DrVim DrVim
218
BLOG

Prezydencki poker w dwóch odsłonach

DrVim DrVim Prezydent Obserwuj temat Obserwuj notkę 6
#Trump #DonaldTrump #Biden #JoeBiden #USAelection #wyborywUSA #wyboryprezydenckie #KamalaHarris #Harris #Putin #Zelensky #USA

Mniej więcej 48 godzin temu Joe Biden odpalił polityczną bombę - oświadczając, że rezygnuje z ubiegania się o reelekcję na stanowisko Prezydenta USA.

Co ciekawe - zrobił to nie poprzez orędzie (jak zwykle w takich sytuacjach postępują politycy - Borys Jelcyn np. odpalił podobną bombę, ale w orędziu noworocznym do Rosjan, oświadczając, że podaje się do dymisji i desygnuje Władimira Putina na swojego następcę) - a poprzez umieszczenie podpisanego oświadczenia w serwisie tt/X. Już to daje do myślenia...

Chwilę później, kierując kolejny wpis już tylko do "My fellow Democrats" oświadczył, że jego kandydatką jest Kamala Harris - i będzie działał w kierunku, żeby to właśnie ona uzyskała nominację Demokratów w wyborach - jednak z jego wypowiedzi wynikało, że nikogo nie zamierza na siłę zmuszać do działania w tym kierunku.

Dziś wielu Republikanów pyta publicznie, że skoro Joe Biden nie czuje się na siłach pełnić obowiązków prezydenta przez następną kadencję - to czemu nie podał się do dymisji od razu?

Ano właśnie.

Ustępujący, ale wciąż urzędujący prezydent nie chce blokować nominacji.

Gdyby teraz ustąpił - Kamala Harris zostałaby pierwszą kobietą-prezydentem USA, choć tylko na parę miesięcy. To z automatu zapewniało jej nominację demokratów - z racji na funkcję i tradycję. Gdyby próbowano pozbawić ją nominacji na rzecz jakiegoś mężczyzny - politycznie poprawni wyborcy dostaliby furii: dyskryminacja kobiet! Gdyby zaś zrobiono to na rzecz innej kobiety - to od razu zaczęłyby się pojawiać pytania o równość szans i braku gry fair (inna sprawa, gdyby K.Harris coś w ciągu swojej krótkiej kadencji tak koszmarnie schrzaniła, że inny kandydat byłby tylko ratunkiem). Efekt? W obozie Demokratów wybuchłaby tak gigantyczna draka, że nie uspokojonoby sytuacji do wyborów - a te wówczas w cuglach wygrałby Donald Trump.

Tak więc decyzja J.Bidena (albo jego doradców, którą przyklepał) zostawia Demokratom pole do otwartej decyzji. Mogą postawić na Kamalę Harris - która, mówiąc delikatnie, ma nie najlepsze notowania zarówno w partii, jak i u wyborców. Ale mogą też nominować Michelle Obamę. I to byłby dla Donalda Trumpa poważny problem. Wielu Amerykanów z sentymentem wspomina prezydenturę Baracka Obamy - i nie miałoby nic przeciwko, żeby w Białym Domu znów znalazła się ta para: ona jako prezydent formalny, on jako jej główny doradca i człowiek, który bez większych problemów uzyskał prezydencką reelekcję, a więc na pewno mający w tym temacie gromne doświadczenie - no i poza tym mąż! Gdyby doszło do takiej sytuacji - rozgrywka będzie trwałą do ostatniej chwili. Gdyby jednak nominowano Kamalę Harris - warto porównać ją z Hillary Clinton, która jest jednak politykiem o klasę wyższym, a przecież z D.Trumpem przegrała...

Donald Trump. Poparcie ma duże. Dlaczego?

Między innymi - dzięki wykonywanym ruchom i składanym obietnicom.

Weźmy pod uwagę jeden aspekt: pomoc Ukrainie, na którą administracja Joe'go Bidena wydała wszak dziesiątki (jeśli nie setki) mld dolarów z kieszeni amerykańskiego podatnika. Zarówno Ukraińcy, jak i my w Polsce oceniamy to działanie jako jak najbardziej słuszne i potrzebne. Tylko czy to samo robią Amerykanie? Nie czarujmy się - wielu z nich ma podejście już nawet nie "I don't care of it!", ale jest wręcz tej pomocy przeciwna. I nic dziwnego - wielu z nich nawet nie wie, gdzie leży Ukraina, kojarzą, że to dawna część Rosji czy ZSRR. Więc niech sobie ją Rosja zabiera - co ich to obchodzi? Ważna jest Ameryka, Amerykanie i ich problemy. I wielu zwykłych Amerykanów dostaje furii na wiadomość, że nie będzie pieniędzy na pomoc dla nich - bo władza przekazała dziesiątki mld dolarów dla jakiejś tam Ukrainy...

Przerysowuję celowo, żeby przekaz dotarł. Dla wielu Amerykanów tragedia na Ukrainie ma takie samo znaczenie, jak dla ogromnej większości Polaków sytuacja w Jemenie i w Sudanie. A dodam tylko, że to obecnie dwa największe kryzysy humanitarne na świecie... Więc jeśli założyć, że Amerykanie to tacy sami udzie jak my - to dlaczego im się dziwić?

Na takich uczuciach gra Donald Trump. Nieucziwe? Podłe? Cóż - polityka, kampania przedwyborcza. A skoro już to robi - to stara się to robić dobrze (w sensie: jak najbardziej skutecznie). Jednym z przykładów takiej gry jest informacja o powołaniu na stanowisko przyszłego wiceprezydenta nie poprzedniego, tzn. Mike'a Pence'a, nie przyjaciela Marca Ruffio - ale młodego senatora, który otwarcie głosi, że jest pomocy dla Ukrainy przeciwny.

Noi, oczywiście, cała lewa strona oraz zwolennicy pomocy Ukrainie wieszają na Trumpie psy i straszą nie wiadomo czym - że np. on odda Ukrainę Rosji etc.

Tylko, Drodzy Panstwo, nikt z nich nie zwraca uwagi na jedną rzecz podstawową - i jedną poboczną.

Ta poboczna to propaganda D.Trumpa w wyborach AD 2015. Też się odgrażał, jak to np. zrobi porządek z Koreą Północną. Nie zrobił jak zapowiadał. Dlaczego? Bo stwierdził, że sposób "na rympał" przyniesie więcej szkody niż pożytku. Ale starał się blokować Kima jak mógł. I pamiętajmy - za prezydentury D.Trumpa USA nie zaczęły żadnej nowej wojny, co było sytuacją niespotykaną od dekad..

A kwestia główna? Cóż - on się stara nie o pierwszy wybór, a o ponowny. Po prezydenturach Franklina Delano Roosevelta, który pokazał, że można być prezydentem więcej niż 12 lat, Amerykanie dopilnowali, żeby już nikt nigdy prezydentem więcej niż dwie pełne kadencje nie został. Tak więc starający się o reelekcję D.Trump może obiecać, w granicach rozsądku, wszystko. I właśnie to robi - wiedząc, że izolacjonistyczne nastroje wśród wyborców demokratów mogą skłonić ich do głosowania na niego. Nie będzie to może jakaś wielka liczba - ale tam się czasem walczy o ułamki promili, wystarczy sobie przypomnieć jak niewielką przewagą wygrał G. Bush Junior z Alem Gore'em, kiedy na Florydzie pojedyncze głosy sprawdzano...

Donald Trump głosi, że jeśli zostanie prezydentem, to w jedną chwilę, dosłownie, skończy wojnę pomiędzy Rosją a Ukrainą - co jego przeciwnikom daje asumpt do snucia najbardziej dzikich teorii spiskowych, wśród których króluje ta, że on w ogóle zamierza odwrócić się od Ukrainy i rzucić ją Rosji na żer.

Wiążąc to z moimi powyższymi dywagacjami o tym co Amerykanów obchodzi Ukraina oraz z kampanią wyborczą Trumpa - może i takie podejście byłoby uzasadnione - dla mnie ma jednak więcej cech myślenia życzeniowego (w stylu "ten durny dziaders chce wszystkim krzywdę zrobić!") niż związku z prawdą.

On już raz prezydentem był, problematykę tego regionu zna dobrze - i nigdy się od niej nie odcinał. Blokując latami zgodę na rozbudowę NordStream i dokończenie NordStream2 pokazywał wprost, że nie chce pozwolić na wzrost hegemonii Rosji i Niemiec w Europie (a przypomnę, że Joe Biden i Angela Merkel, za plecami sojuszników z NATO oraz wbrew stanowisku Unii Europejskiej, traktat o budowie i dokończeniu NS2 podpisali). Jego teksty o tym, że nie będzie kogoś bronił, wynikają wprost z wcześniejszego stanowiska: "jak najbardziej wesprzemy tych, którzy grają z nami fair i dokładają do tego sojuszu tyle, ile powinni - ale jeśli ktoś się miga, to niech nie liczy, że amerykańskie ręce będą wyciągać jego de z ognia" (oczywiście - kolejny tekst na użytek publiki) - ale D.Trump doskonale zdaje sobie sprawę z tego co by było, gdyby Ukraina poległa w wojnie z Rosją. Dlatego na to nie pozwoli. Oczywiście nie znam tego jego słynnego planu na zakończenie tej wojny w 24h czy 3 dni - ale mogę pospekulować.

D.Trump może zaproponować spotkania w cztery oczy z W.Zełenskim oraz W.Putinem.

Temu pierwszemu powie wprost: słuchaj, kolego prezydencie - tej wojny nie macie szans, póki co, wygrać, oni mają za dużą przewagę w ludziach, ilości sprzętu i potencjale militarnym. Kontynuujcie tę wojnę - a polegniecie prędzej czy później. Więc lepiej odpuśćcie to, ż czym i tak mielibyście kupę problemów (w końcu Donieck i Ługańsk zostały uznane przez Rosję za niepodległe kraje), dajcie Rosji się z nimi handryczyć (skoro oni uznali ich niepodległość - to niech teraz się z tym wespół w zespół kiszą we własnym sosie). Ustalimy nową granicę - jak najlepszą do potencjalnej obrony i pozwalającą na jak największą i najsprawniejszą wewnętrzną konsolidację i odbudowę kraju. Oddacie Rosji te tereny, z Krymem - w zamian za to w ciągu kilku miesięcy przyjmujemy was do NATO. I to będzie dla was prawdziwa wartość dodana.

Zgadzasz się? Jesli nie - to wiedz, że Amerykanie mają dość pompowania w ten wór bez dna kolejnych dziesiątków miliardów - i, po prostu, będziemy musieli odpuścić pomoc dla was. Zwyczajnie - nie damy rady!

Co po takim dictum zrobiłby Zełenski?

Następnie D.Trump powie D.Putinowi: słuchaj - zacząłeś agresję i masz problem, bo wygrać konwencjonalnymi środkami nie potrafisz, straciłeś więcej ludzi i sprzętu niż twój kraj w Afganie i obu wojnach czeczeńskich (a wiem, że gryzie cię to, że mężczyźni giną i Rosjanki nie mają z kim rodzin zakładać, więc przyrost naturalny Rosjan spada i za chwilę możecie się nie oprzeć etnicznemu naporowi ze Wschodu). Wiem też, że Ukraińcy się nie poddadzą. Propozycja jest taka: z części zdobytych terenów musicie się wycofać - większość sobie zostawicie (zmuszę Ukraińców żeby na to poszli). Wojna się skończy, ty swoje zyskasz - ale my przyjmiemy Ukrainę do NATO. Sorry - zacząłeś agresję, pokazałeś, że wasi sąsiedzi nie są przed wami bezpieczni, dziś twoi politycy grożą nie tylko Ukrainie, ale też Polsce i innym sojusznikom z NATO, którzy bynajmniej nie mają zamiaru wybrać się do was ze zbrojną wizytą. Trzeba umieć ponosić konsekwencje swoich czynów. Idziesz na to? OK. Nie? To my władujemy w Ukrainę taką kasę i pomoc wojskową (i to zgodnie z prawem międzynarodowym, nie wypowiadając wam formalnie wojny), że w ciągu pół roku was pobiją na łeb i wrócą na pozycje wyjściowe z lutego 2022 roku - po czym my i tak przyjmiemy ich do NATO. Co wówczas zrobisz? Użyjesz broni jądrowej? No cóż - my też możemy jej użyć - a wy, w odróżnieniu od nas, nie macie np. bombowców stealth czy niewykrywalnych, w praktyce, okrętów z rakietami balistycznymi - my zaś możemy namierzyć i zniszczyć wszystko co wyślesz w morze i w powietrze. Skażesz swój kraj na zagładę - bo, w odróżnieniu od czasów zimnej wojny, nie masz już tylu głowic, żeby totalnie zniszczyć Amerykę i jej sojuszników z NATO, którzy też posiadają nuklearne arsenały. I uważaj - bo ja mogę treść tego ultimatum puścić w eter z informacją, że wolisz skazać własny Naród na zagładę niż zgodzić się na moje uczciwe warunki. Wiesz co wówczas może się stać? Więc jaka jest twoja decyzja?

W ten sposób D.Trump może mieć szansę rzeczywiście szybko skończyć tę wojnę. Ale pożyjemy - zobaczymy...

DrVim
O mnie DrVim

Bardziej na prawo niż na lewo. Korporant. Ojciec. Fan WOW, OZE i historii. Wypowiadam się w swoim imieniu - starając się unikać chamstwa i agresji (typu wyzwiska), aczkolwiek nie zawsze się to udaje...

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Polityka