Po silnych emocjach, których doświadczyła większość z nas, patrząc na wydarzenia minionego tygodnia, czas na refleksje. I konkretne działania, bo te są konieczne – nie za miesiąc, nie za rok, ale już teraz.
Większość protestujących na ulicach wielu miast Polski to młodzi ludzie, nawet bardzo młodzi. Tydzień temu na ulicę wypadła wulgarna dzicz, zawiedziona wynikami ostatnich wyborów, później dołączyli do niej młodzi ludzie. Z przekleństwami na ustach rzucili się na kościoły – był to zmasowany atak na sacrum i na język. Niemal każdy z nas od dzieciństwa słyszał, że nie wolno przeklinać, że to świadczy o prymitywizmie i jest po portu złe. A tutaj, proszę – w przestrzeni publicznej pojawiły się przekleństwa wypowiadane także przez posłów RP. Konstruktorzy lewackiej rewolty poszli na całość.
Gra na emocjach
Bunt jest wpisany w młodość. Problem zaczyna się wówczas, gdy młodzi ludzie są manipulowani, gdy w cyniczny sposób się ich wykorzystuje, a oni sami są przekonani, że ich zachowanie to skutek świadomych decyzji. Moim zdaniem mieliśmy tego przykład podczas ostatnich protestów: zamiast logicznych argumentów pojawiły się emocje, które wzięły górę nad zdrowym rozsądkiem. Dlaczego młodzi ludzi włączyli się w protest aborcjonistek? Co ich pchnęło do tego, by demolować kościoły i klasztory, by skandować wulgarne słowa?
Na to pytanie nie ma jednej odpowiedzi. Na pewno wpływ miała panująca pandemia, której skutkiem jest ograniczenie kontaktów międzyludzkich, wzmaga się potrzeba bycia z rówieśnikami. Na pewno wpływ miał pierwiastek buntu drzemiący w młodym człowieku. Na pewno – a właściwie przede wszystkim – wpływ miały brak edukacji i braki w wychowaniu.
Bezmyślne wykrzykiwanie „Wolność, aborcja, socjalizm” jest dowodem na niedostatki w edukacji. Takich przykładów można znaleźć znacznie więcej – protesty pokazały, że sytuacja jest naprawdę poważna.
Pokolenie Palikota i pokolenie światła
„Gdzie jest krzyż?” – słyszałam każdej nocy latem 2010 r. na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, gdzie razem z przyjaciółmi broniliśmy przed profanacją Krzyża Pamięci ustawionego przez harcerzy na pamiątkę dni, kiedy to Polacy oddawali hołd ofiarom katastrofy smoleńskiej. Pamiętam kompletnie pijaną dziewczynę w przykrótkiej sukience ze świecącymi na czerwono plastikowymi rogami na głowie, która bełkotała: „Jestem z piekła, jestem z piekła”, i pijacki śmiech towarzyszących jej chłopaków. Pamiętam, jak na Krakowskim Przedmieściu sikano na znicze, składano deklaracje apostazji, wykrzykiwano „j…ć Kaczora”.
Ówczesna władza PO–PSL przy pełnej akceptacji niemal wszystkich mediów (wówczas jedynymi opozycyjnymi mediami były: „Gazeta Polska”, portal Niezależna.pl i „Nasz Dziennik”) była zachwycona, a ówczesny premier Donald Tusk cieszył się, że mamy odpowiednik Hyde Parku.
Oprócz pijanych dzieciaków byli też inni młodzi ludzie: ci, którzy uczestniczyli co miesiąc we mszach św. i Marszach Pamięci ofiar smoleńskiej katastrofy, w Narodowym Dniu Pamięci Żołnierzy Wyklętych, w Marszu Niepodległości. Gdy szliśmy co miesiąc przez Krakowskie Przedmieście przed Pałac Prezydencki, odmawiając różaniec i śpiewając suplikację, wiedzieliśmy, że dzieci Palikota przegrają. I rzeczywiście tak się stało – Janusz Palikot, twórca obrazoburczego ruchu, już nie jest w polityce, podobnie jak większość jego posłów.
Cywilizacja śmierci
Twórcy Twojego Ruchu nie funkcjonuje już w życiu publicznym, zostało jednak pokolenie, które przez blisko 10 lat było karmione ideologią, którą wyznawał Palikot – żadnych świętości, wszystko jest dozwolone. Przedstawicielami tego pokolenia są i Robert Biedroń, i Michał S. ps. Margot, i jego dziewczyna ps. Łania, i anarchiści, którzy opanowali w dużej mierze ostatnie protesty.
Skrajny hedonizm i anarchia – tak w największym skrócie można odpowiedzieć na pytanie, czym się kierują spadkobiercy Palikota. Ludzie, którzy 10 lat temu bawili się przy krzyżu, dziś mają 30–35 lat. Myślę, że wielu z nich uczestniczyło w marszach, podobnie jak dzieci tych, którzy jako średnie pokolenie popierało Janusza Palikota.
Organizatorom marszów marzy się lewacka rewolta, która ogarnie całą Polskę, która doprowadzi do ich wygranej. Im chodzi przede wszystkim o władzę, której następstwem będzie: „Wszystko wolno!”. O jakiej wolności mówimy, jeżeli bici są ludzie? Czy wolnością jest demolka obiektów sakralnych i wulgarny język? Publiczne obrażanie?
Nie, to nie jest wolność, to są wyznaczniki prowadzące do unicestwienia tożsamości, to jest cywilizacja śmierci.
Cywilizacja życia
Czy młodzi ludzie, którzy ostatnio wyszli na ulice, są straconym pokoleniem? Czy małe dzieci, które miały na czapeczkach czerwoną błyskawicę (symbol Hitlerjugend) i które były prowadzane na protesty przez swoich niezbyt mądrych rodziców, będą w przyszłości negującymi wszystko anarchistami?
Tak może się stać, jeżeli nadal będzie zaniedbywana edukacja w szerokim tego słowa znaczeniu, zarówno w domu, jak i w szkole. Nie można uciekać od problemów, myśląc, że jak się o nich nie będzie mówić, to one znikną. Otóż nie znikną. Mało tego, wrócą w towarzystwie innych.
Trzeba edukować młodych ludzi, że to, co proponują aborcjonistki, to nie wolność, lecz eugenika w najczystszej postaci, czystość rasowa, która stała się przyczyną hekatomby po 1939 r. Trzeba mówić o bólu i cierpieniu zabijanych dzieci (nie abortowanych, jak to się elegancko nazywa), trzeba pokazywać cierpienie kobiet, fizyczne i psychiczne, ich traumę po zabiciu własnego dziecka, która pojawi się prędzej czy później.
Często w dyskusjach jest przywoływane pokolenie dwudziestolecia międzywojennego, młodych ludzi, którzy walczyli z bolszewikami w 1920 r. A także pokolenia, które urodziło się w momencie, gdy Polska odzyskała niepodległość. Przypominane są wartości, którymi karmili się młodzi ludzie początku XX w., ich heroizm w walce z niemieckim i sowieckim okupantem. Tajemnica ich postaw, życiowych wyborów nie jest trudna do rozszyfrowania: to wychowanie, rodzina i wiara. Oparciem była normalna rodzina, w której rodzice byli ostoją i wzorem do naśladowania. Kościół, gdzie uczyli się miłości bliźniego przez naukę Chrystusa. Szkoła, w której nie prehistoria czy starożytość były jedyną historią do poznania, lecz czasy nowożytne, czas zaborów i okupiona ofiarami droga do niepodległości. To w dwudziestoleciu międzywojennym decyzją marszałka Józefa Piłsudskiego żyjący jeszcze powstańcy styczniowy zostali nagrodzeni i uhonorowani za walkę o wolność ojczyzny.
A dzisiaj? Zaniedbania ostatnich 30 lat sprawiły, że są lżeni ludzie, dzięki którym mamy wolną Polskę. Przykładem tego jest Adam Borowski, bohater naszej wolności, działacz Solidarności Walczącej, więzień polityczny – był atakowany przez młodych ludzi tylko dlatego, że modląc się, stoi z różańcem pod kościołem, broni go przed najazdem barbarzyńców. Młodzi ludzie nie znają historii, a największym błędem jest mówienie, że szkoła nie musi tego robić, ponieważ tę rolę przejęły Instytut Pamięci Narodowej czy inne ośrodki związane z historią.
Nie czas teraz szukać winnych – kto i co doprowadziło do takiego intelektualnego wypłukania licealistów i studentów. Musimy na nowo zadbać o to, by odrobili lekcje z wiedzy i humanizmu, który zaginął im gdzieś po drodze w poszukiwaniu „lepszego świata”. Jak najszybciej, bo niebawem będzie na to za późno.
Dziennikarka, pisarka ( "Resortowe dzieci" i nie tylko), scenarzystka, reżyser
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo