Wystąpienie Włodzimierza Czarzastego w TVP spotkało się z oburzeniem – natychmiast pojawiły się głosy o fałszowanie historii przez lidera Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Rzeczywiście tak zrobił, trzeba jednak pamiętać, że w jego przekonaniu… przedstawił stan faktyczny. Wdzięczność Sowietom i zwalczanie nawet najmniejszego przejawu konserwatyzmu to kod genetyczny większości ludzi lewicy.
Na terenie Polski zginęło, łącznie z obozami, 700 tys. żołnierzy radzieckich. [...] Tereny odzyskane były wyzwalane przez dwie armie: jedna armia to była armia Wojska Polskiego, m.in. był w niej gen. Jaruzelski, a druga armia to była armia, w której byli żołnierze rosyjscy bądź radzieccy, a byli i ukraińscy i różni. Nie mogli dać wolności ludzie, którzy tej wolności sami nie mieli, ale jeżeli ktokolwiek powie do mnie i obciąży żołnierzy radzieckich, którzy ginęli, to niech pan to powie matkom, które miały synów – stwierdził w ubiegłym tygodniu publicznie Włodzimierz Czarzasty.
Ta wypowiedź wywołała reakcję prowadzącego program Michała Adamczyka. „Sowieci napadli na Polskę w 1939 r., w 1944 r. z prawego brzegu Wisły tylko patrzyli, jak Warszawa się wykrwawia” – napisał po zakończonym programie na Twitterze. „A Włodzimierz Czarzasty dziękuje im za »wolność«. Nie, nie dziwi mnie to, że on tak sądzi. Dziwi mnie to, że tak wiele osób powiela tę sowiecką narrację” – dodał dziennikarz.
Znak czerwonej gwiazdy
Żeby zrozumieć podejście lewicy do Sowietów, trzeba przypomnieć początki instalacji komunizmu w Polsce. Zaczęło się od Komunistycznej Partii Polski w II Rzeczypospolitej i dąbrowszczaków, czyli Brygad Międzynarodowych, które były podporządkowane Kominternowi – Komunistycznej Międzynarodówce. Znaleźli się w nich także polscy komuniści, którzy w latach 30. ubiegłego stulecia jechali do Hiszpanii walczyć z „faszyzmem” (wówczas trwała tam wojna domowa – komuniści z Frontu Ludowego walczyli z gen. Francisco Franco i jego zwolennikami; ostatecznie zwyciężył gen. Franco). W większości wywodzili się oni z lumpenproletariatu i marzyli o wchłonięciu Polski przez Związek Sowiecki. Instytut Pamięci Narodowej uznał dąbrowszczaków za organizację walczącą o budowę stalinowskiego państwa i służącą zbrodniczej ideologii komunistycznej. Pismo pt. „Dąbrowszczak” było skrajnie antypolskie i przedstawiało ówczesną Polskę jako „kraj faszystowski”.
Mimo zdemaskowania przez historyków rzeczywistej historii dąbrowszczaków przedstawiciele dzisiejszej lewicy uznają ich za swoich bohaterów. Gdy w ramach dekomunizacji likwidowano ul. Dąbrowszczaków, przedstawiciele lewicy (także młodzieżówek SLD i Razem) bili na alarm, że likwidowane są nazwy czczące „polskich bohaterów”.
Czy rzeczywiście chodzi o niewiedzę, czy jest to celowe, systematyczne zatruwanie umysłów? Zapewne jedno i drugie, ze wskazaniem na celowe działanie. Przecież jest wystarczająco dużo źródeł, by dowiedzieć się, czym były komunizm, Komintern, KPP i ich przybudówki. Nie sposób wytłumaczyć więc przywiązania do komunizmu, a mimo to są ludzie, którzy święcie w niego wierzą i uznają go za najsprawiedliwszy ustrój na świecie. Jeden z moich znajomych opowiadał, że mieszkając po sąsiedzku obok Wandy Nowickiej (obecnej poseł SLD, ówczesnej wicemarszałek Sejmu z ramienia lewicy), niemal co dzień wysłuchiwał „Międzynarodówki”, której dźwięki dobiegały z jej mieszkania. Logicznie myślącemu człowiekowi wydaje się mało prawdopodobne, by we współczesnym świecie ktoś wierzył w to, że „bój to będzie ostatni, krwawy skończy się trud”; jednak – jak wydać na powyższym przykładzie – pieśń rewolucji i jej hasła są nadal żywe. By się o tym przekonać, wystarczy posłuchać nie tylko starszych działaczy SLD, lecz także młodych komunistów z Adrianem Zandbergiem na czele.
Towarzystwo z Ordynackiej
Włodzimierz Czarzasty przez wiele lat był na drugim planie – nie udawało mu się zasiąść w Sejmie, nie udawało mu się przywództwo. Przez swoich kolegów z lewicy był postrzegany jako człowiek, którego szczęście omija szerokim łukiem – próby budowania lewicowej formacji powiodły mu się dopiero w ostatnim czasie. I to właściwie przez przypadek, a pomógł mu Grzegorz Schetyna, zapraszając starych komunistów na listy wyborcze do Parlamentu Europejskiego. Wygrana Leszka Millera i Włodzimierza Cimoszewicza stała się trampoliną dla Czarzastego, który skwapliwie wykorzystał tę szansę i także do Sejmu wprowadził lewicową formację.
Zanim to się stało, Włodzimierz Czarzasty był związany ze Stowarzyszeniem Ordynacka, założonym w 2001 r. przez byłych działaczy Socjalistycznego Związku Studentów Polskich oraz Zrzeszenia Studentów Polskich. W Ordynackiej znaleźli się m.in.: Aleksander Kwaśniewski, Robert Kwiatkowski, Marek Siwiec czy Marek Belka. W otoczeniu Czarzastego funkcjonowali ludzie dawnego aparatu władzy, czyli Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, tajni współpracownicy komunistycznych służb specjalnych i funkcjonariusze tych służb. To właśnie towarzystwo z Ordynackiej postanowiło zawalczyć o miejsca w Sejmie obecnej kadencji i po części im się to udało. Następnym etapem będzie – jak mówią sami posłowie SLD – wyciąganie dawnych działaczy lewicy z szeregów Koalicji Obywatelskiej. Jednym z nich ma być Grzegorz Napieralski, były lider SLD. W czasie jego przywództwa na lewicy jego zaplecze stanowili właśnie ludzie Ordynackiej, m.in. Włodzimierz Czarzasty i Robert Kwiatkowski.
Pragmatyka i sentymenty
Celem Włodzimierza Czarzastego jest zbudowanie szerokiej lewicy, która ma się jeszcze umocnić przed kolejnymi wyborami. By to osiągnąć, obecny lider SLD wykonuje działania mające pozyskać jak największe wsparcie. Z jednej strony jest to popieranie ideologii LGBT, obliczone na młodych wyborców; z drugiej – wychwalanie Związku Sowieckiego i PRL, co ma przysporzyć lewicy starszych zwolenników. Nie bez powodu lewica walczy o przywrócenie wysokich emerytur funkcjonariuszom komunistycznych służb specjalnych.
Nie mają żadnych skrupułów – gdy działacze Solidarności za czasów rządów SLD przez lata żyli w nędzy, działacze lewicy nie upominali się o nich. Teraz, gdy odbierane są emerytury funkcjonariuszom, którzy zwalczali niepodległościowe podziemie, lewica podnosi larum. Jest to działanie pragmatyczne, obliczone na pozyskanie zwolenników, nawet za cenę kłamstw i przedstawiania nieprawdziwych historii – mowa np. o „fali samobójstw” z powodu zabranej esbeckiej emerytury.
Dlaczego Czarzasty i lewica tak zaciekle bronią Związku Sowieckiego? Po części powiedział to sam Czarzasty w TVP, wymieniając nazwisko Wojciecha Jaruzelskiego. Ten przywódca wojskowej junty był – wspólnie z Jerzym Urbanem – mentorem Czarzastego i jego pokolenia. Przecież Roberty Kwiatkowski, który razem z przewodniczącym SLD dostał się właśnie do Sejmu, jest synem płk. Stanisława Kwiatkowskiego, doradcy Wojciecha Jaruzelskiego, twórcy CBOS, w którym terminowała Agnieszka Kublik z „Gazety Wyborczej”. Jak ma się więc odcinać od swoich czerwonych korzeni, z których wyrósł nie tylko Sojusz Lewicy Demokratycznej, ale także część mediów, które są obecne na naszym rynku? Przyznanie się do zbrodni Sowietów byłoby równoznaczne z przyznaniem się do zbrodni Jaruzelskiego. A na to po prostu Czarzasty nie może sobie pozwolić.
Dziennikarka, pisarka ( "Resortowe dzieci" i nie tylko), scenarzystka, reżyser
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka