Zdarzyło mi się po raz kolejny stąpać po śladach wielkiego i legendarnego już za życia w wielu krajach Polaka, Karola Wojtyły. Oczywiście jestem tu przewrotny – On podróżował ze swoją misją dużo więcej niż ja i po całym świecie, więc stąpanie po jego śladach wynika z Jego aktywności, a nie moich zasług…to tak gwoli uporządkowania …Takie przemyślenia wpadły mi do głowy pod wpływem dzisiejszego szczególnego dnia. Jest to kontynuacja mojej wczorajszej notki, może niezbyt zręcznej i oczywistej w przesłaniu, i mam nadzieję w konstruktywnej krytyce…
A więc do rzeczy: gdy pojawiałem się w jakimś miejscu jakiś (niedługi) czas po Jego wizycie, byłem o tej wizycie od razu informowany: zdarzyło mi się to w Gyor, gdy okazało się, że Karol Wojtyła mieszkał tu w tym samym hotelu i od razu dostałem ten sam pokój…(co ciekawsze, zapytano mnie w recepcji, czy chciałbym…) był to hotel przerobiony ze starego klasztoru Karmelitów oczywiście i nazywał się Klastrom. ( więcej o moim ukochanym Gyor tu:
http://dry.salon24.pl/301885,bratanki-wino-i-korzenie).
Po raz kolejny pojawiłem się krótko po Jego wizycie w Chorwacji w 2003 r. Było mi łatwiej jako Polakowi…to było dla mnie absolutnie niesamowite, że byłem traktowany specjalnie, dzięki Niemu…
Lecz tak naprawdę najważniejszą wizytę w Jego cieniu miałem w Meksyku, podczas wizyty jaką odbyłem w Mexico-City już po Jego śmierci. Gdy powiedziałem, ze jestem zafascynowany budowlami sakralnymi, miałem niezwykłą okazję zwiedzić nie tylko zabytki kultury Azteków, ale i wielkie obiekty kultury chrześcijańskiej w Mexico-City: wspaniałą katedrę konsekrowaną w 1672 r. i odnalazłem tam tablicę wbudowaną na pamiątkę Jego wizyty w 1979 r. – tyle lat o Nim tam pamiętano…Katedra jest absolutnie niezwykła w formie- wspaniałe dzieło baroku hiszpańskiego o niezwykłym przepychu form, ozdób, malowideł, polichromii, rzeźb, ozdób. Co ciekawsze sąsiaduje z ruinami świątyni azteckiej. Zachwyt wzbudza barokowy ołtarz. Na ołtarzu znajdują się postacie ważne dla ówczesnej Europy, w tym jeden z najważniejszych królów Polski (według przewodniczki meksykańskiej, ech, jak to rodzą się legendy)…. Ciekawe, czy jesteście go w stanie rozpoznać…
Potem oczywiście pojechałem do świątyni specjalnej: Matki Bożej z Guadelupe. Kościół ten jest aktualnie największym sanktuarium maryjnym na świecie i rocznie przybywa tu 12 milionów pielgrzymów z całego świata. Kościół był wielokrotnie przebudowywany w celu powiększenia możliwości przyjmowania pielgrzymów. Początkowo surowy z czerwonej cegły, obecnie po przebudowie z 1895 r. Kościół ten ma 4 wieże i kilkunastometrową kopułę. Nowy kościół poświecono 1974 r. jego styl mnie nie zachwycił…przejawia cechy brutalizmu, obecnego w architekturze lat 70-tych na świecie. Przeniesiono do niego złoty relikwiarz Juana Diego, zawierający cudowny artefakt. Wykonanie płaszcza owiane jest legendą świadczącą o jego nadnaturalnym pochodzeniu. Wykonany na płótnie z agawy wizerunek przedstawia Maryję w postawie stojącej. Ubrana jest w tunikę koloru różowego, spiętą pod szyją broszką, przepasana szarfą w talii i przyozdobiona kwiatami. Okryta jest ponadto płaszczem w kolorze błękitnym, ozdobionym gwiazdami. Cera twarzy Maryi jest koloru ciemnego, stąd od hiszpańskiego słowa moreno została nazwana „Morenitą z Tepeyac”.
Spotkałem tam wielu pielgrzymów z dalekich zakątków Meksyku, których marzeniem było pielgrzymowanie tu i dojście do obrazu na kolanach, aby zdobyć odkupienie grzechów. Widziałem to Sanktuarium i spędziłem tam cały dzień jak zaczarowany. Wokół nieprzebrane tłumy wiernych podziwiających relikwię. Dla porównania jeszcze dodam (za Wiki), że w Częstochowie mamy ok. 4 mln wiernych co roku, w Fatimie 5 mln, w Lourdes 6 mln, a w Mexico City 12 mln. wiernych rocznie.
Uderza siła wiary krajów Trzeciego Świata, ich zaangażowanie, bezprzykładna ufność i poparcie dla chrześcijaństwa. Nie dziwi dlaczego Karol Wojtyła lubił tu jeździć i dlaczego był tu uwielbiany. Rozumiem dlaczego kościół katolicki wybrał drogę ekspansji w tych krajach, zamiast trudnej ścieżki odzyskiwania wpływów w Europie, która może być stracona bezpowrotnie do czasu jakiegoś wielkiego przebudzenia, spowodowanego jakimis dramatycznymi wydarzeniami w przyszłości. Czy to kiedyś nastąpi? Zapewne nie w najbliższym czasie…może gdy papieżem zostanie ktoś z Afryki? Czasy się gwałtownie zmieniają przecież…
"Nothing in the World is so powerful as an idea. A good idea never dies and never causes changing its form of life". Frank Lloyd Wright.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości