Patrząc na w miarę udaną manifestację uliczną ludzi związanych z obecną opozycją nie można niezauwazyć kilku interesujących zjawisk.
Po pierwsze to widać bez wątpienia niebywały sukces pana Petru, który w przeciągu niecałych 5 miesięcy z mało znanego obywatela Ryszarda Petru stał się w oszałamiającym tempie reprezentantem sił postępowych naszego kraju, tym samym jednocześnie najbardziej wyrazistym bojownikiem o Demokrację. Ilościowo oceniając nikt chyba nie spodziewał się tak dużej frekwencji na marszu o Demokrację. Nikt też nie myślał ze PO/PSL będą tak zmargielizowane.
Z drugiej strony analizując to wydarzenie , to te 50 tys. "plus" partycypantów marszu nie jest wcale aż tak zawrotną liczbą uczestników w kontekście liczby dotychczasowych i bezpośrednich beneficjentów III RP w oraz liczby utraconych do tej pory i zagrożonych szybkim utraceniem stanowisk państwowych. Głowy się sypią i wygląda, a wszyscy o tym wiedzą, że to dopiero początek procesu wymiany kadr.
Po trzecie paradoksem niewątpliwym jest sytuacja, w której członkowie i członkinie ugrupowania które rządziło przez 8 lat utracili władzę w wyborach demokratycznych co stało się to w wyniku kampanii wyborczej w której mieli swoje przjazne media i cały aparat państwowy po swojej stronie. Niegodziwe wiec jest to żeby w kilka tygodni po klęsce wyborczej pokazywać się na ulicy i agitować ciężko pracujących obywateli do rewolty.
Tak sobie myśle że chyba brak tu jest poczucia wstydu, co zawsze było normalką, a jakościa nadrzędną tych elit które przegrały wybory 25 Października jest bezczelność.
Inne tematy w dziale Polityka