Miałem wczoraj ponownie możliwość obcować z wielkim jazzem, podobnie z resztą jak i
tydzień temu..Pogoda dopisała, ulewa zakończyła się tuż przed moim wyjściem z domu. Niebo w związku z tym obrodziło wyjątkowym kolorytem barw. W czasie koncertu lubiłem sobie więc popatrzeć w górę, ponad fasady i dachy wsłuchując się w muzykę Manuela Delago i jego zespołu Wokheads. Młody człowiek jest wirtuozem nowatorskiego instrumentu perkusyjnego zwanego hang. Wyglądem przypomina on wok i z tym skojarzyłem sobie z resztą nazwę zespołu. Muzyka prezentowana przez nich jest zróżnicowana i okraszona bardzo ciekawą instrumentalistyką perkusyjną dzięki temu „wokowi”. Zająłem sobie z kolega nasze stałe miejsce z lewej strony naprzeciw subwooferka i dzięki temu dźwięki można było brać bezpośrednio na trzewia. Niektóre utwory będące połączeniem jazzu i rocka naprawdę odbierało się cudownie w ten sposób. Dźwięki trafiały wtedy jakby prosto do wnętrza…
Znakomita sekcja rytmiczna naprawdę porywała agresją w tych utworach. Potem przyszła pora na utwory solowe z improwizacjami na poszczególne instrumenty. Hang wydaje rzeczywiście niezwykłe dźwięki. Muzyk miał je w arsenale dwa. Jeden wydawał dźwięki wyższe w stosunku do drugiego. Mistrz miał również specjalne magnetyczne (?) przykładki, które wpływały na wibrowanie dźwięku. Próbowałem zrozumieć jak wpływa to na wysokość dźwięków, jednak nie udało mi się tego określić z powodu za słabych uszu chyba…Saksofonista Christopf Pele Aurer miał też ciekawy instrument – klarnet basowy. Jeden z utworów dzięki temu przypominał mi …muzykę tybetańskich mnichów. Na koncercie zostało wykonanych również kilka kompozycji gitarzysty Cinematic Orchestry Stuarta McCulluma. Bez sprzecznie jest to wirtuoz gitary, a jego kompozycje logiczne i przemyślane. Koncert spotkał się z ciepłym przyjęciem publiczności, na zakończenie koncertu dostali muzycy gromkie i zasłużone brawa. Zrobiłem parę zdjęć, tym razem aparacikiem, dorożek niestety nie spotkałem. Piękne światło spowodowało, że zrobiłem parę ciekawych ujęć Starówki, trochę nawiązujących do zdjęć mojego wcześniejszego reportażu o
Stadionie Narodowym.
Po koncercie tradycyjnie udaliśmy się z przyjacielem na degustację markowych piw do lokalu Czytadło, a potem na Rynek Nowego Miasta, gdzie odbywał się jarmark żywności regionalnej. Szczęśliwie obyło się tym razem bez góralszczyzny, która ostro zalewa Polskę. Na szczęście nie tu i nie tym razem. Tam wiec popróbowaliśmy piwa Łaskiego Żywego – wyrobu browaru Koreb. Niefiltrowane, stara receptura. Polecam jednak chyba butelkowe zamiast picia z plastykowego kubka, ponieważ to mogło wypaczyć smak tego zacnego, bursztynowego płynu takim koneserom jak my… Spotkałem tam sporo znajomych, któych dawno nie widziałem, umówiliśmy się z nimi na jazz za tydzień.
Oczywiście powróciłem ze Starówki piechotą, maszerując dziarsko mą ukochaną
Al. Wojska Polskiego. Ponieważ nie chodziłem tędy dawno nocą, cyknąłem wiec parę zdjeć i udałem się na zasłużony odpoczynek po tak intensywnym wieczorze…Pozdrawiam
"Nothing in the World is so powerful as an idea. A good idea never dies and never causes changing its form of life". Frank Lloyd Wright.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura