Interesująco śmiesznie wyglada opinia SN odnosnie publikacji orzeczeń TK.
Sąd Najwyższy powiedział nam że dotychczasowa praktyka publikowania orzeczeń TK przez kancelarie Premiera RP była czynnością zbędną ponieważ orzeczenia TK są ważne niezależnie od tego czy są opublikowane przez Rząd czy nie.
Tym samym Rząd Beaty Szydło nie ma praktycznego obowiązku, czy też potrzeby publikować orzeczenia z dnia 9 marca, no bo po co skoro nie jest to w żaden sposób kluczowe? Stąd naciski na Rząd żeby opublikować te orzeczenie tracą chyba sens. Mamy jeden problem z głowy.
Pojawia się jednak inny problem jako że nie widzę żeby w przyszłości Rząd miał ochotę publikować jakiekolwiek orzeczenia TK skoro Sąd Najwyższy IIIRP powiedział nam wszystkim że jest to bez znaczenia, jest to krok niepotrzebny.
Zachodzi więc sytuacja paradoksalna w której pan Rzepliński może orzec negatywnie i w dowolnym składzie o dowolnej pisowskiej ustawie i każde z jego orzeczeń będzie miało moc prawną natychmiastową. Rzepliński posiada obecnie możliwość unieważnienia dowolnej ustawy na gruncie uprawnień które Rzeplińskiemu nadał wlasnie Sąd Najwyższy.
Wszystko to jest zabawne ale według mnie istnieje potrzeba żeby ustalić czy działalność SN nie podlega czasami szeroko pojętej definicji działania dywersyjnego.
Inne tematy w dziale Polityka