Działacze ugrupowania Czarzastego, którzy mają Instynkt polityczny, zdają sobie sprawę, że wcale nie o wygraną chodzi. Wygraną ma być umocnienie się Roberta Biedronia jako lidera lewicy, a w przyszłości przejęcie władzy nad tym ugrupowaniem. Pamiętają również, jak Biedroń przed laty odszedł z Sojuszu Lewicy Demokratycznej i doprowadził do marginalizacji tej partii. Obawy dotyczą tego, że teraz może być podobnie – ideologiczny, nasycony poglądami LGBT twór może doprowadzić do marginalizacji lewicy, chociaż teraz Biedroń stara się uciekać od tej tematyki.
Ukrywanie neomarksizmu
Gdy się obserwuje działania Roberta Biedronia od początku jego kampanii prezydenckiej, widać, jak stara się on uciec od mówienia o LGBT i homoseksualizmie. Widać też, że na lewicy obowiązuje „przekaz dnia” – chodzący do mediów politycy i działacze tego ugrupowania jak ognia unikają rozmów na temat płci. A przypomnijmy, że ta tematyka zdominowała kampanię lewicy zarówno przed ostatnimi wyborami do europarlamentu, jak i parlamentu krajowego.
Początkowo szefem sztabu wyborczego Roberta Biedronia miała być posłanka Hanna Gil-Piątek, jednak nieoczekiwanie został nim Tomasz Trela, obecnie poseł SLD, a do niedawna wice-prezydent Łodzi (prezydentem jest Hanna Zdanowska z Platformy Obywatelskiej).
„Biedroń przeciął falę spekulacji, które w mediach trwały od kilku tygodni. Najpierw szefową sztabu miała być Gil-Piątek, potem zaś pisano, że będzie nim Trela, ze względu na »potrzebę innej dynamiki w kampanii«” – pisał „Dziennik Łódzki”. Hanna Gil-Piątek została faktycznie odsunięta z pierwszego planu kampanii z dwóch powodów: ostentacyjnego mówienia o swoich preferencjach seksualnych oraz dlatego, że jest z tego samego ugrupowania, co Biedroń, czyli z Wiosny.
Niedawno posłanka udzieliła czasopismu środowisk LGBT „Replika” wywiadu, który został opatrzony zdjęciem przedstawiającym Hannę Gil-Piątek z Anną Marią Żukowską, rzecznikiem prasowym SLD. Obydwie panietrzymają się na nim za ręce i widnieje na nim napis: „Niech nas zobaczą w Sejmie. Biseksualne posłanki”.
Hanna Gil-Piątek, była żona Tomasza Piątka, niegdyś dziennikarza „Gazety Wyborczej” i „Krytyki Politycznej”, autora m.in. paszkwilu „Macierewicz i jego tajemnice”, opowiada w wywiadzie o swoich biseksualnych skłonnościach. A to nie podoba się strategom lewicy, którzy pracują przy kampanii Biedronia i uważają, że ta tematyka może mu mocno zaszkodzić w prezydenckim wyścigu. I chociaż oficjalnie Gil-Piątek jest zastępcą szefa sztabu wyborczego, to ma się zajmować „zapleczem intelektualnym”. A to oznacza przesunięcie jej na dalszy plan – faktycznym szefem jest Tomasz Trela i to on będzie nadawał ton tej kampanii, co już zresztą widać.
Frazesy w błyszczącym opakowaniu
Pieniądze na kampanię Roberta Biedronia wykłada SLD i dlatego też pomysły Wiosny, której działacze chcieliby eksponować sprawy płci jako tematy pierwszoplanowe, zostały skutecznie zablokowane. Zamiast tego pojawiły się sprawy, które – według strategów lewicy – mogą przysporzyć głosów Robertowi Biedroniowi.
Kandydat lewicy zajmuje się więc klimatem, sprawami społecznymi, obronnością, a to, że prezentuje się jako „zwykły chłopak”, ma być jego bardzo mocnym atutem.
– Nie mam prezydenckich genów i nie pochodzę z politycznej rodziny. Ale wierzę, że nie to jest warunkiem bycia prezydentem Rzeczypospolitej Polskiej. Nie musimy dzisiaj wybierać w nadchodzących wyborach między konserwatyzmem light a konserwatyzmem hard, między umiarkowanym rodzajem konserwatyzmu a ciężkim rodzajem konserwatyzmu, bo takich mamy do dzisiaj kandydatów i kandydatkę – mówił Biedroń na konwencji w Słupsku. Mówił też o swoich inicjatywach ustawodawczych, które skupiać się będą m.in. na poprawie jakości opieki zdrowotnej poprzez m.in. zwiększenie wydatków na zdrowie do 7,2 proc. PKB, lekach na receptę za 5 zł, ale także budowie mieszkań na wynajem, usprawnieniu polskiego wymiaru sprawiedliwości poprzez m.in. przyspieszenie postępowań oraz godnej emeryturze gwarantowanej w wysokości 1600 zł.
Polityka zagraniczna według Biedronia ma polegać na przyjaznych relacjach (także z Moskwą) – według niego obecna władza popełniła fatalne błędy.
– Polska dyplomacja kompletnie straciła busolę, kręci się w kółko i jest nieskuteczna i robi awantury o drobnostki. Pokłóciła się z Unią Europejską, Niemcami, Litwą i Ukrainą – mówił Biedroń na konwencji, zapowiadając, że jak zostanie prezydentem, to zacieśni współpracę z UE oraz współpracę w ramach Trójkąta Weimarskiego i Grupy Wyszehradzkiej.
Biedroń obecnie troszczy się nie o LGBT, lecz o klimat i transformację energetyczną. W Krakowie zapowiedział walkę ze smogiem i wprowadzenie Zielonego Ładu, czyli ograniczenie emisji CO2, inwestowanie w badania i innowacje oraz ochronę środowiska naturalnego w Europie. Jak to może wyglądać w praktyce, przekonaliśmy się przy okazji różnego rodzaju akcji ekoterrorystów, z których większość albo jest działaczami, albo sympatykami partii Roberta Biedronia. Proponuje on więc po raz kolejny (wcześniej robił to w Słupsku jako prezydent tego miasta) rozwiązania, które są atrakcyjne, gdy się o nich mówi, ale z realną realizacją mają niewiele wspólnego.
Nienawiść i podział
Robert Biedroń i liderzy lewicy w związku z wyścigiem prezydenckim chcą się jawić jako gołąbki pokoju, które nie mają nic wspólnego z negatywnymi emocjami.
– Chcemy lepszej Polski, chcemy Polski nowoczesnej i przyjaznej dla zwykłych ludzi, chcemy Polski bez nienawiści, Polski, w której jest miejsce dla wszystkich, i że by Polacy mogli żyć i pracować jak inni Europejczycy – mówił obecny na konwencji w Słupsku Adrian Zandberg, lider partii Razem.
Robert Biedroń mu przytakiwał, ani słowem nie wspominając o swoich występach w Parlamencie Europejskim oraz kłamstwach, które wypowiadał przy tej okazji, a które za to doskonale pamiętają Polacy. Tu warto przypomnieć, że jako świeżo upieczony europoseł napisał do kolegów socjalistów ze swojej frakcji list wzywający, aby nie głosowali na polskich kandydatów na stanowiska wiceprzewodniczących parlamentu i przewodniczących komisji tylko dlatego, że są europosłami Prawa i Sprawiedliwości.
To Robert Biedroń należy do tej grupy polityków, którzy wzorując się na Targowicy, donoszą na Polskę i nie przebierają w środkach. Doprowadził do uchwalenia rezolucji krytykującej Polskę, posługując się kłamstwami w sprawie edukacji seksualnej w naszym kraju. Chodziło o obywatelski projekt nowelizacji Kodeksu karnego, przygotowany z inicjatywy Fundacji Pro-Prawo do Życia. Według proponowanych zmian karze grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat dwóch będzie podlegał ten, kto publicznie propaguje lub pochwala podejmowanie przez dzieci obcowania płciowego. Jednocześnie osoba, która będzie propagowała lub pochwalała takie zachowania za pomocą środków masowego komunikowania, ma podlegać karze ograniczenia wolności do lat trzech.
Tymczasem Robert Biedroń stwierdził, że to rząd PiS przedstawił nowelizację projektu dotyczącego penalizacji edukacji seksualnej, słowem nie wspominając, że jest to projekt obywatelski.
Teraz, gdy kampania prezydencka nabiera tempa, Biedroń chce przedstawić swój zupełnie inny wizerunek. Polacy tego nie kupią, ale nie o to chodzi – Biedroń chce przejąć władzę na lewicy. A to oznacza, że główny nurt będzie wyznaczała ideologia LGBT, a nie Włodzimierz Czarzasty lub Adrian Zandberg.
Tekst ukazał się w Gazecie Polskiej Codziennie
Dziennikarka, pisarka ( "Resortowe dzieci" i nie tylko), scenarzystka, reżyser
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka