Bruksela to na szczęście nie tylko polityka. To także miejsce, w którym nie brak ciekawych wydarzeń artystycznych. Takich jak uroczysty koncert z okazji wybuchu I wojny światowej – „1000 głosów dla pokoju”. W Bazylice Świętego Serca wystąpiło ponad 1300 (!) śpiewaków z 17 krajów, którzy wykonali m.in. specjalnie napisany na tę okazję utwór Krzysztofa Pendereckiego.
Zacząć powinnam od może banalnej, ale w Polsce nieoczywistej uwagi – dla Belgii to I wojna była Wielką Wojną. W końcu w 1914 r. to Belgia stała się pierwszą ofiarą wojny. Przez następne lata była jednym wielkim polem bitwy. To w bitwie pod Ypres po raz pierwszy zastosowano iperyt. Zwłaszcza dla Flandrii ta wojna była wielką traumą, nota bene w ówczesnej armii belgijskiej generalicja i oficerowie byli głównie francuskojęzycznymi Walonami, którzy zaciągniętych do wojska niderlandzkojęzycznych Flamandów potraktowali jako mięso armatnie. Żołnierze nie rozumieli wydawanych po francusku rozkazów i ginęli jak muchy. Od zakończenia wojny toczy się też batalia o równouprawnienie języków urzędowych.
Belgia już od czerwca uroczyście upamiętnia wybuch wojny.
Największym artystycznym wydarzeniem miał być właśnie niedzielny koncert o oczywistym tytule „1000 głosów dla pokoju”. Był on jednocześnie zwieńczeniem tygodniowego cyklu koncertów – w różnych miastach belgijskich występowały chóry z kolejnych krajów, biorących udział w projekcie. Podczas niedzielnego koncertu w monumentalnej Bazylice Świętego Serca wystąpiło w sumie ponad 1300 wokalistów, z 39 chórów (pochodzących z 17 krajów). Towarzyszyła im orkiestra Filharmonii Brukselskiej Polskę reprezentował wrocławski chór akademicki Medici Cantates. Wśród kilku solistów była także polska mezzosopranistka, związana głównie z Wrocławiem, Agnieszka Rehlis. W programie znalazły się utwory m.in. znanego chińskiego kompozytora Tan Duna, Rosjanki Sofi Gubaiduliny oraz belgijskiego artysty Andre Devaere. Ten utalentowany pianista i kompozytor sam był jedną z ofiar wojny, został zwerbowany do armii i w bitwie w okolicach Nieuwpoort został ciężko ranny. Kilka dni później, 14 listopada 1914 r. zmarł, w wieku zaledwie 24 lat.
Dyrygował Estończyk Andres Mustonen. Clue wieczoru było prawykonanie specjalnie na tę okazję napisanego utworu Krzysztofa Pendereckiego „ Dies Illa”. Trudno jest pisać o muzyce, zwłaszcza gdy miesza się z emocjami. A tak było w tym przypadku, bo nie dało się samej muzyki wyabstrahować z ogólnego przesłania. Zwłaszcza teraz, gdy sama Europa ponownie jest zagrożona konfliktami wojennymi (Ukraina, tzw. państwo islamskie). Penderecki, z którym miałam przyjemność rozmawiać dzień przed koncertem, miał zresztą bardzo osobisty stosunek do koncertu i okazji, która go sprowokowała. W I wojnie zginęło dwóch jego wujów i temat był obecny w opowieściach rodzinnych.
Koncert miał też odpowiednią oprawę towarzyską, uczestniczyła w nim para królewska – król Filip i królowa Matylda, szef Rady Europejskiej, Herman van Rompuy, dyplomaci, artyści.
Organizatorem był Flanders Festival Brussels.
Muzyka niestety nie zmienia świata. Ale pozwala upamiętnić, ocalić od zapomnienia i jednocześnie dać, chociaż chwilowe, zapomnienie.
Inne tematy w dziale Kultura