym Kościół się posługuje. Bo zrozumienie jest jednym według naszego katechizmu ważniejsze dla wiary niż odczucie (hierarchia: wiara – rozum – uczucia). A we współczesnym świecie, który jest bardzo trudny dla autorytetów bycie świadomym katolikiem jest jeszcze ważniejsze dla trwania Kościoła.
Słowo na niedzielę: posłuszeństwo
Ostatniej niedzieli (XXVI rok A) były następujące czytania poruszające kwestie posłuszeństwa wobec Boga: Ez 18, 25-28; Flp 2, 1-11; Mt 21, 28-32. One dają bardzo ciekawy obraz tego jak istotne jest zarówno w Starym i Nowym Testamencie posłuszeństwo woli Boga.
Posłuszeństwo nie jest cnotą „pierwszego sortu” – teologalną ani kardynalną ale dosyć często pojawia się w nauczaniu Kościoła jako „cnota obyczajowa nadprzyrodzona”. Z resztą samo słowo cnota dziś jest przed wszystkim archaicznym określeniem na wstrzemięźliwość seksualną.
Tyle że dla nas dziś posłuszeństwo funkcjonuje w przestrzeni znaczeń jako łagodniejsza odmiana ślepego posłuszeństwa które już bezpośrednio związane jest z obozami zagłady, przemocą i okropieństwami totalitaryzmów. Oczywiście właściwa definicja teologiczna jest inna, ale cóż z tego jak dziś posłuszni to przede wszystkim bierni-mierni-ale wierni (BMW) funkcjonariusze wszelkich koterii i partii politycznych. Stąd tylko krok do analogii, że posłuszeństwo woli bożej to ten sam ślepy fanatyzm, który każe się wysadzać bojownikom islamskim w autobusach szkolnych i jarmarkach bożonarodzeniowych.
Z resztą Kościół ma inny problem z posłuszeństwem – a w zasadzie z jego brakiem kiedy jest potrzebne (gdy papież Franciszek wzywa do ubóstwa, albo trzeba zbyt rozochoconego popularnością medialną księdza nieco przywrócić do kanonu katechizmu) i iście mafijnym jego realizowaniem gdy chodzi o krycie występków obyczajowych hierarchii.
Tak jak apart przymusu państwa polskiego jest silny wobec słabych i słaby wobec silnych tak samo kwestia posłuszeństwa w Kościele jest traktowana mocno instrumentalnie: tradycjonaliści potrafią godzinami rozprawiać jak to kobiety są nieposłuszne a z drugiej strony sympatyzują z Bractwem św Piusa X (schizmatycy!) czy różnych mocno kontrowersyjnych kapłanów których Kościół stara się trzymać z dala od mediów by nie dokładać sobie kłopotów wizerunkowych. Posłuszni to nam a nie my.
Co z resztą nie dziwi, bo my wszyscy mamy we krwi ten kod kulturowy Zagłoby – Polaka Warchoła, co „nigdy z królami nie będzie w aliansach” – z resztą to kolejny przykład dosyć schizofrenicznego podejścia tradycjonalistów do konserwatyzmu, wszak „Pieśń Konfederatów Barskich” napisał mocno antyklerykalny Juliusz Słowacki jako portret ale i trochę przytyk do tradycyjnego patriotyzmu.
Any writard who writes dynamitard shall find in me a never-resting fightard
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo