I wojna światowa była tak wielka i straszna, że nikt, zdrowy psychicznie, a tym bardziej żaden z narodów europejskich nie byłby w stanie pomyśleć o rozwiązywaniu jakichkolwiek konfliktów poprzez siłę.
Takiemu myśleniu, odpowiadał kierunek rozwoju lotnictwa wojskowego. A dokładniej twierdzono iż rozwijanie radykalnych nowych konstrukcji lotniczych nie ma sensu. Z identycznych powodów, jakie wymieniłem wcześniej, no i w sumie…bo po co? Dlaczego niby państwa miałby wydawać bajońskie sumy na rzeczy nie sprawdzone, radykalne, nowe, na nieekonomiczne, czy też nierobiące pieniędzy- bo przecież wojskowe, czyli na chwile. No a przecież o wojnie nikt nie myślał…
Skutek był taki, że myślistwo wojskowe lat dwudziestych i trzydziestych niewiele odbiegało (no, może za paroma wyjątkami) od tego z wielkiej wojny. Latało się na dwupłatowcach, z licznymi naciągami, otwarta kabiną i stałym podwoziem. Ale nie zapominajmy o wyjątkach, takich jak polski PZL P7 i 11, amerykański P-26 czy też francuski Dewoitine D.27. Rajdy niemieckich sterowców i bombowców Gotha w I wojnie światowej, nadal niczego nie nauczyły Brytyjczyków którzy nadal gnuśnieli w swoim „splendid isolation” i w 1931 roku wypuścili kolejny szmaciany dwupłat. Najpierw Hawker Fury, dwa lata później Gloster Guntlera a jeszcze rok po nim Gloster Gladiatora.
Początkowo, w latach trzydziestych, Zachód nadal spokojnie spał pod pierzynką wizji o wiecznym pokoju a producenci szukali zamówień na samoloty daleko z granicą. Niemcy nadal udawały że robią szybkie samoloty pasażerskie i kurierskie( He 70 i 111, Do 17, Ju 86, BF 109). Jedynie na całą sytuacje trzeźwo patrzyli towarzysze sowieccy. Gdzie „Wojenno-Wazdusznyje Sily” nie bacząc na ograniczenia ekonomiczne, wypuściły hipernowoczesny, ale nadal drewniany I-16.
Boeing P-26 „Peashooter” został stworzony z inicjatywy producenta, któremu na całe szczęście bardzo dobrze się powodziło. Firma budowała dla armii klasyczne samoloty dwupłatowe P-12/F4B, masę nowoczesnych maszyn z serii Monomail dla cywilnych odbiorców, zaś w 1931 roku na lotiska wkroczył nowoczesny bombowiec B-9. Przemysł lotniczy USA dysponował najnowszymi technologiami i materiałami, korzystał z najlepszych technik produkcyjnych przez co był wstanie wytwarzać seryjnie aluminiowe z chowanym podwoziem wolnonośne jednopłaty, półskorupowym nitowanym kadłubem a niewiele później z instalacjami odladzającymi krawędzie skrzydeł oraz turbosprężarkami do lotów na dużych wysokościach. W tym czasie Stary świat o takiej produkcji mógł sobie jedynie pomarzyć.
W 1931 roku Boeing wyszedł z inicjatywą budowy nowoczesnego, jednopłatowego następcy dla serii P-12, która już dawno osiągnęła kres swoich możliwości. Wojsko wypięło się na prace projektowe i uznało że nie ma ochoty ani możliwości na finansowanie ich. Przez co firma wyszła z ogromnym ryzykiem produkcji ze swoich kosztów trzech prototypowych płatowców. Panowie wojskowi zgodzili się jedynie na wypożyczenie silników, śmigieł i innego niezbędnego sprzętu. Nowy samolot otrzymał oznaczenie fabryczne: model 248. Po podpisaniu umowy w grudniu 1931 roku w niecałe trzy tygodnie w styczniu i lutym roku następnego został wybudowany pierwszy prototyp a w lutym został przeprowadzony pierwszy lot próbny. Było to spowodowane tym, iż w momencie podpisania, inżynierowie Boeinga dysponowali już całym rozrysowanym projektem. Nowa maszyna okazała się zwrotna i szybsza od modernizowanego P-12E. W 1933 roku, w styczniu po zakończeniu serii prób, armia zamówiła 111 sztuk. A 10 miesięcy później, pierwsze maszyny seryjne (P-26A) znalazły się już w dywizjonach.
Pięknie to wszystko brzmi prawda? Jednak nie do końca, bo zawsze jest jakieś ale, a dokładnie dwa ale.
Przez to Wszystko P-26 nie pozostał w służbie dość długo. Już po dwóch, trzech latach zaczęły go zastępować myśliwce typu Seversky P-35 i Curtiss P-36. Za to Filipińskie, P-26 latały bojowo przeciwko Japończykom od 10 grudnia 1940. Zaś 12 grudnia kapitan Jesus Villamor poprowadził 6 maszyn przeciwko zgrupowaniu 54 bombowców i myśliwców japońskich. Przy przewadze przeciwnika 9 do 1 Filipińczycy rozbili nieprzyjacielski zespół i zmusili go do odwrotu. Pan kapitan zestrzelił jeden bombowiec, zaś pozostali piloci rozdali między siebie jeszcze po dwa „Zera” przy stracie trzech własnych maszyn.
Komentarze
Pokaż komentarze (12)