Pamiętam jak było u nas w Ontario, a było to kilkanaście lat temu kiedy poszedłem na wybory, a na wybory chodzę raczej wybiórczo. Otóż głosowanie odbyło się to tak, że najpierw wręczono mi kartę do głosowania, ja postawiłem krzyżyk obok nazwiska, złożyłam na pół moja kartę do głosowania, a następnie wręczyłem paniom przy wyjściu. Jedna z pan wzięła kartkę ode mnie i na moich oczach oddała co uznała że trzeba, włożyła to co oddarte do pudełka które stało obok, a następnie wpuściła kartkę do okienka niewielkiej maszyny, która wciągnęła kartkę niemal jak odkurzacz, lecz mechanicznie. Coś zaszumiało coś piknęło, a na ekraniku pojawia się napis że głos oddany i policzony. Thank you
Pomyślałem wiec sobie bolszaja technika i poszedłem do domu, dumny z osiągnięć cywilizacji.
Po długim okresie niegłosowania poszedłem znów głosować 2 lata temu, gdyż naprawdę nie chciałem mieć tego lewaka Trudeau na Premiera i ku mojemu zdziwieniu cały proces wyborczy odbywał się na piechotę, bez obecności jednej maszyny, zwykły ołówek, zwykła kartka, zwykła kartonowa urna. Myślę sobie co do cholery… chyba z tymi maszynami kilkanaście lat temu to musiało mi się przyśnić. Oddalem glos wrzucając kartkę do urny i poszedłem do domu
Otóż nie, nie przyśniło mi się, okazuje się że Kanada zrezygnowała z maszyn liczących głosy, pomimo że system taki był już wprowadzony, zapłacony i niejako zwalidowany. Wydano kupę kasy a pomimo to poszlo na smietnik.
Cos musi jednak być nie tak z tymi maszynami.
Inne tematy w dziale Polityka