Mamy paradoks - zmiany demograficzne przesunęły głos suwerena w stronę starszych, bardziej doświadczonych i nieufnych. Zmiany technologiczne, w których przoduje mniej liczne młode pokolenie z jednej strony kompromitują wśród niego klasę polityczną jako nieskuteczną i pełną hipokryzji, z drugiej umożliwiają dominującym ilościowo elektoratowi 40+ podsycać ich własne niechęci do polityków i establishmentu (“oszuści i złodzieje”). Wraz z zanikiem mocy centralnego przekazu medialnego społeczeństwo staje się bardziej niesterowne ale zarazem podatne na histerię.
Więc “zawodowi macherzy od losu” mogą w nim wzbudzać skrajne trendy ale tylko na bardzo krótko. To, plus mobilizacja elektoratu emerytów sprawia że mimo miotania się suwerena od ściany do ściany pozostajemy z imposybiliźmie który wszystkim zaczyna już wychodzić bokiem. Stąd coraz większe parcie oddolne na wszelkie formy demokracji bezpośredniej (bo liderzy się co rusz kompromitują) j i coraz bardziej beznadziejny i autokratyczny opór elit politycznych. Macron, Le Pen i Żółte Kamizelki we Francji to modelowy przykład.
Niektórzy straszą nas nowym totalitaryzmem, ale prędzej zmierza to w kierunku “anarchistycznej dyktatury bezsilnych ciemniaków” parafrazując Stefana Kisielewskiego jeśli wierzyć pesymistom.
Jak kończy się demokracja?
Zacznijmy jednak od początku demokracji, czyli od Platona. Platon nie poważał demokracji, obawiał się jej. W jedym się mylił - lęk przed demokratycznymi rządami pijanych, leniwych młodych ludzi okazała się złudna. Politycy byli i są relatywnie dobrze wykształceni (populistyczni politycy są również dobrze wykształceni - Marine Le Pen jest dobrze wykształconą prawniczką, Trump skończył najlepszą uczelnię biznesową w USA, Viktor Orban Oxford, a nasz rodzimy Jarosław Kaczyński jest doktorem prawa) i starsi niż społeczeństwo którym rządzą.
Średni wiek polityków jest wyższy niż średni wiek społeczeństwa. Przykładowo w UK średni wiek parlamentarzystów w Izbie Gmin to 50 lat i jest to stała wartość - podobnie było tak 20, 30 oraz 50 lat temu. Podobnie jest w Polsce, choć tu trudniej o miarodajne porównanie w tak długim okresie.W Senacie USA średnia wieku to około 60 lat i 150 lat temu też wynosił on 60 lat!
Prof. David Runcmian z książce ‘How democracy ends’ twierdzi, że główną osią konfliktów w demokracji na przestrzeni wieków było napięcie pomiędzy społeczeństwem, a elitami politycznymi. Kryzysy, rosnące nierówności, czy brak dialogu społecznego tylko zmieniały dynamikę starcia. W latach 30tych XX wieku przepaść pomiędzy tymi dwiema grupami była równie duża i symboliczna co w starożytnej Grecji. Społeczeństwo nie czuło się reprezentowane przez władzę, która wydawała się im oderwana od rzeczywistych problemów. Natomiast politycy nurtów autorytarnych (lewicowych i prawicowych) podawali łatwe rozwiązania i wyjaśnienia dla trudnych problemów. Zwykle zdaniem prof. Runcmiana taki właśnie triumf populizmu oznaczał kres rządów demokratycznych.
W tym miejscu można łatwo ulec intelektualnej pokusie pójścia na skróty i postawienia znaku równości pomiędzy obecną sytuacją w Europie a tamtymi czasami. Uważam, że takie porównanie jest nieuprawnione i nieuzasadnione. Kluczową zmianą która nastąpiła po nastaniu demokracji liberalnych w połowie XXw była właśnie zmiana relacji na linii społeczeństwo – klasa polityczna.
Dobra zmiana
Myślę, że obecnie obserwujemy zupełnie inny rodzaj fermentu społecznego. Tym razem zmiany nie mają charakteru odgórnego - nie dotyczą klasy politycznej i ‘ludzi w parlamentach’. Nie miejmy złudzeń, klasa polityczna zasadniczo nie zmieniła się na przestrzeni lat - zasiadają tam starsi, dobrze wykształceni, zamożni ludzie (chciałoby się za lewicą dodać “biali heteroseksualni starsi mężczyźni”).
Zmiana polega na tym, że gdy politycy nie zmienili się przez lata, to my: wyborcy, społeczeństwo - zmieniliśmy swój profil radykalnie. Jesteśmy (statystycznie, na “Zachodzie”) starsi, dłużej żyjący, bogatsi a także o wiele lepiej wykształceni. I z dostępem do informacji (przemilczmy jakość) na taką skalę której nie było nigdy w historii. Oczywiście jak każda obserwacja statystyczna tu też łatwo znikają wszelkie subtelności, ale wg mnie to bardzo ważna zmiana i praprzyczyna większości dolegliwość dla dotychczasowego ustroju demokratycznego. Nawet jeśli pominiemy gospodarczy aspekt przesunięcia demograficznego (“brak rąk do pracy na emerytury”) to sam społeczny aspekt takowego jest rewolucyjny.
Żyjemy dzięki zmianom technologicznym w świecie gdzie telekonferencja z znajomymi na antypodach jest za darmo. Gdzie w ciągu 10 minut można się dowiedzieć o pierwszych przypadkach koronawirusa sprzed prawie pół roku - alarmistyczne artykuły dwa miesiące wcześniej niż ktokolwiek na Zachodzie zareagował. Gdzie wszelka obyczajowa wpadka jest nie do ukrycia (Ryszard Petru) i za chwilę wygenerowanie jakiejkolwiek fałszywej treści audiowizualnej nieodróżnialnej od prawdziwej będzie praktycznie natychmiastowe i za darmo.
I w tym świecie politycy zastanawiają się jak wydrukować i dostarczyć papierowe karty do głosowania i czy miesiąc czasu to wystarczy, a może potrzeba roku by się ogarnąć? Że wszystko o polityków zaskakuje jak zima drogowców? Że wydają jedne rozporządzenia po to tylko by ostentacyjnie je ignorować, nie wiedząc że dziś “majestat władzy” zastąpiła “memiczność” i ten pierwszy jest tak samo nieznanym pojęciem jak np woltyżerka? Że jak się w jednej telewizji zachęca ludzi do powstania, w drugiej do biernego oporu, a samemu jedzie się zakupy czy urlop to na pewno to co ludzie zapamiętają to zestawienie tych trzech obrazków w najbardziej złośliwy sposób, jak to internet zawsze robi?
Co to znaczy? Król jest nagi. Tak samo wszystkie wybrane w wyborach powszechnych królewięta.
Oczywiście, nie ma w tym nic złego, że żyjemy w bogatszej, lepiej wykształconej Polsce, a średnia długość życia wydłuża się. Jest to generalnie bardzo dobra informacja dla nas, ale obawiam się, że może nie mieć najlepszych skutków dla tradycyjnie pojmowanej demokracji. Stąd zacząć można do tego by bardzo ostrożnie snuć paralele z sytuacją międzywojennej Europy, bo dziś jesteśmy zupełnie innym społeczeństwem i innym świecie.
Praktyczną dolegliwością która trapi obecnie demokrację jest coraz gorsza ocena przydatności mechanizmów demokracji pośredniej. Mianowicie, klasyczny argument za demokracją pośrednią już nie zachwyca (parafrazując Gombrowicza). Nikt już nie uwierzy, że wybrani przez nas w demokratyczny sposób przedstawiciele będą lepiej dbać w naszym imieniu o wspólne dobro niż my sami o to zadbamy.
Coraz rzadziej wierzymy, że nasi wybrańcy są lepsi od średniej. Że wyróżnia ich mądrość, kompetencje, czy mityczne wręcz obycie na zachodnich salonach i znajomość języka angielskiego. Między innymi dlatego, że coraz większa grupa wyborców jest taka jak wyśnione elity demokratyczne a nawet i lepsza. (wykształcenie, zainteresowanie polityką itd). Coraz więcej osób pyta: dlaczego więc to oni mają podejmować decyzje za nas? Nielimitowany dostęp do informacji i danych pozwala coraz częściej gorzko zauważyć, że Król jest nagi. To napięcie podsycają dodatkowo środki komunikacji i nowe technologie, które pozwalają nam bardzo szybko zweryfikować słowa polityków ich decyzje czy jakość rządzenia, co sprawia, że politycy wydają się jeszcze bardziej sfałszowani i wymyśleni – nierealni i oderwani od rzeczywistości i ordynarnie niekompetentni.
Dodatkowo zmiany demograficzne i szybko starzejące się społeczeństwa w Europie powodują, że demokracja w Europie nie jest ustrojem dla ludzi młodych, lecz dla ludzi starych i to jest historycznie duża zmiana. Wpływa to nie tylko na percepcję polityki i polityków ale na decyzje gospodarcze gdzie konflikty międzypokoleniowe zastępują konflikty klasowe. Co już widać w krajach jak Niemcy gdzie Zieloni wypierają socjaldemokratów z ich lewicowej niszy.
Ostatnią słabością jest anachronizm elit politycznych - jak generałowie przygotowują się do poprzedniej wojny. Widać to w Wielkiej Brytanii, gdzie część elit zwłaszcza z Partii Konserwatywnej wciąż wierzy w imperialną pozycję Wielkiej Brytanii i w dawno miniony już ład międzynarodowy. W Polsce natomiast dwie główne partie snują narracje albo zasadniczo o końcu historii po tym jak Polska przystąpiła do UE i NATO albo z drugiej strony narracje o resentymencie do Okrągłego Stołu i przemian w Polsce po 1989 roku. Jak to dobrze ujął chiński miliarder Jack Ma podczas Forum Ekonomicznego w Davos, ‘obecnie nie ma ekspertów jutra, są eksperci znający się na przeszłości’.
Pomimo tego, jestem optymistą co do stanu demokracji. Myślę, że żyjemy w wyjątkowych czasach, w których historycznie największa grupa wyborców neguje zasady demokracji pośredniej i jest gotowa do bezpośredniej partycypacji w życiu społecznym i publicznym. Równocześnie korzystając na co dzień z najnowszych technologii czujemy, że demokratyczne państwa są dziwne, ponieważ środowisko w jakim działa ustrój demokratyczny zmieniło się i działa sprawniej, bardziej transparentnie, jednak ona sama zatrzymała się w miejscu.
Any writard who writes dynamitard shall find in me a never-resting fightard
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka