W oryginale pytanie brzmiało: Dlaczego nieprawdopodobnie pełną samozadowolenia perspektywę dla demokracji, zastąpił równie niewiarygodny pesymizm? ale wydawało się to za długie na tytuł.
Ale jak to? Z tą demokracją to nigdy nie wiadomo. Demokracja w znanej nam formie to stosunkowo nowy wynalazek. Pojawiła się dopiero na początku XIX wieku, w obu Amerykach i krótko w Europie, a następnie dopiero w drugiej połowie XX wieku, demokracja przedstawicielska w tym sensie, w jakim obecnie ją znamy, zaczęła ponownie wyłaniać się z powojennych gruzów i rozprzestrzeniła się na cały świat.
Zatem forma demokracja w jakiej przyszło nam żyć i jaką znamy jest czymś stosunkowo nowym, a nie czymś co istnieje od tysiącleci. W tym stosunkowo krótkim okresie walczyli o nią chociażby liberałowie i republikanie, odrzucali ją - w jej "burżuazyjnej" formie - komuniści, a różni dyktatorzy nie mogli się zdecydować czy to co robią z demokracją ją zastępuje czy też ją doskonali (jak Napoleon III i jego plebiscyty, stąd do dziś liberalna lewica nie lubi referendów).
Po drugiej wojnie światowej demokracja parlamentarna na Zachodzie zyskała świeżość i znów stała się kusząca dla umęczonych wojenną traumą społeczeństw Europy. Kiedy zimna wojna się skończyła, upadek Związku Radzieckiego zdawał się wskazywać, że demokracja parlamentarna to jedyna dostępna gra polityczna na mieście. Na początku tego stulecia większość politologów (np. Fukuyama), zwłaszcza, ale nie tylko, w USA uwierzyła, że liberalna demokracja jest nową normalnością do której cały świat powinien dążyć. Zaś jedyną naszą rolą jest właściwie wygodne obserwowanie końca historii. Jednak ostatnie zmiany polityczne w różnych częściach świata, a zwłaszcza dla wielu - wybory prezydenckie w USA w 2016 roku – w jednej chwili zmieniły nieprawdopodobnie kolorową i pełną samozadowolenia perspektywę, zastępując ją równie niewiarygodnym pesymizmem co do stanu demokracji i jej przyszłości.
Czyli skoro jest tak dobrze, to czemu jest tak źle? - zapyta wielu.
W filmie ‚Wielkie Piękno’ który może być obrazem specyficznej dekadencji Zachodu naszych czasów, pod koniec możemy zobaczyć scenę, w której święta zakonnica, zapytana przez głównego bohatera, czemu właściwie żywi się tylko korzeniami roślin (w sumie to dziwne), spokojnie odpowiada, że to korzenie dają jej siłę i dlatego nie możemy o nich zapominać (była to głębsza aluzja to tego, że Europa odcina się od swoich korzeni, tak samo jak główny bohater od swojego pochodzenia, stąd u niego takie zagubienie i dziwne życie, ale mniejsza o to, taki spoiler). Zatem, aby spróbować zrozumieć, dlaczego współczesna demokracja nie tyle jest złym ustrojem, ale dlaczego stała się tak dziwna, warto na chwilę wrócić do symbolicznych korzeni demokracji - do starożytnej Grecji.
No właśnie – starożytni Grecy i demokracja. Ze szkoły wiemy, że to oni właśnie ten ustrój wymyślili. Być może. (Ja ich nie szanuje, bo mieli dość specyficzny stosunek do wszystkiego, co nie było białym, starszym mężczyznom). Jednak mieli do niej głęboko ambiwalentny stosunek, uznając ją za tylko jeden z etapów cyklu politycznego. Platon był mniej wyrozumiały, nazywał wprost demokracje jako jeden z ustrojów zwyrodniałych.
Starożytni Grecy byli sceptyczni wobec demokracji, a Arystoteles czy wspomniany Platon krytykowali ją, ponieważ była dla nich przykładem ustroju zwyrodniałego. Zarzuty jej stawiane były ciężkie: Demokracja to rządy biednych (demokracja daje władzę biednym bo biednych jest więcej niż bogatych, a rządzi większość), młodych (w tamtych czasach najliczniejszą grupą byli młodzi mężczyźni. Grecy obawiali się zatem, że będą rządzeni przez 20 latków - może już wtedy młodzi byli za Korwinem?), ignorantów (demokracja daje władzę niedouczonym ignorantom, ponieważ dostęp do wiedzy i edukacji był ograniczony i dany jedynie nielicznej mniejszości). Zwłaszcza Arystoteles podpowiadał nam jednak, że Politea, czyli w uproszczeniu ustrój, w którym równoważne są siły i wpływy, bogatych, biednych, elity i klasy średniej jest ustrojem właściwym.
Platon, jeden z najbardziej znanych krytyków demokracji, obawiał się tej trzeciej rzeczy. Platon niczym zatroskany ojciec, mówił, że demokratyczna polityka uprawiana jest przez młodych mężczyzn. A zdaniem Platona, wiemy jacy są młodzi - próżni, zmienni, w gorącej wodzie kąpani i skłonni do agresji, ulegający presji grupy, często pijani, pełni słomianego zapału oraz lekkomyślni (ewidentnie znał życie).
Więc jeśli chcesz takich polityków, wybierz demokrację! Jeśli nie - zastanów się Greku, czy to na pewno najlepszy ustrój? Demokracja więc nie podobała się Grekom. Dla Greków najwyższą formą wolności była wolność polityczna, a zajęciem dla bogatego i dobrze wykształconego nie była praca, ale zajmowanie się sprawami publicznymi. Polityka była zajęciem dla elit. Ekonomia rozumiana wtedy jako zazwyczaj gospodarowanie domem i troską o sprawy prywatne, była zajęciem drugorzędnym, niegodnym większej uwagi.
Jednak zastanawiając się przez chwilę nad platońską krytyką demokracji, można dojść do wniosku, że pomimo tego, że społeczeństwa na przestrzeni wieków były wciąż biedne, słabo wykształcone i młode (oraz żyły krótko), to jednak, wbrew obawom Platona, to starsi i zamożni ludzie wygrywali wybory. Okazuje się bowiem, że bardzo trudno wygrać wybory, jeśli jesteś biedny. Potrzebujesz pieniędzy na kampanię. Podobnie rzecz ma się z wykształceniem oraz wiekiem polityków.
A co z alternatywami?
Kondycja demokracji to poważna sprawa. Pogłoski o jej śmierci są zdecydowanie przedwczesne. Niezależnie od tego, dla wielu obrońców demokracji jedynym pocieszeniem staje się wciąż gorzka i lapidarna diagnoza Churchilla o innych ustrojach niż demokracja (“Stwierdzono, że demokracja jest najgorszą formą rządu, jeśli nie liczyć wszystkich innych form, których próbowano od czasu do czasu”).
Jednak może warto zadać sobie pytanie: Jeśli wszystko, co utrzymuje demokracje, to poczucie, że alternatywy są gorsze, to co się dzieje, gdy ludzie przestają w to wierzyć? Zwłaszcza dzisiaj kiedy państwa demokratyczne zdają się pozostawać w tyle za (pół)autorytarnymi uprzemysłowionymi krajami Dalekiego Wschodu (Chiny, Wietnam, Tajwan, Korea) jeśli chodzi o radzenie sobie w kryzysowej sytuacji. Zatem, może za chwilę okazać się, że nasza wiara w nierozerwalną zależność między demokracją a kapitalizmem jest równie krucha, jak wiara, że demokracja jest lepsza od jej alternatyw.
Any writard who writes dynamitard shall find in me a never-resting fightard
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka