Rak piersi to jeszcze nie wyrok śmierci. Można z nim wygrać, a na pewno trzeba walczyć. Dowodzą tego zdjęcia z wystawy „The Beauty and the Breast” pokazywanej w Parlamencie Europejskim. Widzimy na nich panie po amputacji piersi. Kobiety, które przeżyły dramat, ale się nie poddały i nie przestały być kobietami.
Katarzyna Piwecka, autorka zdjęć, wybrała kilkanaście kobiet. W różnym wieku, z różnymi doświadczeniami życiowymi, z różnych miast. Łączy je jedno – w którymś momencie zdiagnozowano u nich raka piersi. I był to początek, jak mówi jedna z bohaterek wystawy, trudnej podróży. U wszystkich pań konieczne było usunięcie piersi. To nie jest łatwa decyzja. Poza strachem przed operacją, powikłaniami, bólem dochodzi coś, czego nie ma w przypadku większości innych operacji – poczucie okaleczenia, nie tylko fizycznego. Piersi jako symbol kobiecości, urody są niemal fetyszem. I nagle chore zostają ich pozbawione. Jak same to zaakceptują? Jak zaakceptują ich mężowie, narzeczeni, przyjaciele? Tym bardziej, że czasem operacje nie są dobrze wykonane, albo jeśli dobrze, to blizny są bardzo duże. W tym momencie pojawiają się Amazonki, kobiety które to już przeszły i teraz wspierają inne panie, z np. Federacji Stowarzyszenia Amazonki. Taka pomoc, czasem zwykła porada, możliwość zwierzenia się komuś, kto przeszedł coś podobnego jest bezcenna. Zwłaszcza w przypadku osób – a przecież takie też są – nie mających wsparcia ze strony najbliższych.
Kobiety na zdjęciach są wymalowane, dobrze uczesane, uśmiechnięte – widok ran pooperacyjnych nie wywołuje przykrego wrażenia. Te blizny, rany są czymś naturalnym, integralnym z resztą ciała. I fotografie te są estetyczne, widz nie ma wrażenia epatowania nagością, nie odczuwa zażenowania. Widzi po prostu normalne kobiety, jedne z nas. I o to chodziło też, by pokazać, że rak nie jest czymś stygmatyzującym, wykluczającym.
Mamy jako społeczeństwo sporo jeszcze do odrobienia. Często nie umiemy rozmawiać z ludźmi chorymi. Oczywiście zawsze zależy to od konkretnej osoby, stopnia zażyłości, ale bardzo często na wszelki wypadek udajemy, że nie wiemy o chorobie. Tak jest łatwiej. Bzdura. Bo chorzy mają często ochotę porozmawiać o swojej chorobie, opowiedzieć o bólu, podzielić się obawami, usłyszeć pocieszenie. Moja była szefowa zachorowała na raka jajników. Nie miałyśmy już od dawna kontaktu, ale dowiedziałam się od znajomych, że jest już po którejś chemioterapii. Akurat nadarzyła się okazja rozmowy. Wahałam się jak nawiązać do jej choroby. Wyszła mi naprzeciw „ wiesz, że mam raka?”. Nie udawałam głupa i potwierdziłam, zapytałam kiedy go zdiagnozowano, jakie miała objawy, jak się wszystko zaczęło. Chętnie opowiedziała o chorobie, początku, stanie obecnym, rokowaniach, o tym jak znosiła chemię. Widać było, że chciała po prostu o tym porozmawiać. Może także po to, by mówiąc o raku symbolicznie go zneutralizować, zdeptać to tabu. Niestety rok temu zmarła, ale walczyła bardzo, nadspodziewanie długo. Bo bardzo chciała żyć. Miała silną wolę walki.
Panie ze zdjęć także taką wolę miały i mają. Bo jak mówią, najgorsze co można zrobić , to poddać się bez walki. I – dodam od siebie – ze strachu, na wszelki wypadek nie badać się. To dotyczy oczywiście także wszystkich innych chorób.
Wystawa, zorganizowana przez eurodeputowaną Sidonię Jędrzejewską, to jeden z elementów kampanii profilaktyki nowotworowej. Pokazując kobiety, które zgodziły się pozować obnażone, otwarcie mówiące o swojej chorobie, organizatorzy akcji chcą przełamać tabu, barierę i po prostu zachęcić nas do robienia badań. Na początek zawsze można się samej zbadać, zresztą poniżej wklejam dosyć zabawny filmik instruktażowy.
https://www.youtube.com/watch?v=E0gm8c8BKfk&noredirect=1
Inne tematy w dziale Rozmaitości