W niedzielę zmarła w Belgradzie Jovanka Broz. Wdowa po marszałku Ticie. Wraz z nią skończyła się definitywnie pewna epoka. Dla mnie osobiście wraz z nią pochowana zostanie Jugosławia, zarówno to, co z niej zostało – czyli prawie nic – jak i to, czym kiedyś była.
Jovanka Broz zanim została pierwszą damą Jugosławii przeszła szlak partyzancki, całą prawie wojnę spędziła w partyzantce. Podobnie jak moja babcia, zresztą nota bene było między nimi duże fizyczne podobieństwo. W 1944 roku poznała osobiście już legendarnego przywódcę komunistycznej partyzantki, starszego o 32 lata Josipa Broz. Ona była Serbką, on pół Słoweńcem, pół Chorwatem. Ślub wzięli osiem lat później. I przez 30 lat, aż do śmierci Tity Jovanka była „pierwszą towarzyszką”. Ostatnie lata przemieszkali jednak osobno. Historycy spierają się na temat roli pani Broz – czy jej, niezaprzeczalnie duży, wpływ na męża był dobry czy zły, czy to ona skonfliktowała go z otoczeniem, czy też otoczenie skonfliktowało ją z mężem. Nikt nie ma wątpliwości jedynie co do tego, że nie była jedynie statystką w politycznym teatrze. Jej dolce vita skończyło się wraz ze śmiercią marszałka. Ich majątek skonfiskowano i znacjonalizowano, Jovanka musiała opuścić imponującą rezydencję na Dedinju. Przez całe lata żyła ponoć w biedzie, dopiero 7 lat temu dostała paszport (!) i godziwą emeryturę.
Jej śmierć to symboliczny koniec pewnej epoki. Początkiem prawdziwego końca, brzemiennym w skutki była śmierć Tity w maju 1980 roku. Od tej pory jugosłowiański domek z kart zaczął się sypać. Mam bardzo ambiwalentne odczucia na temat Tity, jak dla mnie patrząc z dalszej perspektywy uczynił więcej zła niż dobra i był jednym z większych politycznych złoczyńców XX wieku. Ale jednocześnie jego rządy dla większości mieszkańców terytorium zwanego niegdyś Jugosławią, zapisały się w pamięci jako lata dobrobytu, dostatku, względnej wolności (nie mówię o więźniach politycznych) i pokoju. Nie bez powody najbardziej za Titą płaczą mieszkańcy Bośni i Hercegowiny i Macedonii, dwóch najbiedniejszych i najbardziej przez rozpad Jugosławii doświadczonych republik. I niezależnie od oceny Tity, Jugosławia z jego czasów była siłą, z którą liczyły się inne kraje. W jednym z ostatnich wywiadów marszałek odpowiada na pytanie, co się stanie po jego śmierci z krajem. „Mamy 8 milionową armię, jedną z najlepszych w Europie. Związek Radziecki nam nie zagrozi, ani żadne inne państwo ościenne. Jesteśmy jednością, istnieje braterstwo”. Strasznie brzmią te słowa, gdy mamy obecną wiedzę i wiemy, że ta wspaniała armia dała się wciągnąć w bratobójczą wojnę. Pogrzeb Tity był jednym z najbardziej imponujących widowisk i jednym z najważniejszych wydarzeń, w którym w uczestniczyła większość światowych przywódców.
Szkoda, że Jugosławia nie doczekała się równie pięknego i godnego pogrzebu. Państwo umierało w cierpieniach, płonąc żywcem.
Wraz ze śmiercią Jovanki Broz zamyka się definitywnie pewien rozdział. Właśnie jugosłowiański, bo była ona ostatnim żyjącym symbolem Jugosławii.
Inne tematy w dziale Polityka