Węgry bez Balatonu to jak garnek bez ucha. Jakoś mnie tam specjalnie nie ciągnęło, lecz kiedyś zostałem tam zabrany. Urzekł mnie kolor jeziora Balaton…Lecz po kolei. Będąc w
Gyor jeszcze w latach 90tych zostałem niemal porwany i zawieziony nad Balaton. Zaczęło się od tego, ze po drodze była
Pannonhlama, potem zamek Csesnek, Opactwo Zirc, a potem Balatonfured i Tihany na koniec. Nie byłem przygotowany na takie historie…Zostałem trafiony prosto w serce... i jeszcze mi cały czas bracia Węgrzy dozowali mi wiadomość, że wyglądam jak Węgier i mam węgierskie nazwisko królewskie i powinienem być z tego dumny…poległem… Wiedziałem co i jak, nie wiedziałem jednak, że oni wiedzą i tak się podchodziliśmy. "Oliwy do ognia” dolała policja i ci wszyscy co oglądali mój paszport, ponieważ każdy mówił do mnie automatycznie po węgiersku. Na koniec pani w recepcji hotelu Schweizerhoff (pamiętam nazwę po tylu latach…) wytłumaczyła mi, co i jak w prostych słowach: „jak mając takie nazwisko nie mówisz po węgiersku” odparłem, że z powodu imienia – Jarosław!
Trasa wyprawy była magiczna! Na początku był
Nyul, lecz jego wtedy nie pamiętałem, za wyjątkiem kościółka, ponieważ mam skrzywienie na tym punkcie, jak przystało na Polaka katolika. Potem był Ecs i pamiętam barokowa kopułę kościółka wiejskiego. Dalej Zirc…magia…opactwo Cystersów, czyli budowniczych! Ufundowane przez króla Węgier , Belę III w 1192. Od razu zwąchał swój swego ! Nie mogę wspomnieć prawdziwego, gotyckiego zamku rycerskiego – Csesznek. Ależ widok… a dalej – sam Balaton…
Szmaragdowa toń tego jeziora tektonicznego, bierze się z jego niezbyt wielkiej głębokości. Miejsce to tak naprawdę jest jedynym wakacyjnym miejscem Węgier, gdzie jest wielka woda, ponieważ zdarzają się malutkie jeziorka. Dalej winnice – najlepsze wina Węgier powstają tam, gdzie jest odbicie wody z Balatonu, lub w Egerze…jeśli nie brać pod uwagę gleby…(tu się narażam Węgrom, powiedzmy, ze mam w tym wiedzę z Francji…Magia polega na możliwości próbowania i uczestniczenia w procesie tworzenia produktu, co nie jest takie oczywiste w innych miejscach Europy.
Dalej wędrujemy do miejscowości Tihany na półwyspie, który jest enklawą – skansenem dawnych czasów. Strzechy, garncarstwo, lawenda, jezioro – oto wyznaczniki tego miejsca. Dobra, jestem gościem z innego miejsca, czy czasów a i wiem, że to jest sztuczność stworzona na potrzeby turystów z innych krajów – jednak jest to zrobione na wysokim poziomie. Tam się odpoczywa. Zakupiłem tam rzecz o jakiej marzyłem od lat! Filiżanka z Parisi-Nagy Aruhaz z XIX w. za psie pieniądze…Od tamtej pory poluje na taki zestaw w całych Węgrzech i Galicji, czy Austro-Węgrzech gdy jestem w tym rejonie…nie mam szans, to była okazja raz na milion…dalej szukam obrazów z okresu Austro-Węgier…rzadko mam szansę…To co mnie porywa w tej całej przygodzie, to to, że tam są miejsca, gdzie czas sie zatrzymał, nie było wojen totalnych jak u nas i ci ludzie żyją tam według tradycji, do której wracają po upadku komunizmu. Nie było tam takich zniszczeń jak w Polsce, choć mają swoje (Węgierskie) dobra w Rumunii, czy Słowacji, a nawet Chorwacji, które zaginęły bezpowrotnie, jak i nasze Kresy (choć kto wie...). Podchodzą do tego też tak jak my do Kresów - z nostalgią…W końcu Polak, Węgier dwa bratanki, do szabli i do szklanki…Rok 1956 i ich protest zaczął się pod pomnikiem Józefa Bema, naszych narodów bohatera…ten sprzeciw przetrącił kręgosłup tego narodu, podobnie jak nam Powstanie Warszawskie – wtedy oba narody strzelały do wroga diamentami…a więc jest kolejna bratnia zbieżnosć...jest ich wiele. Zdałem sobie z tego sprawę dobitnie patrząc jak lotnicy małymi maszynami przelatywali pod przęsłąmi mostu na Dunaju...chyba skąś znam ten styl Huzara ( a może Husarza???)...
A do Budapesztu dotarłem później...
"Nothing in the World is so powerful as an idea. A good idea never dies and never causes changing its form of life". Frank Lloyd Wright.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura