Nie dawno byłem na okresowych badaniach z medycyny pracy. Pan doktor zapytał się mnie, czy wiem jak wyglądają polskie dyżury lekarskie? Już chciałem powiedzieć, że wiem, że ciężko, gdy słyszę, że polski dyżur to totalne spanie i obijanie, kilkunastu lekarzy, na kilka łóżek. A wie Pan, mówi do mnie, jak byłem w londyńskim szpitalu, z delegacją, to tam dyżur oznaczał to, że wyznaczeni lekarze, kilku na kilkaset łóżek, oprócz normalnych zajęć musieli nosić ze sobą pager’y i być na każde zawołanie przy każdej „akcji”, na sygnał pager’a biec do pacjenta. Tam płacą za konkretną pracę, nie za spanie po godzinach. Brytyjczyków nie stać na płacenie za sam fakt bycia lekarza w szpitalu – zakończył swoją opowieść miły dr nauk ze specjalizacją.
Jednym z uczestników rozmowy w TVP INFO, był Konstanty Radziwiłł prezes Naczelnej Izby Lekarskiej, który odniósł się do dyżurów lekarskich po 1 stycznia 2008 i powiedział między innymi, że lekarze będą pracować „po godzinach”, ale tylko wtedy, gdy wywalczą „znaczącą” podwyżkę i wzrost płac, w krótkim okresie czasu dla lekarzy specjalistów do poziomu co najmniej dwóch trzech średnich krajowych i więcej. Pan K. Radziwiłł dodał, że nie może być tak, że pracownik specjalista mniej zarabia od pracownika z podstawowym wykształceniem. Zaleca, żeby nie 4% ale 6% PKB było przeznaczane na lekarzy. Bo 4% to za mało. Co na to nauczyciele, oni też pewnie by chcieli 6%, razem 12%, czyli panie, panowie, dawaj walczmy o pozostałe 88%!
Apel skierowany wyłącznie do budżetówki.
W rozmowie TVP INFO, uczestniczył przedstawiciel Ministra Zdrowia, który zgodził się z postulatami zwiększenia wydatków na służbę zdrowia i stwierdził, że nie ma problemu by tak się stało, koszty zostaną przeniesione na firmy ubezpieczeniowe. Znaczy, w końcu będzie rynek ubezpieczeń zdrowotnych? Czy będzie nas stać na standardowe ludzkie OC, czy trzeba będzie ukrywać choroby i inne, żeby osiągnąć jak najniższą składkę, bo przecież inne koszty utrzymania siebie, rodziny się nie zmienią, a na pewno koszt utrzymania państwa, lekarzy – budżetówki. Nikt nie mówi, jak na razie o reformie budżetu, nikt z liberalno-ludowego rządu POPSL, nie zamierza zmniejszenia wydatków i podatków dla nas, wszystkich. Czyli, podwyżki lekarzy nie odbędą się już na zasadzie przesunięć budżetowych ala Z. Chlebowski, nie zabiorą innej grupie „budżetowej” ale zrzucą to na firmy ubezpieczeniowe, czyli na nas, klientów pacjentów. Lekarz, dyrektor szpitala i minister będą Panowie zadowoleni!
A co z nami? Nic. Będzie tak samo. No może nie do końca, będzie gorzej. Dalej będziemy płacić składki zdrowotne, i przymusowo ubezpieczać się prywatnie i nie leczyć się za wszelką cenę – bo nam wszystkie zniżki przepadną i nie będzie nas stać nawet na wymianę opatrunku, jak ubezpieczyciel wrzuci nam 400% zwyżki za grypę. Po prostu nie wierzę, że obecna ekipa zmierzy się z problemem i dokona prawdziwej reformy służby zdrowia. Łatwiej jest zmienić szefa CBA, czy prokuratorów, ministrów. Ale czekam na cud!
Człowiek z teczką i specjalizacją, powinien lepiej zarabiać od tego w kasku, tak zrozumiałem naczelnego lekarza III czy IV RP. Nie zgadzam się z Panem Konstantym Radziwiłłem. Człowiek nie uczy się po to, żeby więcej zarabiać. Człowiek uczy się, dla siebie, dla realizacji własnych zamierzeń, znalezienia swego miejsca na ziemi. Na pewno większość próbuje powiązać swoje marzenia o przyszłym zawodzie z oczekiwaniami rynku, czytaj z marzeniami o dobrych zarobkach.
Sporo trzeba się uczyć, żeby zostać lekarzem ze specjalizacją. Ale czy to jest powód do wyższych zarobków? Przyjmijmy rozumowanie, że specjalista od rur, jest gorszy od specjalisty od połamanych nóg czy grypy, bo mniej siedział w ławach szkolnych i akademickich i powinien gorzej zarabiać. Sam jestem „po specjalizacji” czytaj po wyższych studiach i wiem, że teraz lepiej by mi się wiodło, gdybym zarabiał na remontach i przysłowiowym układaniu kafelków albo wyjechał „na wyspy” a na razie żyje „od wypłaty do wypłaty”. Całe zacne grono naukowców, choćby z PAN, zarabia marne grosze i marzy o pracy za granicą, oczywiście jeśli jeszcze wiek im na takie plany pozwala. Cała masa polskich wynalazców, mogłoby nie sprzedawać swoich patentów „na zachód” i realizować Strategię Lizbońską – doganiać USA ale na razie wraz z nauczycielami i im podobnymi mogą sobie jedynie realizować strategię przetrwania własnej rodziny. Mój kolega doktor nauk chemii, realizuje się na zacnym stanowisku w fabryce boryga i denaturatu za marne grosze. On nie ma za sobą Naczelnej Izby Chemików, czy czegoś takiego, jeśli istnieje. Lekarze mają Izbę i siłę przebicia, bo wszyscy chorujemy i musimy się leczyć, ich związki są silne. Pracownicy budowlani nie muszą mieć związków zawodowych, bo szukają ich pracodawcy. Chemików nie potrzebujemy tak bardzo jak lekarzy, przynajmniej bezpośrednio. W kolejce o swoje cuda, czekają kolejne grupy społeczne, takie jak: nauczyciele, górnicy, ... wszyscy.
Idzie nowy rok 2008. Rok przedbudżetowy, czytaj ostatni PiSowy rok budżetowy. Następny na rok 2009 będzie, z założenia, lepszy. Od 2009 czekają na nas cuda. A na razie? Jeśli przeżyjemy... oszczędzając na zniżkach z ludzkiego OC.
Komentarze
Pokaż komentarze (7)