Nie cierpię fałszu i obłudy. Czytam posty ludzi „cierpiących przy biurkach z Tybetem” i piszących te posty lub ganiających za ogniem olimpijskim. To nic nie da. Lepiej, żeby przekazali swoje pieniądze organizacjom wspierającym Tybetańczyków, czy inne nacje walczące o przetrwanie. Lepiej,żeby wybierali takich ludzi, którzy mają realny wpływ na bieg historii.
Wczoraj w Paryżu zgasł ogień olimpijski. Wielu z protestujących przed organizacją igrzysk olimpijskich w Chinach za pewne się cieszy. Tak samo pewnie w Tybecie. Są igrzyska i jest przedstawienie.
W przeciwieństwie do większości uważam, że tylko zorganizowanie Igrzysk w Chinach daje Tybetańczykom szansę zaistnienia w świecie mediów i pokazania ich cierpienia w walce o prawa człowieka. Inne nacje nie miały „TEGO SZCZĘŚCIA”. Proszę wejść na stronę http://www.hrw.org/ i zorientować się w ilu miejscach na świecie łamane są prawa człowieka. Tybet ma to szczęście, że cały świat ma możliwość widzieć ich krzywdę, inne zagrożone wyginięciem nacje nie dostąpiły tego „zaszczytu”, choćby Czeczeni. Nie ma żadnej różnicy pomiędzy Czeczenami, ludźmi z Darfuru i Tybetańczykami czy Kurdami, no może są różnice w statystyce masakrowania tych narodów w danym czasie. Innymi słowy, z Chinami świat prowadzi interesy. Świat „zachodni” nie przejmuje się prawami człowieka, świat liczy pieniądze i jednocześnie co jakiś czas gada coś o respektowaniu praw człowieka, tak dla świętego spokoju - oczyszczenia. Zachód wie, że jest trendy być z Tybetańczykami, ganiając za ogniem olimpijskim i wracać do domów z czystym sumieniem. W domach możemy podbić sobie dawkę adrenaliny oglądając relację z katastrofy lotniczej, relacją sportową czy wenezuelską telenowelą, igrzyskami olimpijskimi, ewentualnie obejrzeć wywiad z
W. Putinem np. na temat walki z terrorystami z Groznego.
Nie jestem za tym, żeby media i ludzie nie zauważały tego co się dzieje złego na świecie, ale nie jestem jedynie za komercjalizacją zbrodni jako dawki adrenaliny. Jestem za działaniem ze zrozumieniem, nie za krzykami post factum.
Świetnie całą sprawę przedstawił zespół „Dead Kennedys” w piosence Holiday In Cambodia. Wtedy także, cool’owo było protestować przeciwko przemocy w Kambodży i nic po za tym. Co prawda teraz trendy jest jeździć do Chin czy samego Tybetu, ale warto zacytować parę wersów:
So you've been to school for a year or two
And you know you've seen it all
In daddy's car thinkin' you'll go far
Back East your type don't crawl
Play ethnicky jazz to parade your snazz
On you five grand stereo
Braggin' that you know how the niggers feel the cold
And the slum's got so much soul
It's time to taste what you most fear
Right Guard will not help you here
Brace yourself, my dear
Brace yourself, my dear
It's a holiday in Cambodia
It's tough kid, but it's life
It's a holiday in Cambodia
Don't forget to pack a wife
You're a star-belly sneech you suck like a leech
You want everyone to act like you
Kiss ass while you bitch so you can get rich
But your boss gets richer off you
Well you'll work harder with a gun in your back
For a bowl of rice a day
Slave for soldiers 'til you starve
Then you head is skewered on a stake
Now you can go where people are one
Now you can go where they get things done
What you need, my son...
What you need, my son...
Is a holiday in Cambodia
Where people dress in black
A holiday in Cambodia
Where you'll kiss ass or crack
Pol Pot… .
And it's a holiday in Cambodia
Where you'll do what you're told
A holiday in Cambodia
Where the slum's got so much soul
Pol Pot
Copyright Dead Kennedys "Holiday in Cambodia"z płyty Fresh Fruit for Rotting Vegetables
Teraz Kambodża jest wolna, może kiedyś będzie wolny Tybet. I pewnie nie będzie to zasługa krzykaczy z bogatego „Zachodu”.
Inne tematy w dziale Polityka