Politycy patrzą na świat nie po to, by rozwiązywać jego problemy. Albo czyjekolwiek. Oni patrzą na świat, szukając wzorów postępowania, które pozwolą im zdobyć i utrzymać władzę.
Trump napatrzył się na Putina, który wziął swój kraj za pysk dzięki temu, że zaczął straszyć sąsiadów i rozpychać się łokciami powyżej swoich możliwości, czym mile połechtał swoich poddanych. Zajął Krym z przyległościami, bo... bo nikt go nie powstrzymał. "Patrzcie! Jesteśmy mocarstwem i niet nam w mirie anałoga!" - na ten widok zakrzyknął Wania do Stiopy z wielką uciechą. "Boją się nas chochły, boją Bałtowie i przeki, a Giermańcy jedzą nam z ręki!" Na koniec Putin, którego palce wciąż świerzbiły, wywołał pełnoskalową wojnę - napadł na sąsiednie państwo i słupki poparcia podskoczyły mu jeszcze bardziej. Poddani stanęli z rozdziawionymi z zachwytu gębami, jaki to z niego wielki wódz i dalekowzroczny polityk.
Donald popatrzył na te cuda, podrapał się po głowie i powiedział: "Ja też tak chcę!" Podrapał się jeszcze raz i wymyślił: "Wiem! Postraszę wojną Danię! Dania jest mała, to nikt się mnie nie będzie czepiał. Zażądam Grenlandii dla USA i wówczas wszystkie te głupie rednecki z prowincji zachwycą się, jaki to ze mnie mąż stanu, który odzyskuje dla Ameryki wielkość again. W ten sposób zdobędę trzecią kadencję, a potem - być może - nagrodę Nobla."
Jak pomyślał, tak zrobił.
Inne tematy w dziale Polityka