Moskwa za dnia, to przede wszystkim stanie w korkach. Wszyscy się pchają i nikt nikogo nie wpuszcza, trzeba wywalczyć sobie wiec miejsce, żeby wjechać z podporządkowanej ulicy. Dlatego można zaplanować maksimum 2 spotkania dziennie, inaczej nie ma to sensu i można w ogóle nie zdążysz na nie…A nikt tu nie będzie na nikogo czekał. Myślę, że ma to wpływ na biznes i jego efektywność. Dlatego kto może, posługuje się specjalnym oznakowaniem samochodu, przepustkami, legitymacjami, znakami, kogutami i sygnałami dźwiękowymi, aby mieć możliwość uprzywilejowanego parkowania, lub jazdy poza przepisami. Wydaje mi się, że podobne zwyczaje panowały u nas gdzieś we wczesnych latach 90tych…
Czasy powoli jednak się tu zmieniają. Byłem na 2 spotkaniach w stowarzyszeniach branżowych. Spotkanie w związku architektów naprawdę zapadło mi w pamięć, ponieważ spodziewałem się ludzi z doświadczeniem sowieckim i z nawykami z innych czasów, a tymczasem spotkałem ludzi młodych, dynamicznych i oczekujących od rządzących przemian i ścieżki dostosowania się do współczesnego świata. Ci młodzi ludzie spodziewają się dynamicznych zmian w ich otoczeniu. Nie wiem na jakiej podstawie, ponieważ wczorajsze informacje o sukcesji władzy raczej tych oczekiwań nie potwierdzają. Sposób zarządzania ich krajem przypomina raczej republiki azjatyckie, gdzie władza od upadku ZSRR sprawowana jest niemal dynastycznie. Przejeżdżałem tez koło pomnika Majakowskiego, gdzie 30-go każdego miesiąca odbywały się spotkania opozycji. Władza rozwiązała ten „problem” tak jak to robiło się za komuny u nas: ogrodzono ten teren i na blaszanym płocie napisano - remont…
Przejeżdżając koło MID-u (Ministerstwo Inostrannych Deł), przypomniałem sobie mój pierwszy wyjazd do Moskwy, gdy pomyliłem samochody i wsiadłem nie do tego co potrzeba. Nie były to czasy telefonii komórkowej. Wtedy też jeszcze nie mówiełm po rosyjsku ani nie znałem liter (z literami mam nadal problem i nie czytam w tym języku). Kierowca zapytał chyba czy w ministerstwo, więc odparłem - "da". Zamiast do ministerstwa budownictwa pojechaliśmy do MID-u. Sprawa wyszła dopiero jak zacząłem robić prezentację...faceci spodziwali sie jakiś Niemców (kolega miał niemieckie nazwisko i był Amerykaninem, więc qui-pro-quo trwało jeszcze parę chwil)
Kolejną szokującą dla mnie sprawą z jaką zapoznałem się podczas jednego ze spotkań to sposób naliczania opłat komunalnych za użytkowanie mediów jaki jest tu. Przypomina to zdaje się czasy komuny. Lecz cóż, nie mam zamiaru się martwić o ten gigantyczny kraj, niespecjalnie przyjaźnie nastawiony do swoich sąsiadów…
Czekając na mojego spóźnionego kolegę (wiadomo, korki…) miałem okazję zwiedzić najbliższą okolicę hotelu. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że naprzeciwko znajduje się Anglikański Kościół św. Andrzeja (patrona Szkocji z resztą). Kościół jest czynny i pełni swoje funkcje po dzień dzisiejszy. Więcej o kościele znajdziecie
TUTAJ. Na bramie wejściowej znajdują się znaki Anglii i Szkocji, co dodatkowo mnie zadziwiło. Wszedłem wiec do środka i oczywiście rzuciłem się na robienie zdjęć, a i aparat miałem tym razem ten właściwy. Od razu podeszła do mnie „ochrana”, której zadałem niezbyt chyba mądre pytanie : A skąd wzięli się tu Anglicy, ponieważ odpowiedź była jak najbardziej logiczna: „Z Anglii, przyjechali tu jeszcze za cara”. Rzeczywiście kościół jest wzniesiony w manierze XIX-wiecznego neogotyku. Jak wyczytałem w opisie, ufundowała go gmina szkockich kupców. A ostatnia caryca, Alexandra była
wnuczką królowej Wiktorii, coś wiec w tym wszystkim jest…
To nie koniec jednak niespodzianek. Potem zawitałem na osiedle wyjęte żywcem z USA. Nie ukrywam, że widziałem o tym, jednak osiedle to ciągle się rozrasta i powoduje to złudzenie znalezienia się w jakimś innym, nierealnym świecie, jakby w wehikule przenoszącym człowieka na inne kontynenty. Obecnie osiedle to liczy kilkaset domów. Myślę, że to tylko w Rosji jest możliwe, kraju kontrastów. Klientela osiedla to parszywie bogaci ludzie, obracający jakimiś nieprzyzwoitymi pieniędzmi, będący zalążkiem klasy średniej tego biednego kraju należącego do bogatych ludzi. Udało mi się spędzić tam dosyć udany dzień i rozwiązać wiele bieżących problemów, które można "reszit'" tylko podczas spotkania bezpośredniego.
Tak wiec mogłem spokojnie wracać. Jednak…spotkała mnie spora niespodzianka, niestety bolesna – gigantyczne korki. Zamiast spokojnie nocować w domu, spędziłem jeszcze jeden dzień w hotelu koło lotniska ponieważ spóźniłem się na mój lot…Nieźle wkurzony spędziłem czas na blogu i robiąc zdjęcia przez okno. Tak powstał wczorajszy wpis.
Następnego dnia byłem jednak czujniejszy i zdążyłem na czas. Z tej podróży pozostały mi mieszane uczucia. Z jednej strony czuję radość z udanych spotkań, a z drugiej zdziwiła mnie moja niefrasobliwość, ponieważ zawsze byłem przewidujący i zapobiegliwy. A przecież mam też doświadczenie podróży w nieprzyjaznych krajach. Jak to się stało, ze nie zdążyłem???
"Nothing in the World is so powerful as an idea. A good idea never dies and never causes changing its form of life". Frank Lloyd Wright.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości